[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie znaczê absolutnie nic dla nikogo.- Oto i plac - powiedzia³a ³agodnie Annie.- Gdzie? Ach, tutaj.- Plac by³ trójk¹tem murawy o bokach d³ugoœci trzechmetrów ka¿dy, wypadkow¹ prze­ciêcia siê uliczek i œcie¿ki.Poœrodku znajdowa³siê niski g³az z przytwierdzon¹ do niego metalow¹ tabliczk¹, któr¹ ³atwo by³oprzegapiæ.– Plac imienia George’a Pefki - przeczyta³ Durant.- O rany,ciekawe, co by George na to powiedzia³!- Podoba³oby mu siê, prawda? - spyta³a Annie.- Pewnie œmia³by siê do rozpuku.- Nie widzê w tym nic œmiesznego.- Nic, absolutnie nic - poza tym, ¿e nie ma to z niczym nic wspólnego, prawda?Kogo obchodzi George? I czemu mia³by kogoœ obchodziæ? W³aœnie tego oczekuje siêod lu­dzi - ¿eby wywieszaæ tabliczki.Zza rogu wyszed³ w³aœnie oœmioosobowy zespó³ muzyczny z³o¿ony z nastolatków.Szli nie w nogê, czyni¹c dumny, optymistyczny, g³oœny i niesk³adny ha³as, któryw zamierze­niu mia³ byæ muzyk¹.Przed nimi jecha³ policjant, ciê¿ki od w³adzy, b³yszcz¹cej skóry, pistoletu,nabojów, kajdanków, pa³ki i odznaki.By³ wspaniale zaabsorbowany swym dymi¹cym,strzelaj¹cym motocyklem, jad¹c zygzakiem przed maszeruj¹cymi.Za ma³¹ orkiestr¹, zza rogu wyla³a siê rzeka ¿Ã³³ci i fioletu, która zdawa³a siêp³yn¹æ jakiœ metr nad ziemi¹.Po obu stronach tej barwnej rzeki szli chodnikiemnauczyciele, wysocy i surowi jak koœcio³y w Nowej Anglii, wydaj¹c poleceniadzieciom z narêczami kwiatów.- Bez i forsycja zakwit³y wczeœnie w tym roku - powie­dzia³a Annie.- Czasami otej porze jeszcze nie kwitn¹.To nigdy nie jest pewne.- Doprawdy?Nauczycielka wyjê³a gwizdek i da³a nim sygna³.Pochód zatrzyma³ siê ikilkanaœcioro dzieci ruszy³ow stronê Duranta, nios¹c kwiaty.Oczy im b³yszcza³y, sz³y, podnosz¹c wysokokolana.Durant odsun¹³ siê na bok.Trêbacz odegra³ fa³szywie uroczysty capstrzyk.Dzieci u³o¿y³y starannie kwiaty przed tablic¹ g³osz¹c¹: „Plac imienia George’aPefki”.- Czy to nie urocze? - szepnê³a Annie.- Owszem - przyzna³ Durant.- Nawet pos¹g nie powstrzyma³by siê od ³ez.Ale coto znaczy?- Tom - zawo³a³a Annie do ma³ego ch³opca, który w³aœnie po³o¿y³ kwiaty - czemuto robisz?Ch³opiec rozejrza³ siê dooko³a z min¹ winowajcy.- Co robiê?- K³adziesz tutaj kwiaty - rzek³a Annie.- Powiedz im, ¿e sk³adasz ho³d jednemu z naszych wa­lecznych bohaterów, którzybezinteresownie oddali ¿ycie - podpowiedzia³a nauczycielka.Tom spojrza³ na ni¹ obojêtnie, po czym przeniós³ wzrok na kwiaty.- Nie wiesz? - spyta³a Annie.- Jasne, ¿e wiem - odpowiedzia³ wreszcie.- Zgin¹³, walcz¹c o to, ¿ebyœmy mymogli ¿yæ wolni i bezpieczni, A my dziêkujemy mu, sk³adaj¹c kwiaty, poniewa¿by³ to piêkny uczynek.- Popatrzy³ ze zdziwieniem na Annie, ¿e w ogóle o topyta.- Wszyscy to wiedz¹.Policjant niecierpliwie doda³ gazu.Nauczycielka ustawi³a reprezentacjê zpowrotem w szeregu i pochód ruszy³ dalej.- No i co - odezwa³a siê Annie - czy ¿a³uje pan, majorze, ¿e musia³ panœcierpieæ jeszcze jedn¹ paradê?- To wszystko prawda, czy¿ nie? - rzek³ cicho Du­rant.- To takie cholernieproste i tak ³atwo o tym zapom­nieæ.- Przygl¹daj¹c siê tyczkowatym nogom,podnosz¹cym siê i opadaj¹cym w marszowym kroku, w powodzi kwiatów, nagleuœwiadomi³ sobie, ¿e ¿yje, dostrzeg³ piêkno i znaczenie miasteczkaw czasie pokoju.- Mo¿e nigdy nie wiedzia­³em - nigdy nie mia³em okazji, ¿ebysiê dowiedzieæ.O to w³aœnie chodzi w wojnie.O to.Wybuchn¹³ nagle œmiechem.- George, ty bezdomny, rogaty, stary, szalony pijaku - ­powiedzia³ do tabliczkina kamieniu.- Niech mnie diabli, jeœli nie zostaniesz œwiêtym!Dawny ¿ar powróci³.Major Durant, w domu, z dala od wojen, by³ kimœ.- Czy nie zjad³aby pani ze mn¹ lunchu? - zapropono­wa³.- Potem moglibyœmywybraæ siê na ma³¹ wycieczkê moim jachtem.Panna m³oda na zamówienieJestem doradc¹ indywidualnych klientów w firmie kon­sultacyjnej do sprawinwestycji [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl