[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czarna studnia ju¿ minie zagra¿a.Komfort napiêtej liny pozwala odetchn¹æ.Przez dziurê w dachuwidzê blask ksiê¿yca na niebie pe³nym migocz¹cych gwiazd.Ustaj¹ kurcze¿o³¹dka, opada napiêcie.Po raz pierwszy od wielu godzin próbujê pozbieraæmyœli.Tkwiê w szczelinie, nie g³êbiej ni¿.piêtnaœcie metrów.Jest zakryta.Rano bêdê móg³ st¹d wyjœæ, jeœli poczekam, a¿ Simon.- SIMON!?Wymawiam jego imiê g³oœno, ze zdumieniem, a dŸwiêk dudni echem odbitym odœcian.Nie przysz³o mi do g³owy, ¿e on móg³ zgin¹æ.Myœlê o tym, co siêwydarzy³o i uderza mnie ta potworna mo¿liwoœæ.Martwy? Nie mogê sobie tegowyobraziæ, nie teraz.skoro ja ocala³em.Przenika mnie mroŸna ciszaszczeliny; atmosfera grobowca - nieludzki, obojêtny ch³Ã³d miejsca umar³ych.Nigdy tu jeszcze nikogo nie by³o.Simon nie¿ywy? Niemo¿liwe! Przecie¿ bym gous³ysza³, zobaczy³, jak leci przez okap.Musia³by siê pokazaæ na linie, albospaœæ tu, obok mnie.Znów parskn¹³em œmiechem.Maniakalny chichot uderza we mnie zwielokrotnionym,³ami¹cym siê echem.W koñcu sam nie wiem, czy to œmiech czy ³kanie.Zniekszta³cony ha³as, który wraca z ciemnoœci nie ma w sobie nic ludzkiego,gdacz¹ce echa wibruj¹ woko³o, unosz¹ siê w górê.Jeszcze raz chichoczê.s³ucham.znów siê zanoszê.Na chwilê zapominam o Simonie, szczelinie, a naweto nodze.Siedzê skulony pod lodowym murem i rechoczê, dygocz¹c z zimna.Jakaœczêœæ mego ja to wszystko rozumie; s³yszê wewn¹trz ch³odny, rozs¹dnie brzmi¹cyg³os, który mówi, ¿e to skutek przemarzniêcia i wstrz¹su.Tymczasem reszta mniespokojnie zeœlizguje siê w ob³êd, a ten ³agodny g³os t³umaczy, co siê dzieje.Czujê, ¿e siê rozdwajam: jedna czêœæ pêka ze œmiechu, a druga obserwuje -obiektywnie i beznamiêtnie.W pewnej chwili stwierdzam, ¿e znów jestem sob¹,ca³y i niepodzielny.Wstrz¹s min¹³, a gwa³towne dygotanie trochê mnie nawetrozgrza³o.Wiem, ¿e mam gdzieœ zapasow¹ bateriê.Gmeram w g³êbi plecaka, znajdujê,zak³adam do czo³Ã³wki.Skacz¹ca, jasna smuga przebija mrok, ukazuj¹c wchybotliwym tañcu lodowe œciany, uciekaj¹ce w g³êbiê nieosi¹galn¹ dla promienialatarki.Lód odpowiada migotaniem zielonych, srebrnych i b³êkitnych b³ysków.Od³amki wmarzniêtych weñ kamieni znacz¹ œciany w regularnych odstêpach.Oœwietlone, po³yskuj¹ mokro jak muszelki na piasku.Prze³ykam nerwowo œlinê.Œwiat³o siêga trzydzieœci metrów w g³¹b szczeliny.Ma ona ze szeœæ metrówszerokoœci, a œciany s¹ dok³adnie równoleg³e.Mogê tylko zgadywaæ, jak¹ otch³añkryje ciemnoœæ poni¿ej.Przeciwleg³a œciana wznosi siê rumowiskiempotrzaskanych bloków lodu, kilkanaœcie metrów wy¿ej tworz¹c hakowatesklepienie.Po prawej mam stromy stok, który urywa siê na krawêdzi czerni.Zafascynowany, wpatrujê siê w przestrzeñ nie rozjaœnion¹ promieniem latarki.£atwo siê domyœliæ, co jest pod spodem.Ogarnia mnie przera¿enie.Czujê siêschwytany w pu³apkê, w panice omiatam wzrokiem œciany, szukaj¹c jakiejœmo¿liwoœci wyjœcia.Nie ma ¿adnej.Œwiat³o przesuwa siê po jednolicie g³adkim,litym lodzie, aby znikn¹æ w czarnej gardzieli.Szczelinê po prawej nakrywadach, który po drugiej stronie opada chaosem lodowych bloków, zas³aniaj¹cychwidok na otwart¹ czêœæ krewasy.Jestem uwiêziony w ogromnej, lodowo-œnie¿nejgrocie.Jedyn¹ oznak¹, ¿e istnieje inny œwiat jest ma³a, czarna dziura nadg³ow¹, wype³niona gwiazdami.Jeœli nie zdo³am wspi¹æ siê na lodowe rumowisko,pozostanie on dla mnie równie niedostêpny, jak i one.Gaszê œwiat³o, by oszczêdziæ bateriê.Trudniej mi teraz spokojnie znosiæciemnoœæ.Wiedza o tym, gdzie siê znalaz³em niewiele pomaga.Jestem sam.Milcz¹ca pustka, rozgwie¿d¿ony strzêpek nieba wysoko nad g³ow¹.Wszystkozdaje siê drwiæ z moich nadziei na ocalenie.Mogê liczyæ tylko na Simona.Jedynie on mo¿e mnie uratowaæ.Lecz jeœli ¿yje, pewnie s¹dzi, ¿e ja zgin¹³em.Wo³am go, wrzeszczê na ca³e gard³o.Uderza we mnie fala echa, stopniowo nikn¹cw g³êbinach.¯aden dŸwiêk nie przebije œcian z lodu i œniegu, a szczelinêzamyka dach.Przed upadkiem wisia³em co najmniej piêtnaœcie metrów nad nim.Simon zobaczy na prawo pod przewieszk¹ wielk¹ szczelinê.Od razu bêdziewiedzia³, ¿e siê w niej zabi³em.Nie mo¿na przecie¿ ocaleæ, spadaj¹c z takiejwysokoœci.To w³aœnie pomyœli.Oczywiœcie.Na jego miejscu uwa¿a³bym tak samo.Zobaczy czarn¹ czeluœæ i to go upewni, ¿e zgin¹³em.Có¿ za nies³ychana ironialosu: zlecieæ trzydzieœci metrów i prze¿yæ bez szwanku.Gorzko przeklinam, lecz echa p³yn¹ce z ciemnoœci przedrzeŸniaj¹ ten pró¿nygest.Znów bluzgam, wymyœlam bez przerwy, w grocie huczy od przekleñstw.Wywrzaskujê z siebie ca³¹ z³oœæ i frustracjê, a¿ zasycha mi w gardle i nie mogêwydobyæ g³osu.Uspokoiwszy siê, próbujê myœleæ o tym, co mnie czeka.JeœliSimon zajrzy do szczeliny - zobaczy mnie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl