[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z jej punktu widze­nia wygadywa³niedopuszczalne rzeczy.Za to Robs s³ucha³ z za­chwytem.Wydawa³o siê, ¿e zarazpowie: „Ale super! Zupe³nie jak z kasety wideo!”.Dolly patrzy³a w œcianê obokMorgana.Jej oczy z ka¿d¹ sekund¹ stawa³y siê bardziej mêtne, jakby szybkorobi³a siê pijana albo zasypia³a.Jednym s³owem, proces siê za­cz¹³.- Nie marnowa³eœ czasu na planecie - oceni³ Morgan.- Bêdê myœla³ nad twoimipomys³ami.- Dziêkujê, Henry.Ale chcia³bym najpierw siê dowiedzieæ, ja­kie niematerialnewartoœci macie na Jamajce.A w³aœciwie co ma Stary Sus.Co to jest, do diab³a,ten auksnis ¿wieris?- Nie mogê ci w tym pomóc - powiedzia³ Morgan grobowym g³osem i zamilk³ nad³ugo.Jason rzuci³ szybkie spojrzenie na Dolly, ale dziewczyna i bez teko zrozumia³a,¿e nadchodzi kulminacyjny moment.Jej octy ze szmarag­dowo-przezroczystychsta³y siê malachitowe, na têczówce pojawi³y siê ciemne smugi.Czy¿by Morgan niezauwa¿a³ tego dziwnego zjawiska?Wydawa³o siê, ¿e Morgan ju¿ nic nie zauwa¿a.Zachowywa³ siê jakby wpad³ wg³êboki trans.Milczenie sta³o siê przygnêbiaj¹ce.1 na­gle przywódcaflibustierów przemówi³ wyraŸnym, rzeœkim, ale nie­swoim g³osem:- Jasonie, porozmawiaj o tym ze swoim kap³anem.Na Jamajce jest tradycja, ¿epañstwo m³odzi maj¹ prawo zadawaæ szczere pyta­nia kap³anowi, a on musi na nieszczerze odpowiedzieæ.Wasz kap­³an, jak wszyscy bukanierzy, wie o StarymSusie.A teraz zapraszam was do sto³u.W ogromnej sali wszystko siê pomiesza³o.Kieliszki, puchary.tacki, œwiece,mê¿czyŸni, kobiety, potrawy, butelki, pijani, trzeŸwi, w³aœciciele, s³u¿¹cy,witalierzy, flibustierzy, srebro, z³oto.Wszystko to mieni³o siê w oczach.Mo¿na by³o ³atwo siê zgubiæ, a znaleŸæ ko­goœ wydawa³o siê niepodobieñstwem.Otym akurat marzy³ Jason.Kie­dy tylko upewni³ siê, ¿e Morgan jest wystarczaj¹codaleko, szepn¹³:- Dolly, Dolly, no, co tam? Mów szybciej!- Bardzo trudno czytaæ jego myœli.Wyj¹tkowo trudno - odpo­wiedzia³a dziewczynazmêczonym g³osem.- Ktoœ je blokuje.- Mo¿e on sam? - podsun¹³ Jason.- Mnie to bardziej przypomina ingerencjê z zewn¹trz.- To ju¿ jest wa¿na informacja.Ale czy s¹dzisz, ¿e on wie, kina jest Stary Susi gdzie przebywa? Czy wreszcie wie, co to jest au­ksnis ¿wieris?- Wie - powiedzia³a Dolly doœæ pewnym g³osem.- Ale rzeczy­wiœcie nie mo¿e panutego powiedzieæ.Bardzo trudno czytaæ te ciê¿­kie, œliskie, obce myœli.- Przepraszam, dziewczyno.Nie wiedzia³em, ¿e to bêdzie takie trudne.- Tonasze wspólne zadanie - odezwa³a siê Dolly bardzo doros­³ym tonem.- Aha, jeszcze jedno.- Jason popatrzy³ na dziewczynê z po­czuciem winy.-Dlaczego udzieli³ mi takiej dziwnej rady?- To nie jego pomys³.Zrobi³ to ktoœ inny wewn¹trz niego i dla­tego wydaje misiê, ¿e rada jest dobra.Morgan nie pamiêta teraz, co dok³adnie powiedzia³, alenied³ugo mo¿e sobie przypomnieæ.Tak ¿e niech pan siê pospieszy.Jason ju¿ siê zbiera³ do wyjœcia.- Dolly, gdyby ktoœ o mnie pyta³, nawet Meta, mów, ¿e gdzieœ siê tu krêcê.Zrozumia³aœ?Dziewczyna kiwnê³a g³ow¹ i wœliznê³a siê w t³um rozbawionych obywateli Jamajki.Poszuka³a wzrokiem Robsa.Ch³opak ju¿ do niej spieszy³.16Kap³an koœcio³a Bogurodzicy w Gordelskim Zau³ku chodzi³ wzd³u¿ o³tarza irozstawia³ œwiece.Kiedy Jason wszed³ pod skle­pienie centralnej nawy, jegokroki odezwa³y siê donoœnym echem w naj­dalszych k¹tach koœcio³a.Kap³anodwróci³ siê powoli i powiedzia³:- Przyszed³ pan za wczeœnie, synu.Widzi pan, ja tylko przygo­towujê blankiet,a wype³niæ go mogê wy³¹cznie w obecnoœci urzêd­nika pañstwowego.Nied³ugoprzyjdzie pos³aniec od sir Henry'ego Morgana, przystawi pieczêæ i zatwierdzirejestracjê waszego ma³­¿eñstwa.- Bardzo to mi³e, padre, ale przyszed³em nie tylko po to za­œwiadczenie.A toco? - zdumia³ siê Jason.Wzi¹³ do rêki blankiet i przyjrza³ mu siê uwa¿nie.-Co to za dziwny materia³?- Oficjalne dokumenty koœcielne piszemy na pergaminie, który produkuje siê zeœwiñskiej skóry.- Œwiñskiej? - nieufnie zapyta³ Jason.- Takiej cienkiej? Czy przypadkiem niejest to ludzka skóra?- Nie, synu.Na ludzkiej skórze, w dodatku w³asn¹ krwi¹ spisu­j¹ tylko kl¹twyflibustierów, kiedy przyjmuj¹ nowych cz³onków „naj­wy¿szego spo³eczeñstwa”.W g³osie kap³ana zabrzmia³a wyraŸna pogarda i Jason zrozu­mia³, ¿e nadesz³apora, by poruszyæ w³aœciwy temat.- Padre, przyszed³em zadaæ bardzo wa¿ne pytanie.- Pytaj, synu, dziœ masz dotego prawo.- Jesteœ bukanierem, padre.Kim s¹ bukanierzy? Dlaczego nie o sobie nie mówi¹?- Usi¹dŸ, synu, a wszystko ci opowiem.Kiedy usiedli, kap³an zapyta³, przechodz¹c na „ty”: - Chcesz zapaliæ?- Przecie¿ to obraza boska! - Podstawowe zasady religii chrzeœcijañskiej zna³nawet taki bez­bo¿nik jak Jason.- Eee, daj spokój.na tej planecie ju¿ dawno nikt o takich rze­czach niepamiêta.Kapelan wyj¹³ spod zielonej sutanny paczkê papierosów.Ku zdumieniu Jasona by³yto antaresy.Przypadek czy kolejna diabelska sztuczka?Zapalili, kap³an i parafianin, w koœciele, w pierwszym rzêdzie.przed krzy¿em io³tarzem.- S³uchaj uwa¿nie zacz¹³ kap³an.Bukanierzy to poprzednicy flibustierów.Nasiprzodkowie pierwsi byli piratami na têj planecie, a przybyli jako dzikie plemiêz planety Tortuga.Wszyst­ko, o czym teraz opowiadam, dzia³o siê bardzo dawnotemu, przed moim urodzeniem, ale u bukanierów przyjête jest mówiæ „my”, bezwzglêdu na to, o które pokolenie chodzi.No wiêc, byliœmy dzicy, pozbawienipodstawowej og³ady.Mieszkaliœmy w lasach.ca³kowicie pokrywaj¹cych Tortugê,¿ywiliœmy siê jagodami, owo­cami i miêsem upolowanych zwierz¹t.Miejsca, gdzieæwiartowa­liœmy tusze, moczyli i suszyli skóry, pi³owali i szlifowali pance­rzetych zwierz¹t, dawno temu nazywano bukanami; st¹d pochodzi miano naszego rodu.A zwierzêta na Tortudze to by³y g³Ã³wnie szyb­kie pitahy, drapie¿ne opancerzonekonie.Smaku ich miêsa nie da siê porównaæ z ¿adnym innym we Wszechœwiecie.Upolowaæ pi­taha nie by³o zbyt trudne, dlatego staliœmy siê najlepszymimyœli­wymi w Galaktyce.A prócz tego, i chyba to jest najwa¿niejsze miêsopitahów zawiera³o niezwyk³y sk³adnik.Ta tajemnicza substancja pozwala³a namzachowaæ pamiêæ, nie tylko w³asn¹, ale i przodków.Co prawda, z daleka od innych cywilizacji, w ci¹gu tysi¹ca lat naszewspomnienia mocno zblad³y.Nie zatrzymaliœmy w g³owach prawie ¿adnych danych otechnice, za to œwietnie pamiêtaliœmy sta­ro¿ytne jêzyki, przekazywaliœmy sobiepradawn¹ historiê, znaliœmy na pamiêæ œwiête ksiêgi ró¿nych religii.Ze skórypitahów nauczyli siê robiæ cienkie kartki podobne do papierowych, z kory drzewgri - twarde ok³adki.Strony naszych ksi¹¿ek sklejaliœmy smo³¹ z krzaków tiun,a pisaliœmy piórami ptaków, nape³niaj¹c je ciemnym sokiem drzewa ¿u.W ci¹gustuleci stworzyliœmy ogromn¹ bibliote­kê, odbudowuj¹c kulturê Starej Ziemi.Asami dalej ¿yliœmy z polo­wania, zbieractwa i rybo³Ã³wstwa.Kiedyœ na Tortugê przylecieli ludzie na trzech ogromnych stat­kach [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl