[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak jak w tejhistorii z Omayem.Wiem, ¿e musi istnieæ inne wyjaœnienie, ale nie mogê goznaleŸæ.- Zaczê³a poruszaæ rêkami, bawi¹c siê guzikami, zdejmuj¹cnieistniej¹ce nitki ze spódnicy.W koñcu doda³a: - Zaczynam ci wierzyæ, Beck.Myœlê, ¿e byæ mo¿e Elizabeth wci¹¿ ¿yje.Serce stanê³o mi w gardle.Shaunazerwa³a siê z kanapy.- Zrobiê sobie drinka.Przy³¹czysz siê?Przecz¹co pokrêci³em g³ow¹.Zdziwi³a siê.- Na pewno nie chcesz.- Powiedz mi, co widzia³aœ, Shauno.- Protokó³ jej sekcji.O ma³o nie zemdla³em.Dopiero po chwili odzyska³em g³os.- Jakim cudem?- Znasz Nicka Carlsona z FBI?- Przes³uchiwa³ mnie.- Myœli, ¿e jesteœ niewinny.- Wcale mi na to nie wygl¹da³o.- W ka¿dym razie tak uwa¿a teraz.Kiedy wszystkie dowody zaczê³y wskazywaæ naciebie, zacz¹³ podejrzewaæ, ¿e to zbyt piêkne.- Tak ci powiedzia³?- Tak.- I uwierzy³aœ mu?- Wiem, ¿e to brzmi naiwnie, ale tak, uwierzy³am mu.Ufa³em w zdrowy rozs¹dek Shauny.Je¿eli twierdzi³a, ¿e Carlson jest w porz¹dku,to albo przejrza³ na oczy, albo by³ wspania³ym ³garzem.- Nie rozumiem jednak - rzek³em - co ma z tym wspólnego protokó³ sekcji?- Carlson przyszed³ do mnie.Chcia³ siê dowiedzieæ, o co ci chodzi.Niepowiedzia³am mu.Lecz szed³ twoim tropem.Wiedzia³, ¿e chcia³eœ zobaczyæprotokó³ sekcji Elizabeth.Zastanawia³ siê dlaczego.Zadzwoni³ do biurakoronera i otrzyma³ ten protokó³.Mia³ go ze sob¹.Chcia³ sprawdziæ, czyja coœo tym wiem.- Pokaza³ ci go?Kiwnê³a g³ow¹.Zasch³o mi w ustach.- Widzia³aœ zdjêcia z sekcji?- Nie by³o ¿adnych, Beck.- Co takiego?- Carlson uwa¿a, ¿e ktoœ je ukrad³.- Kto?Wzruszy³a ramionami.- Jedyn¹ osob¹, która przegl¹da³a te dokumenty, by³ ojciec Elizabeth.Hoyt.Wszystko wróci³o do niego.Popatrzy³em na Shaunê.- Czyta³aœ ten protokó³?Tym razem ledwie dostrzegalnie skinê³a g³ow¹.- I co?- Napisano w nim, ¿e Elizabeth za¿ywa³a narkotyki, Beck.I nie tylkosporadycznie.Wyniki badañ wskazywa³y na ich d³ugotrwa³¹ obecnoœæ w jejorganizmie.- Niemo¿liwe - powiedzia³em.- Mo¿e tak, a mo¿e nie.To nie wystarczy³oby, ¿eby mnie przekonaæ.Ludziepotrafi¹ ukrywaæ swój na³Ã³g.Wprawdzie to niepodobne do niej, ale równie ma³oprawdopodobne jest to, ¿e ona ¿yje.Mo¿e wyniki badañ by³y b³êdne lubniejednoznaczne.Mo¿e ktoœ siê pomyli³.Mo¿na to wyt³umaczyæ w taki sposób,prawda? Bo w jakiœ trzeba.Obliza³em wargi.- A co siê nie zgadza³o? - spyta³em.- Jej wzrost i waga - odpar³a Shauna.- Podano, ¿e Elizabeth mia³a metrsiedemdziesi¹t i wa¿y³a czterdzieœci osiem kilogramów.Nastêpny cios w brzuch.Moja ¿ona mia³a sto szeœædziesi¹t osiem centymetrówwzrostu i wa¿y³a prawie piêædziesi¹t szeœæ kilogramów.- Du¿a ró¿nica - mrukn¹³em.- Du¿a.- Ona ¿yje, Shauno.- Mo¿e - przyzna³a i zerknê³a w stronê kuchni.- Jest jednak jeszcze coœ.Odwróci³a siê i zawo³a³a Linde.Moja siostra stanê³a w progu i zosta³a tam.Nagle wyda³a mi siê tak ma³a w tym fartuchu.Wytar³a weñ d³onie.Przygl¹da³emsiê temu zdziwiony.- O co chodzi? - zapyta³em.Linda zaczê³a mówiæ.Opowiedzia³a mi o zdjêciach, o tym, ¿e Elizabeth przysz³ado niej i poprosi³a, ¿eby je zrobi³a, o tym, ¿e nazbyt pochopnie zgodzi³a siêzachowaæ w tajemnicy prawdê o Brandonie Scopie.Nie ³agodzi³a tego i niet³umaczy³a siê, ale te¿ wcale nie musia³a.Sta³a tam, wyrzucaj¹c to z siebie, iczeka³a na nieunikniony cios.S³ucha³em ze spuszczon¹ g³ow¹.Nie mog³emspojrzeæ jej w oczy, lecz z ³atwoœci¹ mog³em wybaczyæ.Ka¿dy z nas ma w³asnes³abostki.Ka¿dy.Chcia³em j¹ uœciskaæ i powiedzieæ, ¿e j¹ rozumiem, lecz jakoœ nie mog³em.Kiedyskoñczy³a, pokiwa³em g³ow¹, mówi¹c:- Dziêkujê, ¿e mi o tym powiedzia³aœ.Tymi s³owami odprawi³em j¹.Linda zrozumia³a.Przez d³ug¹ chwilê siedzieliœmy zShaun¹, nie odzywaj¹c siê.- Beck?- Ojciec Elizabeth ok³ama³ mnie - stwierdzi³em.Skinê³a g³ow¹.- Muszê z nim porozmawiaæ.- Przedtem te¿ ci nic nie powiedzia³.- Racja, pomyœla³em.- Przypuszczasz, ¿etym razem bêdzie inaczej?Machinalnie poklepa³em zatkniêty za pasek pistolet.- Mo¿e - mrukn¹³em.Carlson powita³ mnie na korytarzu.- Doktorze Beck?W tym samym czasie na drugim koñcu miasta w biurze prokuratora zwo³anokonferencjê prasow¹.Reporterzy oczywiœcie doœæ sceptycznie przyjêli pokrêtnewyjaœnienia Feina, który wycofywa³ siê rakiem, zaprzecza³ i tak dalej.Wszystkoto jeszcze bardziej zaciemnia³o obraz.Taki zamêt pomaga.Zamêt prowadzi donudnych wyjaœnieñ, komunikatów, oœwiadczeñ i podobnego nudziarstwa.Prasa iinne œrodki przekazu wol¹ nieskomplikowane historyjki.Zapewne Feinowi nie posz³oby tak ³atwo, lecz zbieg okolicznoœci sprawi³, ¿epodczas tej samej konferencji prasowej biuro prokuratora okrêgowego wysunê³ooskar¿enia przeciwko kilku wysoko postawionym urzêdnikom magistrackim,napomykaj¹c, ¿e „macki korupcji” - bo tak dok³adnie to nazwano - byæ mo¿esiêgnê³y do samego gabinetu burmistrza.Dziennikarze, dotychczas s³uchaj¹cyrównie uwa¿nie jak nafaszerowany proszkami na sen dwulatek, natychmiast rzucilisiê na tê œliczn¹ now¹ zabawkê, star¹ odrzucaj¹c kopniakiem pod ³Ã³¿ko.Carlson podszed³ do mnie.- Chcia³bym zadaæ panu kilka pytañ.- Nie teraz - odpar³em.- Pañski ojciec mia³ broñ - oœwiadczy³.Jego s³owa przyku³y mnie do pod³ogi.- S³ucham?- Stephen Beck, pana ojciec, naby³ trzydziestkêósemkê Smith and Wesson.Wed³ugkarty rejestracyjnej zakupi³ j¹ kilka miesiêcy przed œmierci¹.- Co to ma ze mn¹ wspólnego?- Zak³adam, ¿e to pan odziedziczy³ tê broñ.Mam racjê?- Nie bêdê z panem rozmawia³.Nacisn¹³em przycisk windy.- Mamy j¹ - rzek³.Odwróci³em siê zdumiony.- By³a w skrytce depozytowej SarahGoodhart.Razem ze zdjêciami.Nie mog³em uwierzyæ w³asnym uszom.- Dlaczego nie powiedzia³ mi pan o tym wczeœniej? - Carlson pos³a³ mi krzywyuœmiech.- No, dobra, wtedy by³em z³ym facetem - stwierdzi³em.A potem, z wysi³kiemodwracaj¹c siê do niego plecami, doda³em: - W dalszym ci¹gu nie widzê zwi¹zku.- Na pewno pan widzi.Ponownie nacisn¹³em guzik.- Spotka³ siê pan z Peterem Flannerym - ci¹gn¹³ Carlson.- Pyta³ go pan osprawê Brandona Scope’a.Chcia³bym wiedzieæ dlaczego.Nacisn¹³em przycisk i nie puszcza³em go.- Zrobi³ pan coœ z t¹ wind¹?- Tak.Dlaczego by³ pan u Petera Flannery’ego?Pospiesznie wyci¹ga³em wnioski.Przyszed³ mi do g³owy pewien pomys³ - nawet wznacznie bardziej sprzyjaj¹cych okolicznoœciach bardzo niebezpieczny.Shaunaufa³a temu cz³owiekowi.Mo¿e ja te¿ powinienem.Przynajmniej odrobinê.Towystarczy.- Poniewa¿ mia³em takie same podejrzenia jak pan - powiedzia³em.- Jakie?- Obaj zastanawialiœmy siê, czy to naprawdê KillRoy zabi³ moj¹ ¿onê.Carlson za³o¿y³ rêce na piersi.- A co ma z tym wspólnego Peter Flannery?- Szed³ pan po moich œladach, prawda?- Tak.- Ja postanowi³em pójœæ œladem Elizabeth.Sprawdziæ, co siê sta³o osiem lattemu.W jej notatniku znalaz³em inicja³y i numer telefonu Flannery’ego.- Rozumiem - rzek³ Carlson.- I czego siê pan od niego dowiedzia³?- Niczego - sk³ama³em.- To by³ œlepy zau³ek.- Och, nie s¹dzê - rzek³ Carlson.- Dlaczego pan tak uwa¿a?- Czy pan wie, na czym polegaj¹ badania balistyczne?- Widzia³em w telewizji.- Krótko mówi¹c, ka¿da broñ pozostawia unikatowe œlady na wystrzelonym pocisku.Zadrapania, wg³êbienia.charakterystyczne dla danego egzemplarza.Tak jakodciski palców.- Tyle wiem.- Po pañskiej wizycie u Flannery’ego kaza³em naszym ludziom przeprowadziædok³adn¹ analizê balistyczn¹ tej trzydziestkiósemki, któr¹ znaleŸliœmy wskrytce depozytowej Sarah Goodhart.Wie pan, co odkryli?Potrz¹sn¹³em g³ow¹, choæ wiedzia³em.Carlson odczeka³ chwilê, po czym oznajmi³:- Z broni pana ojca, któr¹ pan odziedziczy³, zabito Brandona Scope’a.Otworzy³y siê drzwi i do holu wesz³a jakaœ kobieta ze swoim nastoletnim synem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Coben, Harlan Kein Friede den Toten
- Coben, Harlan Ein verhaengnisvolles Versprech
- Harlan Coben Jeden falszywy ruch
- Coben, Harlan Kein boeser Traum
- Harlan Coben Wszyscy mamy tajemnice
- Coben, Harlan Keine zweite Chance
- Harlan Coben Kilka sekund od smierci
- Harlan Coben Klinika smierci
- Harlan Coben W glebi lasu
- Book 3 Waterdeep
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.htw.pl