[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeden z nich zawiera uk³ad z demonem: dziesiêæ czystych dyskietek w zamian zadusze,ktoœ inny rozpozna³ krewniaka wœród p³omieni i krzyczy:— Hej, hej, wuju Josephie! Spójrz, Nerisso, to twój cioteczny dziadek, Joe,który zmar³ przed twoimi narodzinami,to w³aœnie on, w otch³ani, a¿ po oczy we wrz¹cym ³ajnie,robaki wgryzaj¹ mu siê w twarz.Co za cudowny cz³owiek.Wszyscy p³akaliœmy na jego pogrzebie.Pomachaj do dziadka, Nerisso, pomachaj do swego dziadka.Sprzedawca go³êbi uk³ada wymazane lepem ga³¹zki na popêkanym bruku,rozsypuje okruchy i czeka.Pozdrawia mnie uniesieniem czapki.- Ten dzisiejszy go³¹b, proszê pana.Mam nadziejê, ¿e okaza³ siê zadowalaj¹cy?Przyznajê, ¿e owszem, i rzucam mu z³otego szylinga(którego przytyka ukradkiem do ¿elaznej p³ytki w rêkawicysprawdzaj¹c, czy z³oto nie jest magiczne, a potem chowa).We wtorki, mówiê.Proszê przychodziæ we wtorki.3.Domki i chaty na ptasich nogach t³ocz¹ siê na londyñskich ulicach,przestêpuj¹c chwiejnie nad taksówkami, sraj¹c ¿arem na rowerzystów,ustawiaj¹c siê w kolejki za autobusami.Kokokokokokokokokokokoko - mamrocz¹.Stare kobiety o ¿elaznych zêbach wygl¹daj¹ z okien,po czym wracaj¹ do magicznych zwierciade³albo do pracy,odkurzaj¹c we mgle i w brudnym powietrzu.4.Czwarta godzina w starym Soho,b³yskawicznie przeradzaj¹cym siê w oazê porzuconej techniki.Donoœny zgrzyt zêbatek urokównakrêcanych srebrnymikluczykami dobiega ze wszystkich sklepików — Zegarmistrza,Aborcjomistrza, Handlarza Cygar i Eliksirów.Pada deszcz.Dzieciaki z BBS-ów w miêkkich kapeluszach kieruj¹ alfonsowozami,rajfurzy modemowi,nieletni dresiarze, królowie stosunku sygna³u do szumów;ich oœwietlone neonami pikselowe dwory flirtuj¹ i krêc¹ siê wokó³ latarni,sukuby i inkuby o datach przydatnoœci do spo¿ycia i kredytowych oczach.S¹ twoje, jeœli masz przy sobie swój numer,znasz datê wa¿noœci i tak dalej.Jeden z nich mruga do mnie(pojawia siê i znika, znika-zanika-pojawia),szum poch³ania sygna³ w niezrêcznym seksie oralnym.(Krzy¿ujê palce –binarna ochrona przed dwunastkowym urokiem,skuteczna niczym superprzewodnik, czy mo¿e zwyk³y przes¹d.)Dwa poltergeisty wspólnie jedz¹ tani obiad.W Starym Soho zawsze czujê siêniepewnie.Brewer Street.Syk z alejki: Mefistofeles rozpina br¹zowy p³aszcz,b³yskawicznie pokazuje podszewkê (stare inwokacje w formie bazy danych,magicznie spêtane duchy - z wykresami), przeklina i mówi:Oœlepiæ wroga?Zniszczyæ plony?Wyja³owiæ partnera?Zbezczeœciæ niewini¹tko?Zrujnowaæ przyjêcie.?A co dla pana? Nic? Proszê to jeszcze przemyœleæ,wystarczy odrobina pañskiej krwi na wydrukui stanie siê pan dumnym w³aœcicielem nowego syntezatora g³osu, proszêpos³uchaæ.Stawia na stoliku zrobionym naprêdce ze skromnej walizki przenoœnego Zenitha,zwabiaj¹c przy okazji grupkê ciekawskich; w³¹cza g³oœnikwypisujec> prompt: GOi maszyna zaczyna recytowaæ spokojnym miarowym g³osem:Onentis princeps Belzebub, infem iinedentista menarche et demigorgon,propitiamus neue.Wêdrujê spiesznie naprzód w g³¹b ulicy,papierowe duchy, stare wydruki, depcz¹ mi po piêtachi wci¹¿ s³yszê, jak trzepie niczym wprawny handlarz:Nie dwadzieœcianie osiemnaœcienie piêtnaœcie kosztowa³o mnie dwanaœcie, moja pani, klnê siê na Szatana, alezrobiê to dla pani,bo podoba mi siê pani twarzyczka,bo chcê dodaæ pani ducha.Piêæ.Dobrze pani us³ysza³a.Piêæ.Sprzedane damie o piêknych oczach.5.Œlepn¹cy arcybiskup o oczach zasnutych zaæm¹ przykucn¹³ w mroku na progukatedry œw.Paw³adrobny, podobny do ptaka, jaœniej¹cy, mamrocz¹cy pod nosem I/O, I/O, I/O.Dochodzi szósta, to godziny szczytu w handlu kradzionymi snamii rozszerzon¹ pamiêci¹.Podajê mu dzbanek.Bierze go ostro¿nie i pow³Ã³cz¹c nogami, znika w mroku.Gdy wraca, dzban jest znów pe³ny.- Gwarantuje pan, ¿e jest œwiêcona? - pytam.W odpowiedzi wypisuje palcem w zamarzniêtym piasku jedno s³owo: WYSIWYG.Nie odpowiada uœmiechem.