[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieproszeni i wrodzy goście Lingarda nauczyli się bardzo szybko sztuki polegającej na prędkim wchodzeniu do osłoniętego miejsca i równie szybkim wymykaniu się.D’Alcacer robił to bez widocznego pośpiechu, prawie niedbale, lecz równie dobrze jak wszyscy inni.Przyznawano ogólnie, że nie wpuścił nigdy ani jednego moskita.Pan Travers wkradał się i wykradał bez wdzięku i był widać mocno tą koniecznością zirytowany.Pani Travers robiła to bardzo indywidualnie, z wielką zręcznością, jakby nie zdając sobie z tego sprawy.W środku owego schronienia stał zaimprowizowany stół i kilka foteli plecionych z wikliny, wydobytych przez Jörgensona z głębi statku.Trudno było powiedzieć, czego wnętrze „Emmy” nie zawierało.Wypełnione było przeróżnymi towarami jak bazar.Ten stary kadłub stanowił arsenał i skarb wojenny - fundamenty politycznej akcji Lingarda; były tam zapasy muszkietów i prochu; bale płótna, perkalików w desenie i jedwabi leżały obok worków ryżu i mosiężnych strzelb zastępujących obiegową monetę.„Emma” zawierała wszystko, co było potrzebne, aby zadawać śmierć i przekupywać krajowców; aby oddziaływać na ludzką chciwość i trwogę; aby owładnąć zbrojnie krajem i zorganizować go potem; aby żywić sprzymierzeńców i zwalczać wrogów sprawy.Bogactwo i potęgę mieścił w swym łonie ten statek osiadły na brzegu, nie mający już nigdy popłynąć - statek bez masztów, którego najlepsza część pokładu była zastawiona dwiema budowlami - jedną z cienkich desek i drugą z przejrzystego muślinu.W środku tej ostatniej mieszkali Europejczycy; Ma]aje na statku widzieli ich za dnia jak przez biały opar.Wieczorem, z chwilą zapalenia latarni, Europejczycy zamieniali się w ciemne widma otoczone jaśniejącą mgłą; najście owadzich zastępów wypadających milionami z nadbrzeżnego lasu było w tajemniczy sposób udaremnione.Zamknięci surowo w przejrzystych ścianach, niby uwięzieni wśród zaczarowanej pajęczyny, Europejczycy przechadzali się, siedzieli, gestykulowali i rozprawiali za dnia w oczach Malajów; a nocą, gdy wszystkie latarnie prócz jednej były zgaszone, postacie ich - śpiące pod białymi prześcieradłami na polowych łóżkach rozkładanych co wieczór - nasuwały straszną myśl, że to są martwe ciała spoczywające na noszach.Jedzenie - takie, jakie tam można było mieć - podawano wewnątrz tej olbrzymiej siatki od moskitów, którą wszyscy nazywali „klatką” bez żadnej żartobliwej intencji.W czasie jedzenia Lingard towarzyszył zawsze państwu Travers i d’Alcacerowi; przywiązywał do tej próby znaczenie obowiązku składanego na ołtarzu uprzejmości i pojednania.Nie mógł mieć pojęcia, jak dalece jego obecność rozjątrzała pana Traversa; zachowanie tego ostatniego było zanadto konsekwentne, aby się różnić w odcieniach.Pan Travers żywił niezbite przekonanie, że padł ofiarą podejścia; że jakiś nadzwyczajny i okrutny bandyta naznaczył za niego okup na niepojętych warunkach.To przekonanie, ugruntowane niezłomnie, nie opuszczało go ani na chwilę; było przedmiotem jego rozpamiętywań pełnych oburzenia i nawet ujawniało się niejako w jego wyglądzie.Czaiło się w oczach, gestach, nieuprzejmych pomrukach i posępnym milczeniu.Wstrząs moralny, któremu uległ, nadwerężył w końcu jego organizm.Pan Travers odczuwał bóle w wątrobie, miewał napady senności i tłurnione porywy wściekłego gniewu, które niepokoiły go skrycie.Cera jego przybrała żółty odcień, a ociężale oczy nabiegły krwią od dymu i ognisk palących się na dworze wewnątrz ostrokołu Balaraba, gdzie trzymano Traversa w ciągu trzech dni.Oczy jego były zawsze bardzo wrażliwe na zewnętrzne warunki.Piękne, czarne oczy d’Alcacera lepiej to wytrzymały, a powierzchowność jego nie różniła się zbytnio od zwykłego wyglądu.Przyjął z uśmiechem i podziękowaniem granatową kurtkę z cienkiej flaneli ofiaro-rowaną mu przez Jörgensona.Obaj mieli mniej więcej taką samą postawę, choć oczywiście d’Alcacer o żywym i spokojnym obejściu, o bystrym umyśle, nie przypominał niczym Jörgensona, który - nie będąc dosłownie macabre - zachowywał się raczej jako obojętny, lecz niespokojny trup.Nie można było powiedzieć, aby ci dwaj ludzie kiedykolwiek z sobą rozmawiali.Konwersacja z Jörgensonem była rzeczą niemożliwą.Nawet Lingard nigdy się na to nie porywał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl