[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zabrali go z pralni iulokowali w bibliotece, ale jeœli spojrzeæ na to inaczej, to wcale nie wycofaligo z pralni.Po prostu kazali mu praæ brudne pieni¹dze zamiast brudnychprzeœcierade³.Zamienia³ forsê w akcje, udzia³y, nie opodatkowane obligacjepañstwowe — co tylko mo¿liwe.Andy powiedzia³ mi kiedyœ, jakieœ dziesiêæ lat po tamtym dniu na dachu wytwórnitablic, ¿e ma doœæ sprecyzowane pogl¹dy na temat tego, co robi, i nie ma¿adnych wyrzutów sumienia.Ten interes kwit³by i bez jego udzia³u.Nie prosi³,¿eby go wsadzono do Shawshank; by³ niewinnym cz³owiekiem, ofiar¹ szczególniepechowego zbiegu okolicznoœci, a nie jakimœ misjonarzem czy dobrym duszkiem.— Poza tym, Rudy — rzek³ mi z tym swoim pó³uœmieszkiem — to, co robiê tutaj,wcale nie ró¿ni siê od tego, co robi³em tam.Wyjawiê ci bardzo cyniczn¹ zasadê:zakres pomocy finansowej potrzebnej danej osobie czy przedsiêbiorstwu jestwprost proporcjonalny do liczby ludzi nabijanych w butelkê przez tê osobê lubfirmê.Ludzie kieruj¹cy tym miejscem s¹ przewa¿nie g³upimi, brutalnymipotworami.Ludzie dzia³aj¹cy w normalnym œwiecie s¹ brutalni i potworni, alenie tak g³upi, poniewa¿ maj¹ tam silniejsz¹ konkurencjê.Nieznacznie, alewiêksz¹.— Jednak te prochy.— powiedzia³em.— Nie chcê ciê pouczaæ, ale to mniedenerwuje.Czerwone, zielone, bia³e, nembutal.a teraz chc¹ czegoœ, conazywaj¹ „czwart¹ faz¹".Nie bêdê ich sprowadza³.Nigdy tego nie robi³em.— Racja — rzek³ Andy.— Ja te¿ nie lubiê prochów.Nigdy nie lubi³em.Jednak nieprzepadam tak¿e za papierosami czy wód¹.To nie ja handlujê prochami.Nie ja jeœci¹gam, nie ja sprzedajê, kiedy tutaj dotr¹.Przewa¿nie robi¹ to stra¿nicy.— Przecie¿.— Tak, wiem.Pos³uchaj mnie teraz.Wszystko sprowadza siê do tego, Rudy, ¿eniektórzy ludzie nie chc¹ brudziæ sobie r¹k Nazywaj¹ ich œwiêtymi, a go³êbiesiadaj¹ im na ramionach i obsrywaj¹ koszule.Na przeciwnym koñcu le¿y babraniesiê w gównie i obracanie wszystkim, co przyniesie choæ dolarazysku - rewolwerami, sprê¿ynowcami, her¹, czym chcesz.Nigdy ¿aden skazaniecnie przyszed³ do ciebie z propozycj¹ kontraktu?Skin¹³em g³ow¹.W ci¹gu tych lat spotka³em siê z tym wielokrotnie.W koñcu jestsiê cz³owiekiem, który wszystko mo¿e za³atwiæ.A oni wyobra¿aj¹ sobie, ¿e skoropotrafisz za³atwiæ baterie do ich tranzystorów, kartony luckies czy puszkitrawki, to mo¿esz skontaktowaæ ich z facetem, który u¿ywano¿a._ Z pewnoœci¹ tak — ci¹gn¹³ Andy.— Jednak nie robisz tego.Poniewa¿ tacyfaceci jak my, Rudy, wiedz¹, ¿e jest trzecie wyjœcie.Alternatywa kryszta³owejczystoœci i babrania siê w b³ocie.To alternatywa, któr¹ wybieraj¹ wszyscydoroœli ludzie na œwiecie.Rozwa¿asz, co zyskasz, przechodz¹c przez dziczelegowisko.Wybierasz mniejsze z³o i usi³ujesz nie zapominaæ o dobrych chêciach.S¹dzê, ¿e oceniasz, jak dobrze ci idzie, po tym, jak dobrze œpisz.i co cisiê œni.— Dobre chêci — powiedzia³em.— Wiem o nich wszystko, Andy.Mo¿na po nich dojœædo samego piek³a.— Nie wierz w to — rzek³ ponuro.— Piek³o jest tutaj.W Shawshank.Onisprzedaj¹ prochy, a ja mówiê im, co robiæ z pieniêdzmi.Jednak prowadzê te¿bibliotekê i znam ponad dwa tuziny facetów, którzy skorzystali z jej zbiorów,¿eby zdaæ egzamin maturalny.Mo¿e kiedy st¹d wyjd¹, zdo³aj¹ jakoœ wydostaæ siêz tego gówna.Gdy w tysi¹c dziewiêæset piêædziesi¹tym siódmym potrzebowaliœmytego dodatkowego pokoju, dostaliœmy go.Poniewa¿ chc¹, ¿ebym by³ szczêœliwy.Jestem tani.Wymiana us³ug.— I masz swoje prywatne pokoje.— W³aœnie.Tak jak lubiê.Przez wszystkie lata piêædziesi¹te wiêzienna populacja powoli ros³a i po prostueksplodowa³a w latach szeœædziesi¹tych, kiedy to ka¿dy amerykañski ch³opiec zcollege'u chcia³ spróbowaæ narkotyków i wymierzano tak idiotyczne wyroki zapalenie trawki.Jednak przez ca³y ten czas Andy nie mia³ towarzysza w celi, nielicz¹c wielkiego, milcz¹cego Indianina zwanego Nonnaden (jak na wszystkichIndian w The Shank, wo³ano na niego Wódz), a i ten nie siedzia³ z nim d³ugo.Wielu d³ugoterminowych uwa¿a³o, ¿e Andy jest stukniêty, ale on tylko œmia³ siê [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl