[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedzia³:— Nic, jeœli nie liczyæ po³amanych ¿eber.Ze strachu nasra³ w gacie.— Znowuzachichota³.— Ma po³amane ¿ebra? Jak to? Goblin odpowiedzia³:— Ponios³o kogoœ, kto mia³ urazê do Szarych.Ale nic siê nie martw.Facetjeszcze nie raz po¿a³uje, ¿e pozwoli³ swym ludziom zapanowaæ nad sob¹.— Jestem kompletnie wykoñczona — powiedzia³a Sahra.— Spêdzi³yœmy ca³y dzieñ wjednym pomieszczeniu z Duszo³ap.Myœla³am, ¿e wyjdê z siebie.— Ty myœla³aœ? Wszystko, na co mnie by³o staæ, to staraæ siê nie zerwaæ zmiejsca i nie uciec z wrzaskiem.Tak bardzo siê koncentrowa³am na byciu Saw¹,¿e umknê³a mi po³owa tego, co mówili.— To, o czym nie mówili, mo¿e siê okazaæ znacznie wa¿­niejsze.Duszo³apnaprawdê nabra³a podejrzeñ w zwi¹zku z ata­kiem.— Mówi³em wam, od razu rzuciæ siê do gard³a! — warkn¹³ Jednooki.— Póki jeszczenie do koñca wierz¹ w nasze istnienie.Zabiæ ich wszystkich i nie trzeba bêdziesiê skradaæ, zastana­wiaj¹c siê, jak wydostaæ Starego.Moglibyœcie zmusiæ tychgoœci z biblioteki, aby przeprowadzili dla was kwerendê.— Wszyscy byœmy zginêli — powiedzia³a Sahra.— Duszo­³ap ju¿ rozgl¹da³a siê,komu spuœciæ lanie.Sprawi³y to wieœci o Córce Nocy.Jeœli ju¿ o tym mowa, tochcê ¿ebyœcie równie¿ jej poszukali, jak i Narayama.— Równie¿? — zapyta³ Goblin.— Spodziewam siê, ¿e Duszo³ap bêdzie ich œciga³a z niema­³ym entuzjazmem.Zauwa¿y³am:— Kina pewnie znowu wierci siê przez sen.Narayan i dziew­czyna nie przybylibydo Taglios, gdyby nie ufali w jej ochronê.Co oznacza, ¿e dziewczyna zapewnewkrótce znowu zajmie siê kopiowaniem Ksiêgi Umar³ych.Sahra, powiedz Murgenowi,¿e­by mia³ ich na oku.— Te przera¿aj¹ce, staro¿ytne tomy zosta³y pogrzebane wtej samej jaskini, co Uwiêzieni.— Zastanawia³am siê trochê, kiedy taksiedzia³yœmy.gdy ju¿ skoñczy³am czyœciæ œwieczniki i nie mia³am nic doroboty.Minê³o du¿o czasu, odk¹d czyta³am Kroniki Murgena.Wydawa³o mi siê, ¿eniewiele maj¹ wspólnego z tym, co próbujemy zrobiæ.¯e s¹ nazbyt wspó³czesne.Ale kiedy tam by³am, nie dalej jak kilka stóp od Duszo³ap, mia³am naprawdênieprzyjemne przeczucie, ¿e coœ mi umknê³o.Po raz ostatni zagl¹da³am do nichtak dawno, ¿e nie mam pojêcia, co to mo¿e byæ.— Bêdziesz mia³a doœæ czasu.Na kilka dni powinniœmy siê przyczaiæ.— Ale ty przecie¿ pójdziesz do pracy, nieprawda¿?— By³oby podejrzane, gdybym nie posz³a.— Ja pójdê do biblioteki.Znalaz³am kilka historii, które siêgaj¹ do pocz¹tkówTaglios.— Tak? — wyskrzecza³ Jednooki, budz¹c siê z p³ytkiej drzem­ki.— A wiêc dowiedzsiê dla mnie, dlaczego rz¹dzi tu tylko banda ksi¹¿¹t.Terytorium, którymw³adaj¹, jest wiêksze ni¿ wszystkie s¹siednie królestwa.— Ta kwestia nigdy nie przysz³a mi do g³owy — odpar³am grzecznie.— Jak te¿zapewne ¿adnemu z tubylców.Ale zapy­tam — jeœli nie zapomnê.Z ciemnoœci zalegaj¹cych na ty³ach magazynu dolecia³ ner­wowy œmiech.ToWierzba £abêdŸ.Goblin powiedzia³:— Gra w tonka z kilkoma ch³opakami, których zna³ jeszcze w dawnych czasach.— Musimy go wydostaæ z miasta — powiedzia³a Sahra.— Gdzie mielibyœmy gotrzymaæ?— Ja go tutaj potrzebujê — wtr¹ci³am.— I muszê wypytaæ o równinê.W³aœniedlatego schwytaliœmy go w pierwszej kolej­noœci.I nie zamierzam wyje¿d¿aæ na¿adn¹ wieœ, skoro wreszcie trafi³am na coœ w bibliotece.— Duszo³ap mog³a go jakoœ naznaczyæ.— Mamy dwóch w³asnych nieudolnych czarodziei.Niech go dok³adnie sprawdz¹.Razem dadz¹ mo¿e jednego kompetentnego.— Uwa¿aj, co mówisz, Dziewczynko.— Zapomnia³am siê, Jednooki.Wy dwaj po zsumowaniu znaczycie mniej ni¿którykolwiek z was pojedynczo.— Œpioszka ma racjê.Jeœli Duszo³ap go naznaczy³a, powin­niœcie byæ zdolni tostwierdziæ.Jednooki warkn¹³:— Pomyœl najpierw! Gdyby go naznaczy³a, ju¿ by tu by³a.Nie pyta³aby swychlokajów, czy nie znaleŸli jego koœci.— Malutki cz³owieczek, jêcz¹c iskrzecz¹c, wygramoli³ siê ze swego fotela.Skierowa³ siê w ciemnoœæ na tylemagazynu, ale nie w stronê, z której dobiega³ g³os £abêdzia.Powiedzia³am:— Ma racjê.— I posz³am za nim.£abêdzia nie widzia³am mniej wiêcej odpiêtnastu lat.Za moimi plecami Tobo znów zacz¹³ naprzykrzaæ siê matcepytaniami o Murgena.Strasznie zdenerwowa³a go obojêtnoœæ ojca.Przysz³o mi na myœl, ¿e Murgen móg³ zwyczajnie nie zro­zumieæ, kim jest Tobo.Mia³ k³opoty z percepcj¹ up³ywu czasu.Zreszt¹ ten problem trapi³ go odoblê¿enia Jaicur.Mo¿e zdawa³o mu siê, ¿e wci¹¿ znajduje siê w tym miejscu, copiêtnaœcie lat temu, i dalej ucieka w mo¿liwe przysz³oœci.Kiedy wesz³am w œwiat³o lampy wisz¹cej nad blatem sto³u, przy którym Wierzbagra³ w karty z braæmi Gupta i kapralem, na którego mówiliœmy Poroniony, £abêdŸpatrzy³ na mnie przez kilka sekund, a¿ wreszcie oznajmi³:— Œpioch, prawda? Nic siê nie zmieni³eœ.Goblin i Jednooki po³o¿yli na tobiejakieœ zaklêcie?— Bóg jest ³askawy dla tych, którzy s¹ czystego serca.Jak twoje ¿ebra?£abêdŸ przeczesa³ palcami pozosta³oœci bujnej czupryny.— A wiêc to taka historia.— Przesun¹³ d³oñmi po bokach.— Jakoœ prze¿yjê.— Lekko to wszystko znosisz.— Potrzebowa³em wakacji.Teraz nic ju¿ ode mnie nie zale¿y.Mogê sobiewypoczywaæ, póki ona mnie znowu nie znajdzie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl