[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaraz potem wyrżnęła boleśnie w krzesło Elminstera.Włosy na chwilę przesłoniły jej widok.Storm odgarnęła je niecierpliwie i wbiła wzrok w kulę ognia.Wisiała kilka stóp nad podłogą pracowni i wydawała ostre, przenikliwe trzaski.W jej sercu, czerniejąca i wciąż jeszcze pulsująca blaskiem księga buchała wielobarwnymi płomieniami.Na oczach Storm opasłe tomisko zmieniło się w kupkę popiołu i znikło.Po lewej jej stronie rozległ się głośny ryk.Odwróciła głowę, by zobaczyć jak czaszka nieumarłego rozsypuje się na kawałki.Czerwona poświata magii Raerlina przygasła, aż w końcu znikła zupełnie.W chwilę potem całe ciało obróciło się w proch.Gdy zapadła cisza, przymknęła powieki, zastanawiając się, kiedy jej poparzone dłonie przestaną drżeć.Nagle z prawej strony dobiegło ją głośne kaszlnięcie.Storm zamrugała i otworzywszy oczy spróbowała się podnieść.Elminster wstał powoli, kręcąc głową i klepiąc dłońmi osmalone dymiące placki na połach swej szaty.Przypomnij mi, moja droga - rzekł z powagą - bym w przyszłości podziękował ci, jak należy, za to, że po raz kolejny uratowałaś mi życie.Mimo bólu Storm zachichotała.W chwilę potem, mocno objęci, śmiali się już otwarcie, a ich oczy błyszczały radością.Gdy tak trwali w mocnym, gorącym uścisku, drzwi otworzyły się i do wnętrza zdewastowanej pracowni napłynęły dźwięki z kuchni.Najpierw rozległ się brzęk naczyń, a później pogodny głos Lhaeo, mówiącego:Herbata gotowa! Strasznie tam hałasowaliście, co.- sposępniał nagle i zamrugał powiekami na widok dwojga poparzonych i poranionych przyjaciół - c-c-co się stało?Eliminster odsunął od siebie Storm z zadziwiającą, jak na kogoś w jego wieku, zręcznością wykonał dłońmi serię szybkich gestów.W mgnieniu oka Storm znalazła się znowu na swoim krześle, odziana w przepiękną suknię.Dojmujący ból w piersi i dłoniach zniknął.Naprzeciw niej, przy zastawionym do herbaty stole siedział Elminster, noszący wspaniałą jedwabną szatę, ozdobioną haftami w kształcie smoków.Uśmiechał się pogodnie, trzymając w dłoni swoją fajkę.Nic takiego - odparł ze spokojem stary mag - ot, po prostu, wizyta starego przyjaciela.Gdy taca z herbatą znalazła się na stole, Elminster puścił oko do barda.Storm pokręciła głową i mimowolnie się uśmiechnęła.OSTATNI ŁYKChristie GoldenPodporucznik Rhynn Oriandis siedziała w siodle swej białej klaczy, strzegąc głównej bramy miasta Mistledale.Jak zawsze, tak i tego wieczoru wrota stały radośnie otworem.Kamienny mur okalający około dwóch tuzinów budynków nie wydawał się trudny do sforsowania dla zdecydowanego na wszystko intruza, lecz senne Mistledale nie byłoby chyba warte takiego zachodu.Znajdowała się tu tylko jedna główna ulica, wijąca się kreto przez całe miasto.Był środek Marpenothu.Wiatr mierzwiący błękitnawe włosy Rhynn niósł w sobie zapowiedź nadciągającej zimy.Chłód mroził białe policzki księżycowego elfa, lecz było jej dość ciepło, gdyż miała na sobie czarną, skórzaną zbroję i gruby płaszcz.Czuła wyraźnie drżenie klaczy.Moonmaid nie miała takiej ochrony, a podczas nocnych wart, tak jak tego wieczoru, Rhynn musiała stać przy bramie w uciążliwym bezruchu.Rhynn wymamrotała do ucha zwierzęcia, które było jej przyjacielem przez ostatnie piętnaście lat, kilka pozbawionych przepraszających i pocieszających słów, po czym dłonią w rękawicy pogładziła białą szyję starej klaczy.Moonmaid prychnęła z cicha, odwracając łeb, by spojrzeć na swego jeźdźca.Jej oczy błyszczały w świetle a w ich wnętrzu migotały iskierki czegoś, co zdaniem mogło być wyrazem ponurego niezadowolenia.Nie patrz na mnie w ten sposób - upomniała J^J gderliwym tonem.- Ja też nie lubię tych wart.Moonmaid nieomal parsknęła.Rhynn roześmiała się, zaraz sposępniała, gdy klacz, zmęczona nawet tak niewielkim wysiłkiem, opuściła łeb prawie do samej ziemi.Dlaczego konie muszą starzeć się o wiele szybciej niż elfy? Rhynn już od kilku dziesięcioleci należała do osławionych Jeźdźców z Mistledale.Więź jaka łączyła doświadczonych żołnierzy z ich białymi wierzchowcami, bardzo silna.Każdy Jeździec opiekował się swoim wierzchowcem od źrebaka i przez resztę jego życia nikt, oprócz niego z wyjątkiem krytycznych sytuacji, nie mógł dosiadać tego.rumaka.Gdy zwierzę się zestarzało i nie mogło już dłużej pełnić obowiązków, otrzymywało od swego pana ostatni słodko dar.Nazajutrz lub w przyszłym tygodniu, w każdym zdaniem Rhynn, zbyt prędko - nadejdzie pora, by skróciła; swej klaczy, wyświadczając jej tym samym przysługę i < jąć cierpień związanych nierozerwalnie ze starością.A otrzyma kolejne mlecznobiałe źrebię, by je szkolić, a koniec końców zabić.Rhynn służąc w oddziale Je przeżyła już wiele wierzchowców.Niemniej jednak, fakt ten nie czynił ostatniego rytuału ani trochę łatwiejszym.Nagle, zupełnie bez ostrzeżenia, Moonmaid spłoszyła szarpiąc ostro wędzidło i stając dęba.- Ho, hoo, maleńka.Uspokój się - powiedziała tonem Rhynn.Dotyk jej delikatnych dłoni sprawił, że poczuła się nieco raźniej.Mimo to nadal drżała, a rozejrzała się, by sprawdzić, co tak przeraziło starą W chwilę potem dostrzegła stojącą nieopodal, przyglądającą się jej znajomą postać.- Przykro mi, Rhynn - dał się słyszeć łagodny, miodopłynny głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl