[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Paw³a, sypi¹c¹ iskrami,œwiecê zap³onow¹ Wie¿y Telekomunikacyjnej, rozsypuj¹ce siê na wietrze jakzamki z piasku.B³¹dz¹c przechodzi³ przez anonimow¹ pl¹taninê parków iwychodzi³ na zat³oczone ulice West Endu, na których, ku os³upieniu kierowców, znieba zacz¹³ padaæ kwas, wypalaj¹c wielkie dziury w nawierzchni dróg.W tympandemonium mira¿y czêsto s³ysza³ œmiech: miasto wyœmiewa³o jego bezsi³ê,oczekuj¹c poddania siê, przyznania, ¿e nie jest nawet w stanie obj¹æ rozumemtego, co tu istnieje, a có¿ dopiero mówiæ o zmienianiu.Wykrzykiwa³przekleñstwa pod adresem wci¹¿ niewidocznego przeciwnika, b³aga³ Boga onastêpny znak, obawiaj¹c siê, ¿e jego si³y naprawdê nigdy nie sprostaj¹zadaniu.Krótko mówi¹c, stawa³ siê najbardziej ¿a³osnym i zszarganym zarchanio³Ã³w; ubiór jego brudny, w³osy d³ugie i przet³uszczone, podbródekpokryty kêpkami nieujarzmionych k³aków.W takim w³aœnie ¿a³osnym stanie dotar³do stacji metra Angel.Musia³ byæ wczesny ranek poniewa¿ na jego oczach g³êbia wyplu³a z siebieobs³ugê, która otworzy³a, a nastêpnie odci¹gnê³a metalow¹ kratê nocy.Wszed³za nimi pow³Ã³cz¹c nogami, g³owa spuszczona, rêce g³êboko w kieszeniach (planulic zosta³ ju¿ dawno wyrzucony); i podniós³szy w koñcu oczy, znalaz³ siêtwarz¹ w twarz z osob¹, która by³a bliska p³aczu.- Dzieñ dobry - zaryzykowa³, a m³oda kobieta w kasie biletowej odpowiedzia³a zgorycz¹: - Co w nim takiego dobrego, chcia³abym wiedzieæ - i teraz dopieropojawi³y siê jej ³zy, pe³ne, kuliste i obfite.- No dobrze, ju¿ dobrze, mojedziecko - powiedzia³ i dziewczyna spojrza³a na niego z niedowierzaniem.- Niejest pan wcale ksiêdzem - wyrazi³a swoje zdanie.Odpowiedzia³ trochêniezdecydowanie: - Jestem Anio³em, Gibrilem.- Rozeœmia³a siê, równieniespodziewanie, jak wczeœniej zaczê³a p³akaæ.- No tak, tylko ¿e anio³yzwisaj¹ tu z lamp ulicznych na Bo¿e Narodzenie.Ozdoby.Tylko, ¿e Rada Miejskawiesza je za szyjê.- Nic nie mog³o zbiæ go z tropu.- Jestem Gibril -powtórzy³ i utkwi³ w niej wzrok.- Recytuj.- I ku swemu zdziwieniu, które znaciskiem podkreœli³a, nie mogê uwierzyæ, ¿e to robiê, ¿e zwierzam siê jakiemuœw³Ã³czêdze, nie podoba mi siê to, wie pan, kasjerka biletowa zaczê³a mówiæ.Nazywa³a siê Orfea Phillips, mia³a dwadzieœcia lat, utrzymywa³a obydwojerodziców, zw³aszcza teraz, kiedy jej postrzelona siostra Hiacynta utraci³apracê fizjoterapeutki „pakuj¹c siê w jakiœ zupe³ny nonsens”.M³ody cz³owieknazywa³ siê, bo, a jak¿e, by³ w tym i m³ody cz³owiek, Uriasz Moseley.Nastacji ostatnio zainstalowano dwie b³yszcz¹ce nowe windy, i Orfei i Uriaszowipowierzono ich obs³ugê.W godzinach szczytu, kiedy pracowa³y obydwa dŸwigi,by³o ma³o czasu na rozmowy; jednak w innych porach dnia u¿ywano tylko jednego.Orfea stawa³a wówczas na stanowisku kontroli biletów nie opodal szybu windy iUriemu uda³o siê spêdziæ wiele godzin na rozmowie z ni¹ tam na dole, wspiera³siê o futrynê drzwi swojej b³yszcz¹cej windy i czyœci³ zêby srebrna wyka³aczk¹,któr¹ jego pradziadek dawno temu dziubn¹³ jakiemuœ w³aœcicielowi plantacji.By³a to prawdziwa mi³oœæ.- Ale mnie ponios³o uczucie - zawodzi³a Orfea przedGibrilem.- Jestem zbyt szybka, by zachowaæ rozs¹dek.Pewnego popo³udnia, przys³abym ruchu, opuœci³a swój posterunek i stanê³a przed nim, kiedy by³ akuratpochylony i czyœci³ zêby, i widz¹c to spojrzenie jej oczu, od³o¿y³ wyka³aczkê.Po tym wydarzeniu zacz¹³ przychodziæ do pracy sprê¿ystym krokiem; ona równie¿by³a w siódmym niebie, zje¿d¿aj¹c codziennie do wnêtrza ziemi.Ich poca³unkistawa³y siê coraz d³u¿sze i bardziej namiêtne.Czasami nie potrafi³a oderwaæsiê od niego, kiedy dzwoniono po windê; Uriasz musia³ j¹ wtedy odpychaækrzycz¹c, „Opanuj siê, dziewczyno, ludzie czekaj¹”.Uriasz podchodzi³ do swojejpracy jak do powo³ania.Mówi³ Orfei o dumie z munduru, który nosi, ozadowoleniu ze s³u¿by dla spo³eczeñstwa, z tego, ¿e daje spo³eczeñstwu ¿ycie.Pomyœla³a, ¿e brzmi to nieco pompatycznie i chcia³a powiedzieæ: „Uri,cz³owieku, ty ¿eœ tutaj tylko windziarz”, ale wyczuwaj¹c, ¿e taki realizm nieby³by mile przyjêty, powstrzymywa³a swój nieznoœny jêzyk, a œciœlej mówi¹c,wsadza³a go w jego usta.Ich uœciski w tunelu przekszta³ci³y siê w wojny.Próbowa³, powiedzmy, oderwaæsiê od niej, wyg³adzaj¹c swój mundur, kiedy ugryz³a go w ucho i wsadzi³a rêkêdo jego spodni.- Chyba zwariowa³aœ - powiedzia³, ale ona kontynuj¹c,zapyta³a: - No to co? Przeszkadza ci to?Jak mo¿na by³o przewidzieæ, przy³apano ich: skargê z³o¿y³a dobrotliwa kobietaw chustce na g³owie i tweedowym p³aszczu.Mieli szczêœcie, ¿e nie wyrzucono ichz pracy.Orfeê „uziemiono”, oderwano od szybów i wind, przeniesiono na górê iodizolowano w kasie biletowej.Co gorsza jej miejsce zajê³a stacyjna piêknoœæ,Rachela Watkins.- Wiem, co siê dzieje - krzyknê³a ze z³oœci¹.- Widzê wyraztwarzy Racheli, kiedy wje¿d¿a na górê, poprawia w³osy i nie wiedzieæ cojeszcze.- Uriasz unika³ obecnie wzroku Orfei.- Nie mam pojêcia, jak pan zmusi³ mnie, abym opowiedzia³a swoj¹ historiê -zakoñczy³a niezdecydowanie.- Nie jesteœ pan ¿adnym anio³em.To pewne.- Alenie potrafi³a, mimo ¿e usilnie próbowa³a, wyrwaæ siê spod w³adzy jegoparali¿uj¹cego spojrzenia.- Wiem - powiedzia³ jej - co jest w twoim sercu.Siêgn¹³ przez okienko kasy i uj¹³ jej nie opieraj¹c¹ siê d³oñ.- Tak, o tochodzi³o, wype³ni³a go si³a jej pragnieñ, co pozwala³o mu przet³umaczyæ je iprzes³aæ z powrotem do niej, dziêki czemu sta³o siê mo¿liwe dzia³anie -wypowiedzenie przez ni¹ i spe³nienie tego, czego najg³êbiej po¿¹da³a; tak, toby³o coœ, co pamiêta³, ta cudownoœæ ³¹czenia siê z t¹, której siê objawia³, ato, co dalej nastêpowa³o, by³o owocem tego po³¹czenia.Wreszcie - pomyœla³ -wracaj¹ archanielskie umiejêtnoœci.- W kasie biletowej kasjerka OrfeaPhillips mia³a zamkniête oczy, jej cia³o osunê³o siê na krzeœle, wygl¹da³a naciê¿k¹ i ospa³¹, a jej wargi porusza³y siê.- Równoczeœnie, w ca³kowitejzgodzie z nimi, poruszy³y siê jego usta.- Otó¿ i to.Zrobione.W tym samym momencie zawiadowca stacji, ma³y zagniewany cz³owieczekz dziewiêcioma d³ugimi w³oskami, które z³apane na poziomie ucha jak plasterprzylepione by³y przez ca³¹ ³ysinê, wypad³ jak kukie³ka zza swoich ma³ychdrzwi.- Co ty tam knujesz? - krzykn¹³ na Gibrila.- Wyrywaj st¹d, zanimzawo³am policjê.Gibril nie ruszy³ siê z miejsca.Zawiadowca stacji zobaczy³,¿e Orfea wychodzi ze swojego transu i zacz¹³ wrzeszczeæ: - Ty, Phillips, nigdynie widzia³em czegoœ takiego.Lecisz na ka¿de spodnie, ale to ju¿ jest œmiechuwarte.Jak d³ugo ¿yjê.I przysypia w czasie pracy, te¿ pomys³.- Orfea wsta³a,w³o¿y³a swój p³aszcz przeciwdeszczowy, wziê³a sk³adan¹ parasolkê i wynurzy³asiê z kasy.- Zostawia w³asnoœæ publiczn¹ bez opieki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Rushdie Salman Sztanskie wersety (SCAN dal 1000)
- Rushdie Salman Sztanskie wersety (2)
- Chelsea Quinn Yarbro Magnificat (epub)
- Cook, Robin Der Fluch der Sphinx
- Balch James F Super antyoksydanty(1)
- Becker, Elke Das Mallorca Kartell
- Cornwell, Patricia From Potter's Field
- Colin Forbes Smierc w banku Main Chance
- Amanda Prowse Will You Remember Me (epub)
- Book 06 Crypt of the Shadowking
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- grajcownia.opx.pl