[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To był bardzo, bardzo długi dzień.- Zombie - powtórzył bezmyślnie Argyle.- Cóż, przyznaję się do błędu.Obrzuciwszy uważnym spojrzeniem stół, Lockhart sięgnął po butelkę i napełnił kryształową szklanicę stojącą przed pustym talerzem Cecilii.- Wypij - rozkazał.- Nie, dziękuję.- Potrzebujesz tego.Nie co dzień wychodzi się za mąż i zostaje zamordowanym - powiedział, niebezpiecznie bujając się na krześle.Czekała, aż wywinie orła do tyłu.Nikt, nawet trzeźwy, nie utrzymałby długo równowagi na dwóch nogach krzesła przy ciągłym, piekielnym kołysaniu morza.- Przepraszam - poprawił się - prawie zamordowanym.Wstrzymała oddech i oczekiwała, co będzie dalej.Spojrzał na nią, ciągle łagodnie bujając się na krześle.Powoli podniosła szklankę, popiła, a potem zakaszlała.Dobry brytyjski rum rozlewał się ciepłem po jej gardle.Argyle grzmotnął w stół na znak aprobaty.- Nieźle, panno! - pochwalił.- Jacks, nalej jej na drugą nóżkę.Sąsiad Lockharta usłuchał z radością i zachichotał, aż mu powyłaziły czerwone plamy na twarzy.Ktoś zaintonował pijacką pieśń, Argyle ją podchwycił zdumiewająco czystym tenorem.Przy refrenie wszyscy chwycili za szklanki, nawet Lockhart.Szybko zrobiła to samo.Piosenka miała kilka zwrotek i sporo chórków.Zauważyła, że Lockhart tylko podnosił szklankę i precyzyjnie trafiał do ust.Też tak spróbowała, ale statek ciągle ją zwodził swoim zanurzaniem się i stawaniem dęba, więc alkohol ściekał raz do gardła, raz za dekolt.Tak czy inaczej nieźle się wstawiła.Nie wspominając już o tym, że była cała oblepiona rumem.- A teraz interesy - odezwał się Argyle, kiedy pieśń już skończyła się i zaczęto ponownie napełniać szklanki.- Co z chłopakiem, kapitanie?Lockhart wzruszył ramionami.- Przypuszczam, że za burtę.Wielkiej straty nie będzie.Argyle posmutniał.- Za dawnych dobrych czasów dostalibyśmy za niego spory kawał grosza.Sprzedalibyśmy go w Tortudze.- Tortuga to już nie to co kiedyś, tak jak i każdy inny diabelny port na świecie.Nawet Singapur - odrzekł kapitan.- Nie zarobimy na jego ładnej skórze.Lepiej sobie zaoszczędzić nerwów i okoliczności obciążających.- Chwileczkę - wtrąciła zaalarmowana Cecilia.- Wy.wymówicie o.- Wyrzuceniu twojego niedoszłego mordercy za burtę - powiedział Argyle.- Nie musisz nam dziękować.- Nie!- Nie? - Okularnik popatrzył przez chwilę zakłopotany, a potem wychylił rum i huknął w stół na znak zrozumienia.- A! Chcesz najpierw posłać mu kulę z muszkietu prosto w jego czarne serce! Załatwione, panienko! Świetny kawałek zemsty!- Nie! Oczywiście, że nie! Nie chcę! Ja chcę.- Najpierw się napij - powiedział Lockhart, unosząc ironicznie brew.- Ja nigdy nie negocjuję o suchym pysku.Wypiła większość dużymi łykami, zakrztusiła się i zachwiała.Stwierdziła, że powoli zaczyna przywykać do ciągłego kołysania statku.To tak jak jazda na koniu.Albo na kowboju.O rany! Piraci zawyli na znak aprobaty i wychylili swoje szklanki.- Następna kolejka - krzyknął Argyle.Lockhart jednak nawet nie sięgnął po swoją szklankę, tylko chwycił nagle krzesło i roztrzaskał je o podłogę.Zapadła zaskakująco trzeźwa cisza.- Wszyscy wynocha - rozkazał kapitan.Nie podniósł głosu, ale mężczyźni odsunęli krzesła i wyszli.Cecilia próbowała wymknąć się z nimi, ale Lockhart położył dwa palce na jej nadgarstku, przyciskając go do stołu.Zamarła.- Nie ty.Nie użył siły, ale ona jednak i tak nie mogła się podnieść.W ciągu kilku sekund kabina opustoszała, zostali sami.Kapitan puścił jej nadgarstek i położył łokieć na stole.- No dobrze - zaczął.- Zdecydowałaś się oszczędzić swojego niedoszłego zabójcę?- Tak - odparła.Kajuta zakołysała się, a Cecilia razem z nią.No cóż, teraz nie było to już takie trudne.Statek piracki, „ahoj”, Tortuga i wszystkie te bzdury! - Tak, chciałabym, żeby.żeby go pan wypuścił.- To właśnie zamierzamy zrobić, pani Taylor.Wypuścić go.Jeśli utonie, cóż, będzie to wyłącznie brak charakteru z jego strony.- Hej! Nie jestem mężatką! - zmusiła się, by skierować myśli na właściwy tor.- To nie fair wyrzucać go na środku ose.ose.- Oceanu.- Dokkładnie.- To może na wyspie? Jakiejś.nieprzyjemnej.Wrodzy tubylcy.Najlepiej kanibale.Rozważała jego propozycję.Nawet do niej przemawiała.- Bez kanibali - stwierdziła po chwili.- Reszta może być.Wyciągnął głowę w jej stronę.- No to moje gratulacje, panno Welles.Może się pani czuć rozwódką.Oczywiście byłaby pani o wiele mniej związana słowem, gdyby pozwoliła nam pani umieścić mu kulę w plecach.Pokój zakręcił się.Czy wpadli w jakiś wir? Oparła dłonie o stół, próbując stanąć prosto, ale przeklęty statek zaczął chyba wierzgać, nogi zrobiły się jej miękkie jak z galarety i runęła w dół.A kiedy już złapała oddech, siedziała kapitanowi Lockhartowi na kolanach.Wcale się nie poruszał, miał tylko odrobinę szerzej otwarte oczy.Wciągnęła głęboko powietrze i owiał ją jego zapach - ostrego, męskiego potu, rumu i ubrań noszonych zbyt długo, które oprócz przypadkowego deszczu i bryzgów fal, nie widziały nigdy wody.Z płaszcza unosiła się woń paczuli.Jej lewa ręka spoczęła na jego torsie i Cecilia poczuła, jak przyjemnie tężeją mu mięśnie pod cienką koszulą.Powoli podniósł głowę i napotkał jej wzrok.- Ten twój Ian to ładniutki, pustogłowy kretyn i nie nadaje się dla kobiety z twoim.potencjałem.Powinnaś była to wiedzieć.Puściła stół, żeby wykonać zamaszysty ruch ręką i zakołysała się na kolanach kapitana.- Potencjał - pokiwała głową.- A tak, mam go całe mnóstwo.Pracę bez perspektyw, żadnych pieniędzy, żadnych przyjaciół.a Ian, on był taki.- Przystojny? - spytał oschle Lockhart.- Troskliwy!Kapitan uśmiechnął się powoli.- O tak.Zaproponowaliśmy, że dopilnujemy, aby wyrzucił cię martwą za burtę.Za dodatkową opłatą oczywiście, ale się nie zgodził.Bardzo troskliwy dla swojej książeczki czekowej ten twój przyszły mężulek.Zatroszczył się o oszczędności i pozwolił ci utonąć.Ogarnęło ją gorąco - fizyczne, lepkie, bolesne - i przez chwilę sądziła, że po prostu zemdleje.„Och, Ian.”- Cecilio - odezwał się cicho Lockhart, po raz pierwszy nazywając ją po imieniu - on chciał, żebyś umarła w ten czy inny sposób.Tego możesz być pewna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl