[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.40Kiedy Nat odstawił Luke’a do szkoły i wrócił do Hartford, dręczyło go poczucie winy, że nie zdążył odwiedzić rodziców.Wiedział jednak, że nie może drugi dzień z rzędu nie stawić się na spotkanie z Murrayem Goldblatzem.Gdy żegnał się z synem, przynajmniej chłopak nie był już taki zagubiony w niedolach świata.Nat obiecał Luke’owi, że w piątek wieczór przyjedzie razem z Su Ling na szkolne przedstawienie.Myślał o Luke’u, kiedy zadzwonił telefon w samochodzie − nowość, która zmieniła jego życie.− Miałeś zatelefonować przed otwarciem giełdy − odezwał się Joe.Chwilę milczał.− Z wiadomościami.− Joe, przepraszam, że nie zadzwoniłem; wybuchł kryzys rodzinny i po prostu zapomniałem.− Czy możesz mi powiedzieć coś więcej?− Coś więcej?− Twoje ostatnie słowa brzmiały: „Będę wiedział więcej w ciągu dwudziestu czterech godzin”.− Joe, zanim się zaczniesz śmiać: będę wiedział więcej w ciągu dwudziestu czterech godzin.− Przyjąłem to do wiadomości, ale jakie są dzisiejsze polecenia?− Takie same jak wczoraj.Chcę, żebyś kupował akcje Fairchilda aż do zamknięcia giełdy.− Nat, mam nadzieję, że wiesz, co robisz, bo w przyszłym tygodniu zaczną napływać rachunki.Wszyscy wiedzą, że Bank Fairchilda przetrwa taką burzę, ale czy jesteś pewien, że ty też?− Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby nie przetrwać − odrzekł Nat − dlatego kupuj dalej.− Jak sobie życzysz, szefie.Mam nadzieję, że zaopatrzyłeś się w spadochron, bo jak ci się nie uda do dziesiątej rano w poniedziałek zgromadzić pięćdziesięciu procent akcji Banku Fairchilda, to czeka cię twarde lądowanie.Podczas dalszej jazdy do Hartford Nat uświadomił sobie, że Joe po prostu stwierdził to, co oczywiste.Możliwe, że w przyszłym tygodniu o tej porze zostanie bez pracy i, co ważniejsze, będzie odpowiedzialny za przejęcie Banku Russella przez jego największego rywala.Czy Goldblatz już to wie? Oczywiście, że tak.Kiedy Nat dotarł do miasta, zdecydował, że nie wróci do biura, lecz zaparkuje samochód kilka ulic od katedry, coś przegryzie i rozważy wszystkie możliwe propozycje, z jakimi może wystąpić Goldblatz.Zamówił kanapkę z bekonem w nadziei, że wprawi go w bojowy nastrój.Potem na odwrotnej stronie jadłospisu sporządził listę wszystkich za i przeciw.Za dziesięć trzecia wyszedł z baru i skierował się wolno w stronę katedry.Kilka osób, które go minęły, skinęło głową i pozdrowiło go, co uświadomiło mu, jak ostatnio zrobił się popularny.Ich twarze wyrażały podziw i szacunek; dużo by dał, gdyby mógł sięgnąć w przyszłość i zobaczyć te same twarze za tydzień.Spojrzał na zegarek: za cztery trzecia.Postanowił skręcić w przecznicę i wejść do katedry od spokojniejszej, południowej strony.Wbiegł po schodach po dwa stopnie naraz i znalazł się w południowym transepcie dwie minuty przedtem, nim zegar katedralny wybił trzecią.Nic by nie zyskał, gdyby się spóźnił.Upłynęło kilka chwil, zanim Nat, który z jasnej, rozświetlonej popołudniowym słońcem ulicy zanurzył się w mroku katedry rozjaśnionej tylko światłem świec, mógł cokolwiek zobaczyć.Spojrzał w głąb środkowej nawy wiodącej do ołtarza, na którym wznosił się olbrzymi pozłacany krzyż, wysadzany półszlachetnymi kamieniami.Skierował wzrok na niekończące się rzędy dębowych ławek,.ciągnących się wzdłuż nawy.Rzeczywiście, były prawie puste, jak przewidywał Goldblatz, jeśli nie liczyć czterech czy pięciu starszych pań w czerni; jedna trzymała w ręce różaniec i zawodziła:− Zdrowaś Mario, łaskiś pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty.Nat wędrował środkową nawą, ale nigdzie nie widział Goldblatza.Kiedy doszedł do wspaniałej rzeźbionej drewnianej ambony, przystanął na moment, podziwiając kunszt snycerskiej roboty, co mu przypomniało jego wycieczki do Włoch.Ogarnęło go poczucie winy, że nie zdawał sobie sprawy z istnienia takiego piękna w swoim mieście.Spojrzał znowu na nawę, ale ponownie dostrzegł tę samą grupkę starych kobiet, które z pochylonymi głowami odmawiały modły.Postanowił pójść w głąb katedry i usiąść z tyłu.Spojrzał na zegarek.Minuta po trzeciej.Idąc, słyszał stuk swoich kroków, rozbrzmiewających echem na marmurowej posadzce.Nagle do jego uszu dobiegły słowa:− Synu, czy chcesz się wyspowiadać?Nat zboczył w lewo i ujrzał konfesjonał z zaciągniętą zasłoną.Katolicki ksiądz z żydowskim akcentem? Uśmiechnął się, usiadł na drewnianej ławeczce i szczelnie zaciągnął zasłonę.− Ależ jesteś elegancki − powiedział przywódca większości, kiedy Fletcher zajął miejsce z prawej strony Kena.− Gdyby to był ktoś inny, pomyślałbym, że ma kochankę.− Ja mam kochankę − rzekł Fletcher.− Na imię jej Annie.Przy okazji, będę musiał wyjść koło drugiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Archer, Jeffery A Quiver Full Of Arrows
- Archer, Jeffery The Prodigal Daughter
- Archer, Jeffery As the Crow Flies
- Archer, Jeffery A Prisoner of Birth
- Archer, Jeffery A Matter of Honour
- Archer, Jeffery Paths of Glory
- Archer, Jeffery Honour Among Thieves
- Clarke Arthur C Spotkanie z meduza
- Terry Pratchett Czarodzicielstwo (3)
- Antologia SF Kroki w nieznane 09(1)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aikidobyd.xlx.pl