(Wisi wig.Whisky wnyk.)Odkas³uje, spluwaj¹c mlecznoszar¹ flegm¹na kamienne stopnie.To, co widzê w moim dzbanku, wygl¹da jak woda œwiêcona, ale nie mam pewnoœci,musia³bym byæ syren¹ albo duchemmaterializuj¹cym siê ze s³uchawki telefonicznej, dosiadaj¹cym sygna³u,inwokacji, prawdziwej pomy³ki jak siê patrzy; one potrafi¹ rozpoznaæ œwiêt¹wodê.Zdarza³o mi siê ju¿ wrzucaæ do niej telefonyi patrzeæ, jak pojawiaj¹ siê najdziwniejsze zjawy,a potem z sykiem p³on¹, gdy obmywa je woda:pokropek i oczyszczenie, Ostateczne Poœwiecenie.Pewnego popo³udniaca³a ich grupka utknê³a na taœmie mojej sekretarki:przegra³em je na dyskietkê i schowa³em.Macie ochotê?Tu wszystko jest na sprzeda¿.Ksiêdzu przyda³oby siê golenie, trzêsie siê ca³y.Poplamione winem szaty nie chroni¹ przed zimnem.Dajê mu pieni¹dze.(Niezbyt du¿o.Ostatecznieto tylko woda, niektóre stwory s¹ tak g³upie,¿e potrafi¹ rozp³yn¹æ siê bez œladu.jeœli pokropiæ je wod¹ Perrier,a do tego ca³y czas zawodz¹:Och, moje z³o, moje piêkne z³o).Stary ksi¹dz chowa monety do kieszeni, w ramach premiiwrêcza mi worek okruszków,po czym siada na stopniach, kul¹c siê i ko³ysz¹c.Czujê, ¿e powinienem coœ rzec, nim odejdê.- Pos³uchaj - mówiê - to nie wasza wina.Po prostu mamy tu system dla wielu u¿ytkowników.Nie mogliœcie o tym wiedzieæ.Gdyby modlitwy da³o siê po³¹czyæ w sieæ,gdyby bo¿e programy ju¿ dzia³a³y,gdybyœcie przedstawili sw¹ stronê jako równie wiarygodn¹.- Co widzisz? - mruczy posêpnie.- Dostajesz to co widzisz.— Mia¿d¿y w palcach hostiêi ciska j¹ go³êbiom,nie próbuj¹c schwytaæ nawet najpowolniejszego z ptaków.Zimne wojny rodz¹ ludzi nie umiej¹cych przegrywaæ.Wracam do domu.6.Dziennik o dziesi¹tej.A oto prowadz¹cy, Abel Drugger:7.K¹cikiem oka dostrzegam pospieszny bezkrwawy –ruch czy¿by mysz?Z pewnoœci¹ jakieœ urz¹dzenie peryferyjne.8.Czas do ³Ã³¿ka.Karmiê go³êbie,potem siê rozbieram.Rozwa¿am, czy nie œci¹gn¹æ z sieci sukuba,a mo¿e asystentkê?(To wszystko za darmo, nierz¹dy i przyrz¹dy,shareware, nie warto traciæ fortuny,nawet zabezpieczony towar daje siê skopiowaæ,wszystko ma cenê, ka¿dy z nas).Systemy elektroniczne, robotyczne, biologiczne, cybernetyczne,Systemy mroczne i demoniczne,nocne, jak nocne koszmary.Modem zachêcaj¹co mruga obok telefonuczerwonymi oczami.Nie ruszam go jednak –w dzisiejszych czasach nikomu ju¿ nie mo¿na ufaæ.Œci¹gasz coœ z sieci i nie wiesz w ogóle, sk¹d siê wziê³o,kto mia³ to przed tob¹.Co, mo¿e nieprawda? Nie boisz siê wirusów?Nawet dobrze zabezpieczone pliki te¿ niszczej¹,a najlepiej chronione niszczej¹ absolutnie.W kuchni s³yszê gruchanie i k³Ã³tniê go³êbi,œni¹cych o no¿ach dla mañkutów,kabale i lustrach.Na pod³odze gabinetu widaæ plamy go³êbiej krwi.Zasypiam samotnie.I samotnie œniê.9.Byæ mo¿e budzê siê w nocy, w nag³ym zrozumieniu,wyci¹gam rêkê,bazgrzê na starym rachunkumoje objawienie, œwie¿e spojrzenie na œwiat,wiedz¹c, ¿e ranek odrze je z niezwyk³oœci.Magiê mo¿na ogl¹daæ tylko noc¹,a potem wspominaæ czasy, gdy wci¹¿ by³a.Objawienie zamienia siê w bana³, pos³uchajcie:Wszystko by³o prostsze, nim zaczêliœmy stosowaæ komputery.10.Budz¹c siê, czy mo¿e œpi¹c, s³yszê dobiegaj¹ce z zewn¹trz odg³osyszalonych sabatów, krzyki wiatru, szum taœm, metalow¹ maszynow¹ muzykê;czarownice dosiadaj¹ce potê¿nych g³oœników kr¹¿¹ pod ksiê¿ycem,potem l¹duj¹ na b³oniu, ich nagie cia³a b³yszcz¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Neil Gaiman Gwiezdny Pył
- Gaiman Neil Gwiezdny Pyl
- Neil Gaiman Nigdziebadz
- Gaiman Neil Dym i Lustra
- Connolly, Michael City of Bones(1)
- Bethany Kris Spray Paint Kisses [Evernight]
- Bez serca Kat Martin
- Cosmos Carl Sagan
- Biernath, Horst Es bleibt natuerlich unter uns
- Rushdie Salman Sztanskie wersety
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ps3forme.xlx.pl