[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Och, musicie przecie¿ mieæ bogów- odpar³ Om serdecznym, rzeczowym tonem.- Ale to bogowie potrzebuj¹ ludzi - przypomnia³ mu ch³opiec.— ¯eby wierzyli.Sam mówi³eœ.Om zawaha³ siê.- Rzeczywiœcie - przyzna³ w koñcu.- Ale ludzie te¿ musz¹ w coœ wierzyæ.Prawda? Inaczej dlaczego by grzmia³o?- Grom.— Oczy Bruthy zaszkli³y siê lekko.- Nie bardzo.Po­wodowany jestprzez zderzaj¹ce siê chmury; kiedy uderza b³yskawi­ca, pozostawia korytarz wpowietrzu i chmury generuj¹ dŸwiêk, wy­pe³niaj¹ go szybko i zderzaj¹ siê zesob¹, zgodnie ze œcis³ymi zasadami cumulodynamiki.- Masz zabawny g³os, kiedy cytujesz - zauwa¿y³ Om.- Co to znaczy „generuj¹"?- Nie wiem.Nikt nie pokaza³ mi s³ownika.- Zreszt¹ to i tak tylko wyjaœnienie.Ale nie powód.- Babcia mówi³a mi, ¿e grom powoduje Wielki Bóg Om, kiedy zdejmuje sanda³y -przypomnia³ sobie Brutha.— Tego dnia by³a w dobrym humorze.Prawie siêuœmiecha³a.- Wyjaœnienie poprawne w sensie metaforycznym - przyzna³ Om.- Aleja nigdy niegrzmia³em.Podzia³ kompetencji, rozumiesz.Gromami zajmuje siê ten przeklêtyŒlepy Io, co to ma wielki m³ot i mieszka na Wzgórzu Zarozumialców.- Wspomina³eœ chyba, ¿e s¹ setki bogów gromu.- Tak.I on jest nimi wszystkimi.To racjonalizacja.Parê ple­mion ³¹czy siê wjedno, a wszystkie mia³y boga gromu, tak? Wiêc ci bogowie tak jakby siêzlewaj¹.Wiesz, jak siê dziel¹ ameby?-Nie.- No wiêc to wygl¹da podobnie, tylko ¿e na odwrót.- Wci¹¿ nie rozumiem, jak jeden bóg mo¿e byæ setk¹ bogów gromu.Oni nawetinaczej wygl¹daj¹.- Sztuczne nosy.-Co?- I zmiana g³osu.Przypadkiem wiem, ¿e lo ma siedemdziesi¹t ró¿nych m³otów.Niejest to fakt powszechnie znany.Tê sam¹ sytu­acjê masz z boginiami matkami.Jest jedna, tylko ma mnóstwo pe­ruk.No i sam byœ siê zdziwi³, gdybyœ zobaczy³,co mo¿na zrobiæ z wy­pchanym stanikiem.Na pustyni zaleg³a absolutna cisza.Gwiazdy, rozmazane lekko przez wilgoæ wgórnych warstwach atmosfery, przypomina³y maleñ­kie nieruchome rozetki.Niebo migota³o lekko od strony tego, co Koœció³ nazywa³ Bie­gunem Górnym, a oczym Brutha zaczyna³ myœleæ jako Osi.Od³o¿y³ Oma i opuœci³ Vorbisa na piasek.Cisza absolutna.Na ca³e mile wokó³ tylko pustka — tylko to, co sam przyniós³ ze sob¹.Takmusieli czuæ siê prorocy, kiedy wyruszali na pustyniê, by znaleŸæ.to, coznajdowali, i rozmawiaæ z.z tym, z kim naprawdê rozmawiali.Us³ysza³ trochê rozdra¿niony g³os Oma.- Ludzie musz¹ w coœ wierzyæ.Wiêc równie dobrze mog¹ wie­rzyæ w bogów.Co maj¹do wyboru? Brutha zaœmia³ siê z gorycz¹.- Wiesz, mam wra¿enie, ¿e w nic ju¿ nie wierzê.- Oprócz mnie!- O tobie wiem, ¿e istniejesz.- Ch³opiec wyczu³, ¿e Om trochê siê uspokoi³.-Jest w ¿Ã³³wiach coœ takiego.Tak, w ¿Ã³³wie mogê wierzyæ.Posiadaj¹ du¿¹iloœæ egzystencji skupionej w jednym miej­scu.To raczej z bogami jako takimimam k³opot.- Pos³uchaj.Jeœli ludzie przestan¹ wierzyæ w bogów, mog¹ uwie­rzyæ wcokolwiek.Uwierz¹ nawet w tê paruj¹c¹ kulê m³odego Urna.Wszystko jedno w co.- Hm.Zielone lœnienie na niebie dowodzi³o, ¿e blask œwitu gor¹czko­wo pêdzi zas³oñcem.Vorbis stêkn¹³.- Nie wiem, czemu siê nie budzi — wyzna³ Brutha.— Nie ma ¿adnych z³amanychkoœci.- Sk¹d wiesz?-Jeden z tych efebiañskich zwojów by³ ca³y o koœciach.Mo¿esz coœ dla niegozrobiæ?- Czemu?-Jesteœ bogiem.- Niby tak.Gdybym mia³ doœæ mocy, pewnie móg³bym poraziæ go piorunem.- Myœla³em, ¿e to Io robi pioruny.- Nie, tylko gromy.B³yskawice wolno ciskaæ, ile siê tylko ma ochotê, ale dogrzmienia trzeba zakontraktowaæ Io.Horyzont sta³ siê szerok¹ z³ocist¹ wstêg¹.- Mo¿e trochê deszczu? - zaproponowa³ Brutha.- Cokolwiek u¿ytecznego?Pod pasmem z³ota pojawi³a siê srebrzysta linia.Œwiat³o s³onecz­ne mknê³o wstronê Bruthy.- To by³a bardzo bolesna uwaga - oœwiadczy³ ¿Ã³³w.— Uwaga, która mia³a mniezraniæ.By³o coraz jaœniej.Brutha zauwa¿y³ w pobli¿u jedn¹ ze stercz¹­cych z piaskuskalnych wysp.Jej wyg³adzone œciany nie gwaran­towa³y niczego prócz cienia.Ale cieñ, zawsze w dowolnych ilo­œciach dostêpny w g³êbinach Cytadeli, tutajby³ towarem bardzo poszukiwanym.- Jaskinie? - odezwa³ siê Brutha.- Wê¿e.- Ale jednak jaskinie?- W po³¹czeniu z wê¿ami.- Jadowitymi wê¿ami?- Zgadnij.***„Nienazwana" sunê³a powoli naprzód.Wiatr wype³nia³ szatê Urna umocowan¹ domasztu zbudowanego z resz­tek rusztowania kuli, powi¹zanych rzemieniami zsanda­³Ã³w Symonii.- Chyba wiem, w czym tkwi³ problem - stwierdzi³ Urn.- Zwy­k³a sprawanadmiernej szybkoœci.- Nadmiernej szybkoœci? Wylecieliœmy nad wodê! - przypo­mnia³ Symonia.- Potrzebny jest jakiœ aparat kieruj¹cy.- Urn zacz¹³ kreœliæ schemat naburcie.- Coœ, co by otworzy³o zawór, kiedy zbierze siê za du¿o pary.Chybamóg³bym wykorzystaæ dwie wiruj¹ce kulki.- Zabawne, ¿e o tym wspomnia³eœ - wtr¹ci³ Didactylos.- Kie­dy oderwaliœmy siêod wody i kula wybuch³a, wyraŸnie poczu³em w³asne.- Ta piekielna machina prawie nas pozabija³a! - zawo³a³ sier¿ant.- Wiêc nastêpna bêdzie lepsza - zapewni³ go Urn.Spojrza³ na daleki brzeg.-Dlaczego gdzieœ tam nie wyl¹dujemy?- Na brzegu pustyni? Po co? Nie ma nic do jedzenia, nic do picia, ³atwo zgubiædrogê.Przy tym wietrze Omnia jest jedynym mo¿liwym celem.Mo¿emy przybiæ dobrzegu po tej stronie miasta.Znam tam ludzi.A oni znaj¹ innych.W ca³ej Omnis¹ ludzie, któ­rzy znaj¹ ludzi.Ludzi, którzy wierz¹ w ¯Ã³³wia.- A wiesz - odezwa³ siê smêtnie Didactylos - nigdy nie chcia³em, ¿eby ludziewierzyli w ¯Ã³³wia.To zwyk³y wielki ¿Ã³³w.Po prostu istnie­je.Tak siê u³o¿y³o.Nie s¹dzê, ¿eby ¯Ã³³w siê tym przejmowa³.Myœla³em tylko, ¿e nieŸle bêdzieopisaæ to wszystko i trochê wyt³umaczyæ.- Ludzie ca³¹ noc siedzieli na stra¿y, kiedy inni ludzie sporz¹­dzali kopie -mówi³ Symonia, nie zwracaj¹c uwagi na filozofa.-Przekazywali je sobie z r¹k dor¹k.Ka¿dy z nich robi³ kopiê i poda­wa³ dalej! Jak ogieñ tl¹cy siê podziemi¹!- Du¿o powsta³o tych kopii? - zapyta³ czujnie Didactylos.- Setki! Tysi¹ce!- Chyba ju¿ za póŸno, ¿eby poprosiæ, powiedzmy, o piêæ pro­cent tantiem? -Didactylos spojrza³ z nadziej¹.- Nie.Na pewno nie wchodzi w grê.Zapomnijcie,¿e pyta³em.Kilka lataj¹cych ryb, œciganych przez delfina, wyskoczy³o nad wodê.- Mimo wszystko trochê mi ¿al m³odego Bruthy - oznajmi³ Di­dactylos.- Nie warto ¿a³owaæ kap³anów - uzna³ Symonia.-Jest ich tak wielu.- Mia³ wszystkie nasze ksiêgi - przypomnia³ Urn.- Pewnie unosi siê na wodzie z ca³¹ t¹ wiedz¹ - mrukn¹³ Di­dactylos.- Poza tym i tak by³ ob³¹kany - oceni³ sier¿ant.- Widzia³em, jak szepta³ coœdo tego ¿Ã³³wia.- Szkoda, ¿e go straciliœmy - westchn¹³ filozof.- Mo¿na sobie takim nieŸlepodjeœæ.***Nie by³a to w³aœciwie jaskinia, raczej g³êboka jama o œcia­nach wyg³adzonychprzez nieprzerwane pustynne wichry, a bardzo dawno temu nawet przez wodê.Alewystarcza³a.Brutha przyklêkn¹³ na skalistym gruncie i podniós³ nad g³owêkamieñ.W uszach mu dzwoni³o i mia³ wra¿enie, ¿e ga³ki oczne ma osa­dzone w piasku.Niepi³ wody od zachodu s³oñca, a nie jad³ ju¿ od stu lat.Musia³ to zrobiæ.- Przykro mi - powiedzia³ i opuœci³ kamieñ.W¹¿ obserwowa³ go czujnie, ale w porannym letargu by³ zbyt powolny, by unikn¹æciosu.Zabrzmia³ cichy trzask i Brutha wie­dzia³, ¿e odt¹d sumienie bêdzie muodtwarzaæ ten dŸwiêk raz za razem.- Dobrze - odezwa³ siê z boku Om.— A teraz zedrzyj z niego skórê i nie marnujsoków.Skórê te¿ zachowaj.- Nie chcia³em tego - szepn¹³ Brutha.- Spójrz na to z innej strony.Gdybyœ wszed³ do tej jaskini beze mnie, ¿ebymmóg³ ciê ostrzec, le¿a³byœ teraz na ziemi ze stop¹ wiel­koœci szafy.Róbdrugiemu, zanim on zrobi tobie,- To nawet nie by³ du¿y w¹¿.- I wtedy, wij¹c siê w nieopisanych cierpieniach, wyobra¿a³byœ sobie wszystko,co byœ zrobi³ temu wê¿owi, gdybyœ dorwa³ go pierw­szy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl