[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poci¹ga jeszcze ³yk kawy, a nastêpnie stawia fili¿ankê na stoliku ze stukotem,który brzmi jak uderzenie sêdziowskiego m³otka - trzej sta¿yœci prostuj¹ siênatychmiast.- Nie.Daleko mu do tego.Jest tylko cz³owiekiem i jak ka¿dy cz³owiek ulegalêkom, strachom, bywa tchórzliwy.Przeczucie mi mówi, ¿e wkrótce siê o tymprzekonamy, a razem z nami równie¿ wszyscy pacjenci.Jestem pewna, ¿e jeœli gotu zatrzy­mamy, nasz rudy bohater po kilku dniach spokornieje, przestanie siêbuntowaæ i - oddzia³owa uœmiecha siê do swoich myœli - uka¿e pacjentom swojeprawdziwe oblicze.Straci ich szacunek, kiedy siê przekonaj¹, ¿e jest zwyk³ymchwalipiêt¹ i pieniaczem, który chêtnie wchodzi na mównicê i podburza innych,jak to nieraz robi³ pan Cheswick, ale czym prêdzej siê wycofuje, gdy tylko jemuzaczyna coœ zagra¿aæ.- Pacjent McMurphy - m³odzik z fajk¹ uwa¿a, ¿e powinien broniæ swojegostanowiska, aby przynajmniej czêœciowo zacho­waæ twarz - nie wygl¹da mi natchórza.Oczekujê, ¿e oddzia³owa wpadnie w furiê, ale nic podobnego siê nie dzieje;spogl¹da tylko na sta¿ystê, jakby mówi³a: “Po­czekamy, zobaczymy”, iodpowiada:- Wcale nie nazwa³am go tchórzem, panie Gideon.Ale pan McMurphy bardzo kogoœkocha.Jako psychopata za bardzo mi­³uje niejakiego Randle’a PatrickaMcMurphy’ego, ¿eby niepo­trzebnie nara¿aæ go na niebezpieczeñstwo.- Oddzia³owaobdarza sta¿ystê tak lodowatym uœmiechem, ¿e fajka gaœnie mu na do­bre.-Wystarczy trochê poczekaæ, a nasz bohater - jak to mówi¹ m³odzi? - spuœci ztonu, tak?- Ale¿ to mo¿e siê ci¹gn¹æ tygodniami.- protestuje sta¿ysta.- Mamy tygodnie - odpowiada, wstaj¹c, oddzia³owa, po raz pierwszy takzadowolona z siebie, odk¹d tydzieñ temu przyby³ tu McMurphy i zaczê³a siê jejudrêka.- Mamy tygodnie, mie­si¹ce, a nawet lata, jeœli zajdzie potrzeba.Proszê pamiêtaæ, pan McMurphy jest tu na przymusowym leczeniu i d³ugoœæ jegopobytu zale¿y wy³¹cznie od naszego uznania.A teraz, jeœli nie ma wiêcejspraw.Przez pewien czas niepokoi³em siê tym, ¿e Wielka Oddzia­³owa by³a tak pewnasiebie na zebraniu personelu, ale McMurphy w dalszym ci¹gu nic sobie z niej nierobi³.Przez sobotê, nie­dzielê oraz ca³y nastêpny tydzieñ dokucza³ jej iczarnym, ile wlezie, a pacjenci nie posiadali siê ze szczêœcia.Wygra³ zak³ad,bo zalaz³ babie za skórê, jak obieca³, ale choæ zgarn¹³ forsê, nie zmieni³postêpowania; nadal krzycza³ na ca³e gard³o, ganiaj¹c po korytarzu, œmia³ siê zczarnych i przeszkadza³ ca³emu per­sonelowi, a raz nawet podszed³ do WielkiejOddzia³owej i za­pyta³, czy by³aby ³askawa podaæ mu dok³adnie, co docentymetra, wymiary swoich wielkich cyców, które stara siê bezskutecznie ukryæ.Minê³a go, ignoruj¹c zupe³nie tak samo, jak ignoruje te przeroœniête insygniakobiecoœci przypiête jej przez naturê, uda­j¹c, ¿e jest ponad nim, ponadseksem, ¿e jest wy¿sza ponad wszystko, co s³abe i cielesne.Kiedy wywiesi³a na tablicy og³oszeñ podzia³ zajêæ i McMur­phy zobaczy³, ¿ewyznaczy³a mu sprz¹tanie toalety, zapuka³ do jej szyby i podziêkowa³ za tenzaszczyt, dodaj¹c, ¿e bêdzie o niej myœla³, szoruj¹c pisuary.Odpar³a, ¿e tozbyteczne: wystarczy, jeœli siê bêdzie dobrze wywi¹zywa³ z obowi¹zków ikropka.Ale on przeje¿d¿a³ ka¿d¹ muszlê klozetow¹ tylko dwa razy szczotk¹, œpiewaj¹cile tchu w rytm jej ruchów, wsypywa³ trochê proszku dezynfekuj¹cego i ju¿ by³opo wszystkim.- Bez przesady - rzek³ czarnemu, gdy ten chcia³ go z³ajaæ, ¿e siê nieprzyk³ada.- Mo¿e dla niektórych rzeczywiœcie s¹ nie doœæ czyste, ale jaosobiœcie zamierzam do nich szczaæ, a nie jeœæ z nich obiad.Wreszcie Wielka Oddzia³owa uleg³a proœbom roztrzêsionego sanitariusza i samaprzysz³a na inspekcjê; pos³uguj¹c siê puderniczk¹ z lusterkiem zagl¹da³a podbrzegi muszli klozetowych.Obejrza³a wszystkie po kolei, potrz¹saj¹c g³ow¹ i powta­rzaj¹c:- To skandal.skandal.McMurphy chodzi³ za ni¹ krok w krok i uœmiechaj¹c siê pod nosem, powtarza³ wodpowiedzi:- Nie, to muszla klozetowa.muszla klozetowa.Ale oddzia³owa nie traci³a panowania nad sob¹ - widaæ by³o, ¿e znów bez trudutrzyma nerwy na wodzy.Zamiast wybuch­n¹æ, wci¹¿ go strofowa³a, stosuj¹c têsam¹ powoln¹, cierpliw¹ i straszn¹ presjê, pod któr¹ uginaliœmy siê wszyscy;McMurphy jednak tylko zwiesza³ g³owê jak dzieciak przed nauczycielk¹,przydeptywa³ czubkiem jednego buta drugi i mówi³:- Staram siê i staram, psze pani, ale chyba nie nadajê siê na sraczowego.Raz napisa³ coœ na skrawku papieru - dziwnym pismem, jakby w obcym alfabecie -i przyczepi³ gum¹ do ¿ucia pod krawêdzi¹ muszli: oddzia³owa a¿ podskoczy³a,kiedy przybli¿y³a lusterko i przeczyta³a w nim, co napisa³ McMurphy, a lusterkowysunê³o siê jej z d³oni i wpad³o do klozetu.Nie da³a siê jednak zirytowaæ.Opanowanie by³o wyryte na jej lalkowatej, lalkowato uœmiech­niêtej twarzy.Oddzia³owa podnios³a siê znad muszli, przeszy³a rudzielca spojrzeniem, odktórego tynk o ma³o nie posypa³ siê ze œcian, i powiedzia³a, ¿e jego zadaniemjest czyœciæ klozety, a nie œwiniæ w nich jeszcze bardziej.Prawdê mówi¹c, niewiele czyszczenia odchodzi³o w tym cza­sie na oddziale.Gdytylko zbli¿a³o siê popo³udnie i pora prze­znaczona na sprz¹tanie, zaczyna³y siêrównie¿ mecze baseballo­we, a wtedy wszyscy ustawiali fotele przed telewizoremi siedzieli w nich a¿ do kolacji [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl