[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sięgam po paszport, który tam zawsze był, a tu tylko zapiski i pieniądze.Przestraszyłem się tak, że mało nie straciłem głowy, ale zaraz się połapałem, w czym rzecz: oczywiście zgubiłem go w karczmie przy wymianie pieniędzy.Trzeba tam wracać.Biegnę, biegnę, a tu strach znów mnie bierze: a jak tam go nie będzie? To dopiero będzie bieda! Przybiegam, pytam karczmarza, a ten powiada - Nie widziałem.- Znowu ogarnął mnie smutek.Przyjdzie mi szukać, kręcić się po tych miejscach, gdzie bywałem, po których chodziłem.I oto, co się stało? Znalazłem paszport, na swoje szczęście: złożony poniewierał się wśród słomy i brudów na podłodze, cały w błocie.Dzięki Bogu! Ucieszyłem się, jakby mi górę z ramion zdjęli! Wprawdzie za niechlujny wygląd i to wybrudzenie błotem przejadą mi się po zębach, ale to nic, przynajmniej w domu i po powrocie będę się mógł pokazać na oczy.A do was zaszedłem, by opowiedzieć o wszystkim, ale też poprosić o trochę słoniny, bo gdy biegłem pełen strachu, to obtarłem sobie nogę do żywego mięsa i teraz chcę ranę opatrzyć, bo wprost nie mogę chodzić.- Tak to bywa, bracie! Masz to dlatego, że nas nie posłuchałeś i nie poszedłeś się pomodlić - zaczął kupiec.- Chciałeś być przed nami daleko, a wróciłeś tu, w dodatku kulawy.Mówiłem ci, nie myśl z góry, co zrobisz, i miałem rację! Nie dość, że nie poszedłeś do cerkwi, to jeszcze mówiłeś: Cóż to za korzyść dla Boga z naszej modlitwy.Tak nie można, bracie.Pewnie, że Bóg nie potrzebuje naszej, grzeszników, modlitwy, ale kocha nas tak, że podoba Mu się, gdy się modlimy.I lubi nie tylko świętą modlitwę, do której pobudza nas sam Duch Święty, której Bóg wymaga od nas nakazując: „Wytrwajcie we Mnie, a Ja [będę trwał] w was" (J 15,4), ale w Jego oczach cenna jest każda, wydawałoby się najmniejsza rzecz spełniona dla Niego, każdy zamiar, chęć, nawet myśl ku Jego chwale, a naszemu zbawieniu.Za to wszystko bezgraniczne Boże miłosierdzie szczodrze wynagradza.Boża miłość odpłaca dobrodziejstwami tysiąckroć większymi niż na to zasługują nasze ludzkie czyny; uczynisz coś dla Boga za grosz, a On ci odpłaca czystym złotem.Wystarczy, że tylko poweźmiesz zamiar powrotu do Ojca, a On już ci wychodzi na spotkanie.Krótko i oschle powiesz: Przyjmij mnie, zmiłuj się nade mną, a On już cię obejmuje i całuje.Oto jak wielka jest miłość Niebieskiego Ojca do nas niegodnych! I dlatego cieszy Go każdy, nawet najmniejszy czyn wiodący ku zbawieniu.Ty myślisz sobie:, jaka z tego chwała dla Boga, a dla ciebie korzyść, że się trochę pomodlisz, a potem robisz swoje; albo że spełnisz jakiś mały dobry czyn, na przykład odmówisz jakąś modlitwę, zrobisz pięć czy dziesięć pokłonów, szczerze sobie westchniesz i wezwiesz imienia Jezusa Chrystusa; albo, że przemknie ci jakaś dobra myśl, zdecydujesz się przeczytać coś pożytecznego dla duszy, powstrzymasz się od jakiegoś kąska, zniesiesz w milczeniu jakąś małą przykrość.Wszystko to wydaje ci się zbyt małe i bez znaczenia wobec sprawy twego zbawienia, ale tak nie jest! Żaden z tych małych czynów nie przepada, dostrzega je wszechwidzące Boże oko i każdy z nich otrzyma stokrotną nagrodę nie tylko w wieczności, ale już w tym życiu.Potwierdza to św.Jan Złotousty: żadne dobro, choćby najmniejsze, mówi, nie będzie zaniedbane przez sprawiedliwego Sędziego.Jeśli grzechy będą badane z taką dokładnością, że odpowiemy nawet za nasze słowa, pragnienia i zamysły, to jakże będzie inaczej z czynami dobrymi, nawet najmniejszymi? Będą policzone ze szczególną dokładnością i staną się dla nas tytułem zasługi przed obliczem przepełnionego miłością Sędziego.Jako przykład dam ci coś, co sam widziałem w zeszłym roku.W jednym z monasterów Besarabii, gdzie przebywałem, żył przykładnie mnich, starzec.Kiedyś naszła nań pokusa: strasznie zachciało mu się suszonej ryby, a że w monasterze jej nie było, pomyślał, że pójdzie na targ i kupi.Długo walczył z tą myślą, rozważał, że mnich winien zadowalać się tym, co jedzą wszyscy bracia, że powinien ze wszystkich sił unikać pożądliwości, że nawet na targu, pośród tłumu, czyha wiele pokus i nie przystoi mu tam bywać.W końcu wraże podszepty wzięły górę nad rozsądkiem i oddawszy się samowoli zdecydował się pójść po rybę.Wyszedł z monasteru i idąc już ulicami miasta zauważył, że w ręku nie ma różańca.Zaczął myśleć: Jakże tak pójdę, jak wojownik bez miecza? Jest to nieprzyzwoicie i ludzie żyjący pośród świata będą mnie osądzać i gorszyć się, widząc mnicha bez różańca.Już chciał wracać, gdy wtem znalazł różaniec w kieszeni.Wyjął, przeżegnał się, nałożył na dłoń i spokojnie poszedł.Podchodząc do targu zobaczył przy sklepikach konia zaprzęgniętego do wielkiego wozu pełnego ogromnych kadzi.Nagle koń czegoś się wystraszył i ruszył z całych sił, waląc kopytami.Wpadł na mnicha, uderzył go w ramię, przewrócił na ziemię, ale potłukł nie bardzo.W chwilę potem, dwa kroki od niego, wóz się wywrócił i rozwalił w kawałki.Mnich zerwał się, oczywiście wystraszony, ale i zdziwiony, że Bóg uratował mu życie, bo wystarczyło, żeby wóz wywrócił się sekundkę wcześniej, a z niego zostałyby też tylko kawałki.Nie namyślając się już dalej kupił rybę, wrócił, podjadł sobie, pomodlił się i położył się spać.Był już w półśnie, gdy zjawił się przed nim jakiś nieznany mu dostojny starzec i powiada- Słuchaj, jestem patronem tego monasteru i chcę cię pouczyć, byś zrozumiał i zapamiętał lekcję, którą dostałeś.Popatrz: twoje słabe zmaganie z chęcią nasycenia zmysłów, lenistwo w poznawaniu siebie i w samowyrzeczeniu, pozwoliły wrogowi przystąpić do ciebie i zgotował ci wypadek, który widziałeś na własne oczy.Twój Anioł Stróż przewidział to, podsunął ci myśl o modlitwie, o różańcu, a ponieważ poddałeś się jej, byłeś posłuszny i uczyniłeś, co należało, to uratowało cię od śmierci.Widzisz teraz, jak Bóg kocha człowieka? Jak szczodrze mu odpłaca za najmniejsze nawet zwrócenie się ku Niemu? Powiedziawszy to starzec szybko wyszedł z celi, a mnich pokłonił mu się do stópi tak się obudził, ujrzawszy się nie w łożu, a na kolanach przy progu celi.Całe to swoje widzenie opowiedział zaraz wielu osobom, w tym także i mnie, by służyło ku pożytkowi duszy.Doprawdy bezgraniczna jest miłość Boga ku nam, grzesznikom! Czyż to nie dziwne, że za czyn tak mały, jak wyjęcie różańca z kieszeni, nałożenie go na dłońi wezwanie imienia Bożego, za coś tak małego człowiek miał darowane życie? Tak to na wadze ludzkiego losu krótka chwila wzywania Jezusa Chrystusa przeważyła liczne godziny stracone na lenistwie.Rzeczywiście, za każdy grosz odpłata była w złocie.Zobacz więc, bracie, jak silna jest modlitwa i jak pełne mocy jest imię Jezusa Chrystusa, którego wzywamy! Święty Jan z Karpatos w księdze Dobrotolubija mówi, że gdy podczas Jezusowej modlitwy wzywamy imienia Jezusa mówiąc: „zmiłuj się nade mną, grzesznikiem", to na każdą taką prośbę tajemny głos Boga odpowiada: „dziecię moje, twoje grzechy są ci odpuszczone".Dodaje też, że w czasie, gdy się modlimy, nie różnimy się niczym od świętych, wielebnych ojców i męczenników, bo, jak mówi św.Jan Złotousty, „modlitwa, choćby zanoszona przez nas, przepełnionych grzechami, natychmiast nas oczyszcza" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl