[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– PóŸniej, kiedy krew ju¿ sp³ynie, ustawisz misê pod obrazem i zanurzysz w niejmoje szcz¹tki.Zapalisz w krêgu siedem czarnych œwiec, a ka¿da z nich ma byæulepiona z wosku zmieszanego z w³osami wybrañca.Reinherd skrzywi³ siê.–.a potem pozostaje ci ju¿ tylko bardzo mnie pragn¹æ.– Uœmiechnê³a siêpromiennie.– Modliæ siê przed obrazem o mój powrót do œwiata ¿ywych.Mo¿enawet bardziej wa¿ne ni¿ same obrz¹dki, s¹ wiara i pragnienie.Czy masz ichwystarczaj¹co wiele, Reinherdzie?Baronet spojrza³ na kobietê i nerwowo pog³aska³ siê po brodzie.– Zapewne tak, moja pani – odpar³ po chwili.–Lecz s¹dzê, ¿e warunki s¹ trudne.Trzeba bêdzie czasu, by znaleŸæ kogoœ, o kim mówisz.Niewinnego, a zwi¹zanego zzamkiem Achenbach wiêzami ¿ycia i œmierci.To mo¿e potrwaæ.Rozeœmia³a siê beztrosko.– Mój m³ody przyjacielu, czy nie rozumiesz? Freidrich jest t¹ osob¹! Ch³opiecurodzony w zamku.Ch³opiec, który widzia³ œmieræ ca³ej swej rodziny.Ch³opiec,który nigdy nikogo nie zabi³ oraz z nikim nie obcowa³ cieleœnie.Wiêzy ¿ycia,wiêzy œmierci i niewinnoœæ.Reinherd uniós³ siê w poœcieli i usiad³ prosto.Myœli k³êbi³y siê w jegog³owie.Czym innym jest skazanie na œmieræ ca³ej rodziny, oficjalnie, wprzytomnoœci t³umu ludzi i z rêki wykwalifikowanego kata.Czym innym jest nawetwydanie rozkazu, by udusiæ malca poduszk¹ lub wrzuciæ do studni.A zupe³nieczym innym jest traktowanie go, jakby by³ przeznaczonym na ubój bydlêciem.Baronet opuœci³ stopy na drug¹ stronê ³Ã³¿ka i wsta³.Podszed³ do stolika,siêgn¹³ po dzbanek i nala³ kielich wina.Upi³ kilka ³yków, wiedz¹c, ¿e nie mo¿etej chwili przeci¹gaæ w nieskoñczonoœæ i, ¿e bêdzie musia³ w koñcu udzieliæodpowiedzi.– Kochany Reinherdzie.– Us³ysza³ ciep³y g³os.– Wiem, ¿e nie³atwo podj¹æ tak¹decyzjê cz³owiekowi o prawym sercu.Ale czy nie jest to tylko jeden kroknaprzód? Nastêpny, logiczny krok po skazaniu wszystkich Achenbachów? Wierz mi,¿e bêdzie ci potrzebna moja moc i przyjaŸñ.Czy Achenbachowie nie mieliprzyjació³ oraz stronników na cesarskim dworze? Czy nie bêd¹ knuæ i spiskowaæprzeciw tobie? A moja magia pozwoli ci, by broniæ siê i by atakowaæ.Jeœli to nawet prawda, pomyœla³ baronet z niezwyk³¹ jasnoœci¹ umys³u, tooznacza ni mniej ni wiêcej, ¿e do koñca ¿ycie bêdê od ciebie zale¿ny.A imwiêksza oka¿e siê twoja moc, tym silniej zostanê skrêpowany.– Przemyœlê twe s³owa, pani – rzek³ oficjalnym tonem i stara³ siê nie patrzeæ wjej stronê.– Trudno od arystokraty i rycerza wymagaæ, by podejmowa³ podobn¹decyzjê bez zastanowienia, gdy¿.– Nie ma czasu – przerwa³a mu.– Z³ama³eœ runy i oswobodzi³eœ moje szcz¹tki.Dokona³eœ ju¿ wyboru – doda³a twardym tonem.Reinherd nie by³ przyzwyczajony, by w taki sposób do niego przemawiano.Odwróci³ siê w jej stronê.– Powiedzia³em, ¿e przemyœlê to, moja pani, i oto ca³a odpowiedŸ – rzek³.– Niedokona³em jeszcze wyboru.Byæ mo¿e lepiej bêdzie, jak ka¿ê utopiæ szczeniaka wstudni i zapomnimy o ca³ej sprawie.Przez jej twarz przebieg³ grymas i przez chwilê Reinherd zobaczy³ nie œliczn¹,delikatn¹ kobietê o ³agodnym uœmiechu, a wiedŸmê o zaciœniêtych ustach i oczachbazyliszka.Zmrozi³o go i odstawi³ kielich z trzaskiem na blat sto³u.Poczu³dreszcz przebiegaj¹cy od nasady karku a¿ po poœladki, a serce za³omota³o wpiersiach jak oszala³e.Ale to dziwne wra¿enie ust¹pi³o tak szybko, jak siêpojawi³o, a rudow³osa piêknoœæ znów by³a tylko ³agodnie uœmiechniêt¹ kobiet¹.Itym razem by³ to te¿ smutny uœmiech.– Ja siê nie cofnê, Reinherdzie – powiedzia³a cicho.– Nie zamierzam wracaæ wpustkê.Potrafiê byæ oddan¹ przyjació³k¹, ale potrafiê te¿ byæ wrogiem dlatych, którzy za m¹ przyjaŸñ chc¹ p³aciæ obojêtnoœci¹.– Nie groŸ mi – odpar³ Vardesaavre.– Bo to ja.– Chcia³ coœ dodaæ, alerozmyœli³ siê i znowu potar³ brodê wierzchem d³oni.– Przecie¿ wiesz, ¿e pragnêtwej obecnoœci – z³agodzi³ ton.– I wiele jestem w stanie uczyniæ, by ciêwyzwoliæ.Ale spróbujmy znaleŸæ inny sposób.– Przemóg³ siê i post¹pi³ kilkakroków w jej stronê.Znowu poczu³, ¿e jej piêknoœæ pora¿a, a kadzidlany, ciê¿ki zapach perfum otulago delikatnym kokonem.Zapragn¹³ wzi¹æ j¹ w ramiona i przytuliæ.Poczuæ smakjej poca³unków i dotyk ciê¿kich piersi, wodziæ ustami i opuszkami palców poalabastrowej skórze.Otrz¹sn¹³ siê, by odzyskaæ jasnoœæ umys³u, a onaprzygl¹da³a mu siê ze smutkiem i trosk¹.– Nie rañ mnie, Reinherdzie – poprosi³a.– Pozwól siê kochaæ.To tylko jedenprzykry wieczór, a potem ju¿ wszystko bêdzie dobrze.– Jej g³os koi³ iprzekonywa³, ale Vardesaavre zebra³ wszystkie si³y i cofn¹³ siê o dwa kroki.– Nie – rzek³ twardo.– Musi byæ inny sposób.Przygl¹da³a mu siê i w jej wzroku widzia³ zarówno z³oœæ, jak i niechêtneuznanie.A mo¿e tylko chcia³ je widzieæ? Mo¿e by³a w nim tylko z³oœæ?– By³a marchewka – obwieœci³a zimno.– A teraz bêdzie bat.Klasnê³a, lecz on nie us³ysza³ tego klaœniêcia, tylko widzia³ zderzaj¹ce siê zimpetem d³onie.Lecz zaraz potem od strony obrazu dobieg³ go ha³as.Jakby coœciê¿kiego i wielkiego zeskoczy³o na posadzkê.Obróci³ siê gwa³townie w tamt¹stronê, ale by³o zbyt ciemno, by cokolwiek dostrzec.Dobieg³o go miarowe,powolne drapanie pazurów na kamieniach.I po chwili zobaczy³.Z mroku wy³oni³siê pies o krwawych oczach i lœni¹cych k³ach.Pies z portretu.Z br¹zowych,grubych warg œcieka³y krople œliny, a w gardle zwierzêcia narasta³ g³uchywarkot.– Oto pani, a oto jej maskotka – powiedzia³a rozbawiona, widz¹c jego strach ito, ¿e cofn¹³ siê w stronê ³o¿a, siêgaj¹c po schowany pod poduszk¹ sztylet.Vardesaavre rzeczywiœcie zl¹k³ siê w pierwszej chwili, ale potem, ju¿ z no¿em wgarœci, och³on¹³.Faktycznie zwierzê by³o wielkie, ale czy¿ nie by³o tylkoduchem, widmem z obrazu, na pó³ senn¹, na pó³ rzeczywist¹ z³ud¹? Rozeœmia³siê.– Trzeba wiêcej, by.Nie zdo³a³ skoñczyæ, kiedy bestia skoczy³a.Szybka jak uderzenie bata.Vardesaavre poczu³ tylko, jak rozpêdzone cielsko wali siê na niego, i zobaczy³tu¿ przed swoj¹ twarz¹ potê¿n¹ paszczê pe³n¹ wyszczerzonych k³Ã³w.– Kochany Reinherdzie.– Us³ysza³ i nie potrafi³ skupiæ myœli, bo gor¹cyoddech zwierzêcia pora¿a³ jego zmys³ powonienia.Z paszczy zionê³o niczym zotwartego grobowca, a Vardesaavre nie móg³ nawet siê odwróciæ, gdy¿ ciê¿kie³apska przygwa¿d¿a³y go do ziemi.–.pies potrzebuje znacznie mniej, by przejœæ do rzeczywistego œwiata –wyjaœni³a, rozbawiona.– A ja nabra³am mocy, by to sprawiæ, kiedy zniszczy³eœsrebrne pêta.Kropla gor¹cej œliny kapnê³a na policzek baroneta.Nie powstrzyma³ siê odkrzyku pe³nego obrzydzenia.Kobieta zaœmia³a siê perliœcie i cmoknê³a, a piespowoli odst¹pi³, uwalniaj¹c Reinherda.Ten cofn¹³ siê pod sam¹ œcianê, aniepotrzebny sztylet wypad³ mu z os³ab³ych palców [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl