X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."Gillan?"Tak przyzwyczai�am si� do martwej ciszy, �e zaskoczy�o mnie, gdy tym razemnadesz�a odpowied�.A mo�e to by�o tylko zawirowanie, poruszenie w atmosferze?Ja jednak uzna�am to za wskazówk�.To sz�o, p�yn�o sk�d� po mojej prawejstronie, skr�ci�am wi�c w tamtym kierunku.�piesz�c si� wyczu�am, �e topomy�lne dla mnie zdarzenie obudzi�o czujno�� czego�, co sz�o moim �ladem.Ju�nie by�o jedynie zaciekawione, ale szuka�o mnie jak g�odny, przebieg�ymy�liwy.Drzewa stawa�y si� coraz wy�sze i grubsze, jakbym zbli�a�a si� do serca lasu, aw dole robi�o si� wci�� ciemniej i ciemniej.W ko�cu pod��a�am w mroku, gdzie wka�dym ciemniejszym cieniu mog�o kry� si� co�, czego ostro�no�� nakazywa�a si�obawia�."Gillan?"Znów zobaczy�am powietrzny wir.Tym razem nie mia�am w�tpliwo�ci, �e to by�aodpowied� i �e Gillan znajduje si� gdzie� z przodu.Teraz musz� obej�� drzewa o grubych jak zamkowe wie�yczki pniach, mi�dzyktórymi strzela�y w gór� wysokie pióra o barwie popio�u, niczym szkieletypaproci.Kiedy musn�am jedno z nich, rozpad�o si� w proch, pozostawiaj�c wpowietrzu s�aby odór starej zgnilizny.Ale chocia� ten szary �wiat wydawa� mi si� od dawna martwy, mia� on w�asne�ycie, by� ojczyzn� nieznanych istot.K�tem oka spostrzeg�am ciemno�ó�tego,wielonogiego stwora, który wpad� w k�p� paproci.I chocia� zobaczy�am go tylkoprzelotnie, wyda� mi si� taki z�y i zjadliwy, �e z daleka obesz�am miejsce, wktórym znikn��, a potem uwa�nie obserwowa�am le�ne poszycie.My�liwy, który na mnie polowa�, ju� nie by� sam! Przy��czyli si� do niego jegowspó�plemie�cy.Zdo�a�am opanowa� paniczny strach, który kaza� mi rzuci� si� doucieczki na o�lep, byle dalej.Jak na razie, niewidoczni prze�ladowcy wolelitrzyma� si� w pewnej odleg�o�ci ode mnie."Gillan?"Us�ysza�am znacznie wyra�niejsz�, bardziej zrozumia�� odpowied�! Blisko!Powinna by� bardzo blisko.Gdybym tylko nie musia�a kluczy� mi�dzy tymimonstrualnymi drzewami.W�ród szarych paproci pojawi�y si� wielkie ro�liny w kszta�cie wachlarza,�wiec�ce �ó�tym blaskiem, jakby wyros�e z fosforyzuj�cej zgnilizny - wygl�da�yna tak przegni�e, �e wkrótce rozp�yn� si� w �mierdz�cy szlam.Wzbudzi�y we mniel�k i obrzydzenie i odt�d stara�am si� unika� jakiegokolwiek zetkni�cia znimi.W ko�cu paprocie znikn�y i pozosta�y wida� tylko �mierdz�ce wachlarze, gdy� ówodór, pocz�tkowo s�aby, nasila� si� wraz ze wzrostem ich liczebno�ci.I bardzotrudno by�o znale�� mi�dzy nimi przej�cie.Niektóre wyrasta�y poziomo z pnidrzew i tak trudno mi by�o je omija�."Gillan?"By�a bardzo blisko.Skierowa�am si� do czego� w rodzaju przesmyku utworzonegoprzez obrzydliwe, si�gaj�ce mi do ramion wachlarze i nagle wysz�am na brzegjeziora.Czy woda mo�e by� tak czarna i nieruchoma? Nieruchoma? Jaki� b�belpodniós� si� z dna i p�k� na powierzchni.Zachwia�am si�, gdy dosi�g�a mniefala cuchn�cego, dusz�cego gazu."Gillan?"Czy tylko wyda�o mi si�, �e odebra�am odpowied�? Sta�am na brzegu jeziora,widzia�am jego brzegi - wstr�tne wachlarze, ciemne pnie drzew - lecz nikogo tamnie by�o.Na ostatnie wo�anie odpowiedzia�a mi g�ucha cisza.Podst�p.pu�apka? Nas�uchiwa�am jakim� zmys�em, który tutaj zast�powa� s�uch, czy nienadchodzi to, co si� za mn� skrada�o.By�o tam.Ale nie bli�ej ni� przedtem;mo�e i ono zatrzyma�o si� na jaki� czas?Woda znów si� zm�ci�a.Tym razem, w równej odleg�o�ci od siebie, z g��biwy�oni�y si� dwa b�ble.Nie, to nie by�y b�ble - ale oczy! Oczy patrzy�y namnie, przyci�ga�y mnie, przyci�ga�y.Nie! Zachwia�am si�, lecz nie ruszy�am z miejsca, unieruchomi� mnie bowieminstynkt samozachowawczy.Nie pozwol� si� utopi� w tym bajorze, nie zabije mniestwór kryj�cy si� za tymi �lepiami.Tam gdzie� jest Gillan.Musz� znale��Gillan! Kiedy o niej pomy�la�am, czar oczu prys�.Odzyska�am swobod� ruchu iposz�am nie do wody, ale brzegiem jeziora.Para �lepi towarzyszy�a mi jaki� czas.Czu�am si�� i przyci�ganie woli, któranimi kierowa�a, stara�a si� mnie zmusi�, �ebym si� odwróci�a, spojrza�a w nie -i pos�ucha�a.W ko�cu ka�dy krok wymaga� ode mnie tak wielkiego wysi�ku,jakbym wspina�a si� po pionowej �cianie, ale nie uleg�am.Jak d�ugo okr��a�am koniec jeziora? W tym �wiecie nie istnia� czas, istnia�tylko cel, potrzeba i g�ód, a mój g�ód i determinacja doda�y mi si�.Odwróci�amsi� plecami do nabrzmia�ych wód i znów wesz�am do lasu.Czy ten potwornymieszkaniec jeziora us�ysza� moje wo�anie i pos�u�y� si� nim, �eby mnie tuzwabi�?"Gillan?""Tutaj!"Czy to jakie� inne oszustwo? Nie mia�am tej pewno�ci, ale i nie mog�am nieodpowiedzie�.W�drowa�am przez k�py paproci, potem znów pod drzewami, wci��dalej i dalej.Niewidoczni my�liwi równie� szli, wprawdzie w pewnejodleg�o�ci ode mnie, ale szli."Gillan?""Tutaj."�mierdz�ce wachlarze ust�pi�y miejsca paprociom, drzewa sta�y si� smuk�ej sze.Czy�bym znalaz�a si� z drugiej strony lasu? Jaki� skrzydlaty stwór zni�y� lot iusiad� na drodze, podnosz�c na mnie oczy.Ptak? Czy mo�na by�o porówna�ciep�okrwist�, upierzon�, �piewaj�c� istot� z tym potworkiem o lu�nozwisaj�cej, twardej skórze, nagiej g�owie pokrytej czym� w rodzaju dzwonków, wtrzech czwartych z�o�onej z ogromnego dzioba?"Ptak" nadal siedzia� skulony na ziemi, mimo �e sz�am w jego stron�.Kr�ci�g�ow� z boku na bok, jakby za ka�dym razem chcia� mnie lepiej obejrze� innymokiem.Pó�niej zatrzepota� skrzyd�ami i pobieg� mi na spotkanie.Cofn�am si� iopar�am o pie� jakiego� drzewa.Skrzydlaty potworek zatrzyma� si� nagle, jakbygo zdziwi�a i zaskoczy�a moja reakcja.D�ug� chwil� trwali�my tak naprzeciwsiebie."Gillan!"Utkwi�am wzrok w tej parodii ptaka.Imi� tej, której szuka�am, powtarza� raz poraz potworek z widmowego lasu! Potem poruszy� w kurzu szponiastymi �apami iid�c bokiem zbli�y� si� do mnie.Wyci�gn�am r�k�, �eby go odepchn��.To napewno pu�apka! Ta istota, a by� mo�e inne te� mog�y s�ysze� moje wo�anie iteraz powtarzaj� je, by wprowadzi� mnie w b��d, zwabi� w pu�apk�.Tutaj nieby�o Gillan.i nigdy jej nie znajd�.nigdy!Uciek�am od groteskowego ptaka, od miejsca, gdzie pozna�am prawd�.A skradaj�cysi� z ty�u prze�ladowcy wreszcie podj�li decyzj� i na dobre rozpocz�lipolowanie.Lecz ptak mnie nie opu�ci�, wzniós� si� w powietrze i trzepota� mi skrzyd�aminad g�ow�, to polatywa� przodem, to czeka� na mnie.I za ka�dym razem nadawa�do mojego oszo�omionego umys�u oszuka�czy zew:"Gillan!"Raz spróbowa� nawet dosta� si� mi�dzy moje nogi, jakby zamierza� mnieprzewróci�.Uratowa�am si� w ostatniej chwili, skacz�c w bok.Czeka�am, a�rzuci si� na mnie, zaatakuje g�ow�, oczy.Nie zrobi� tego, ale i nie zostawi�w spokoju, tak jak niewidoczni my�liwi nie zboczyli z mojego tropu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl
  • Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.