[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Masz atak, uspokój siê - odezwa³ siê jeden z nich.- Zajmiemy siê tob¹.Edward zacz¹³ siê szamotaæ.- Pozwólcie mi porozmawiaæ z doktorem Igorem.Mam mu du¿o do powiedzenia ijestem pewien, ¿e on mnie zrozumie!Mê¿czyŸni prowadzili go ju¿ na oddzia³.- Puœæcie mnie! - krzycza³.- Pozwólcie mi choæ przez chwilê porozmawiaæ zlekarzem!Aby dojœæ do oddzia³u, trzeba by³o przejœæ przez œwietlicê, gdzie zebrali siêwszyscy chorzy.Edward wyrywa³ siê i atmosfera sta³a siê napiêta.- Puœæcie go! To wariat!Jedni œmiali siê, inni walili w sto³y i krzes³a.- To jest szpital psychiatryczny! Nikt nie musi siê zachowywaæ tak jak wy!Jeden z pielêgniarzy szepn¹³ do drugiego:- Musimy ich nastraszyæ, bo inaczej ju¿ za chwilê nie bêdziemy w stanieopanowaæ sytuacji.- Jest na to tylko jeden sposób.- Nie spodoba siê to doktorowi Igorowi.- Gorzej bêdzie jak ta banda pomyleñców rozwali ca³y ten jego œwiêty przybytek.Weronika obudzili siê nagle, zlana zimnym potem.Wokó³ panowa³ wielki ha³as, aona potrzebowali ciszy, by dalej spaæ.Ale wrzaski nie ustawa³y.Podnios³a siê na wpó³ przytomna i poszli do œwietlicy, gdzie zobaczyli Edwardaw ramionach dwóch pielêgniarzy i innych, nadbiegaj¹cych z przygotowanymi dozastrzyku strzykawkami.- Co siê dzieje? - wykrzyknêli.- Weronika!Schizofrenik odezwa³ siê do niej! Wymówi³ jej imiê! Zaskoczona i zawstydzonastarali siê podejœæ do Edwarda, lecz drogê zagrodzi³ jej jeden z pielêgniarzy.- Co to ma znaczyæ? Nie jestem tutaj z powodu szaleñstwa! Nie macie prawa takmnie traktowaæ! Uda³o siê jej odepchn¹æ pielêgniarza.Chorzy nadal krzyczeli ito j¹ przera¿a³o.Czy nie powinna iœæ natychmiast do doktora Igora i znikn¹æst¹d jak najprêdzej?- Weronika!Znów j¹ zawo³a³.Ponadludzkim wysi³kiem wyswobodzi³ siê z uœcisku obydwumê¿czyzn.Ale zamiast uciekaæ, stal nieruchomo, tak samo jak minionej nocy.Jakza dotkniêciem czarodziejskiej ró¿d¿ki, wszyscy zamarli w oczekiwaniu nanastêpny ruch.Jeden z pielêgniarzy ponownie zbli¿y³ siê do Edwarda, ale ch³opak zebra³ ca³¹swoj¹ energiê i spojrza³ mu prosto w oczy.- Pójdê z wami.Wiem, dok¹d mnie prowadzicie, i wiem równie¿, ¿e zale¿y wam,aby wszyscy siê dowiedzieli.Ale poczekajcie jeszcze chwilê.Pielêgniarz pomyœli, ¿e warto zaryzykowaæ.Zreszt¹ wszystko zdawa³o siê powoliwracaæ do normy.- Wydaje mi siê, ¿e ty.Wydaje mi siê, ¿e jesteœ dla mnie wa¿na - odezwa³ siêEdward do Weroniki.- Przecie¿ ty nie mo¿esz mówiæ.Przecie¿ ty nie ¿yjesz natym œwiecie i nie wiesz, ¿e mam na imiê Weronika.Wczoraj w nocy nie by³o ciêze mn¹, proszê, powiedz, ¿e ciebie tam nie by³o!- By³em.Wziê³a go za rêkê.Wariaci krzyczeli, klaskali, rzucali sproœne ¿arty.- Dok¹d ciê zabieraj¹? - Na zabieg.- Pójdê z tob¹.- Nie warto.Przestraszysz siê, nawet jeœli ci powiem, ¿e to nic nie boli, ¿enic siê nie czuje, i ¿e jest to o wiele lepsze od wszelkich Œrodkówuspokajaj¹cych, bo szybciej wraca jasnoœæ umys³u.Nie miale pojêcia, o czym on mówi.¯a³owa³a, ¿e wziêta go za rêkê, chcia³aodejœæ stamt¹d jak najszybciej, by ukryæ swój wstyd, nie ogl¹daæ wiêcej tegomê¿czyzny, który byt œwiadkiem tego, co w niej najbardziej plugawe, a mimo tonadal odnosi³ siê do niej z czu³oœci¹.Ale przypomnia³a sobie jednoczeœnie s³owa Mari: nie musi siê nikomu t³umaczyæ,nawet temu ch³opakowi, który stal teraz przed ni¹.- Idê z tob¹.Pielêgniarze stwierdzili, ¿e byæ mo¿e tak bêdzie lepiej, bo nie trzeba ju¿ by³ozabieraæ tego schizofrenika sil¹.Szed³ z nimi z w³asnej woli.Gdy dotarli naoddziel, Edward dobrowolnie po³o¿y³ siê na ³Ã³¿ku.Obok dziwnej maszyny i torbype³nej p³Ã³ciennych pasów czekali ju¿ na niego dwaj inni mê¿czyŸni.Edward odwróci³ siê w stronê Weroniki i poprosi³, by usiad³a na s¹siednim³Ã³¿ku.- Za kilka minut wiadomoœæ obiegnie cale Villete i wszyscy siê uspokoj¹, bonawet w najg³êbszym szaleñstwie drzemie odrobina strachu.Tylko ci, którzyprzez to przeszli wiedz¹, ¿e to wcale nie jest takie straszne.Pielêgniarze, którzy przys³uchiwali siê rozmowie nie wierzyli s³owomschizofrenika.Ten zabieg musia³ z pewnoœci¹ byæ bardzo bolesny, ale nikt niewie, co dzieje siê w g³owie szaleñca.Jedyne co by³o rozs¹dne w jego wywodachto to, ¿e wkrótce plotka obiegnie cale Villete i szybko powróci spokój.- Za wczeœnie siê po³o¿y³eœ - zauwa¿y³ jeden z mê¿czyzn.Edward podniós³ siê i pielêgniarze rozci¹gnêli na ³Ã³¿ku coœ w rodzaju gumowegoprzeœcieradle.- Teraz mo¿esz siê po³o¿yæ.Pos³ucha³.By³ spokojny, jakby to wszystko by³o tylko codzienn¹ rutyn¹.Mê¿czyŸni obwi¹zali p³Ã³ciennymi pasami cia³o Edwarda, a miêdzy zêby wsadzili mukawa³ekgumy.- To po to, aby niechc¹cy nie przygryza sobie jêzyka - wyjaœni³ Weronicejeden z pielêgniarzy, zadowolony, ¿e mo¿e jej udzieliæ technicznej informacji iprzestrogi zarazem.Potem umieœcili dziwne urz¹dzenie - niewiele wiêksze odpudelka od butów, z paroma gatkami i trzema tarczami ze wskaŸnikami - nakrzeœle obok ló¿ka.Wychodzi³y z niego dwa kable zakoñczone czymœ w rodzajus³uchawek.Jeden z pielêgniarzy umieœci³ s³uchawki na skroniach Edwarda.Drugizaj¹³ siê regulowaniem mechanizmu, pokrêcaj¹c gatkami raz w prawo, raz w lewo.Chocia¿ ch³opak nie móg³ mówiæ z powodu gumy w ustach, to jego oczy wpatrzone wjej oczy zdawa³y siê mówiæ: "Nic siê nie martw, wszystko bêdzie dobrze".- Nastawi³em na sto trzydzieœci wolt na trzy dziesi¹te sekundy - powiedzia³pielêgniarz.- Zaczynamy.Nacisn¹³ na guzik i maszyna zaczêta brzêczeæ.W tym samym momencie wzrokEdwarda sta³ siê jakby szklisty, a jego cia³o wyprê¿y³o siê na ³Ã³¿ku takgwa³townie, ¿e gdyby nie przytrzymuj¹ce go pasy, z³ama³by sobie krêgos³up.- Przestañcie! - wykrzyknê³a Weronika.- To ju¿ koniec - odrzek³ pielêgniarz, zdejmuj¹c s³uchawki z g³owy Edwarda.Mimo to jego cia³o nadal wito siê na wszystkie strony, a g³ow¹ rzuca³ taksilnie, ¿e jeden z mê¿czyzn musia³ j¹ przytrzymaæ.Drugi schowa³ maszynê doworka i usiad³, by zapaliæ papierosa.Trwa³o to kilka minut.Cia³o Edwarda zdawa³o siê uspokajaæ, po czym znówwróci³y skurcze, a jeden z pielêgniarzy musia³ przytrzymaæ mu g³owê.Stopniowoprzesta³ siê prê¿yæ, wreszcie skurcze usta³y zupe³nie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl