[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– He³m! – rozkaza³ Don Kichot.– ¯wawo!Giermek bez namys³u poda³ mu he³m wraz z zawartoœci¹, a Don Kichot, niezagl¹daj¹c doœrodka, wsadzi³ sobie he³m na g³owê; ledwie go umocowa³, bia³a serwatka jê³asp³ywaæ popoliczkach, nosie i karku rycerza, co poczuwszy, wykrzykn¹³ przera¿ony :– Na Boga! zdaje siê, ¿e mózg mi topnieje! – i poœpiesznie œci¹gn¹wszy he³m zg³owy,zajrza³ do œrodka.– To nie ja w³o¿y³em te serki! – uprzedzaj¹c wybuch gniewu swego pana, oznajmi³SanczoPansa.– Bo i sk¹d bym mia³ jakieœ serki czy mleko, a gdybym mia³, tobym sobiedo brzuchawsadzi³, nie do waszego he³mu! To najpewniej czarnoksiê¿nicy.–u¿y³wypróbowanegoargumentu.– Daj mi jak¹ chustkê, ¿ebym sobie twarz otar³ – za¿¹da³ Don Kichot.Coœ niewierzê tymrazem w czarnoksiê¿ników.Ale na d³u¿sze œledztwo nie by³o ju¿ czasu, bo wóz wioz¹cy przygodê by³ tu¿;Don Kichot,otar³szy sobie twarz i ciemiê, a tak¿e he³m, wsadzi³ go z powrotem na g³owê,doby³ broni izast¹pi³ drogê wozowi.– Có¿ to za wóz – zawo³a³ donoœnie – i co na wozie?– To mój wóz – odpar³ woŸnica – wynajêty do przewiezienia dwóch lwów, któregubernator Oranu przysy³a w podarunku Jego Królewskiej Moœci.– Du¿e te lwy ? – kontynuowa³ przes³uchanie Don Kichot.– Wiêkszych nie widzia³em – odezwa³ siê drugi mê¿czyzna, jad¹cy na przedziewozu – ajestem dozorc¹ lwów, to moje zajêcie.W pierwszej klatce jest lew, a w drugiejlwica; jedno idrugie bardzo wyg³odnia³e; œpieszymy siê, by dotrzeæ do miejsca, gdzie jebêdzie mo¿nanakarmiæ.– A nie – powiedzia³ Don Kichot.– Najpierw otworzysz te klatki i wypuœcisz lwyna mnie;poka¿ê bestiom, kim jest Don Kichot.Wszyscy zaczêli b³agaæ Don Kichota, ¿eby da³ spokój; miêdzy innymi Don Diego deMiranda usi³owa³ mu wyt³umaczyæ, ¿e dzikie zwierzêta w ogóle nic wspólnego niemaj¹ zb³êdnym rycerstwem, a te lwy w szczególnoœci ¿adnym ruchem ³apy ani pomrukiemniewyst¹pi³y przeciwko niemu; w dodatku stanowi¹ podarunek dla Jego KrólewskiejMoœci i nienale¿y przeszkadzaæ im w dotarciu do celu.– Moje to, nie czyje inne rzemios³o – dumnie powiedzia³ Don Kichot – i ja wiemnajlepiej,czy te lwy maj¹ coœ, czy nie maj¹ z b³êdnym rycerstwem.Ej, cz³owieku! –podniós³ g³os nadozorcê zwierz¹t.– Wypuœcisz je zaraz z klatek albo na tej kopii jak na ro¿nieciebie obrócê!Pojêli, ¿e na Don Kichota nie ma rady, woŸnica zatem poprosi³ jedynie, bypozwoli³ muwyprz¹c mu³y i schroniæ siê z nimi w bezpiecznym miejscu, a dozorca zwierz¹twzi¹³wszystkich obecnych na œwiadków, i¿ otwiera klatki pod przymusem, za wszelkiezaœ z³o iszkody, jakie z tego wynikn¹, obarcza odpowiedzialnoœci¹ pana rycerza.WoŸnica wyprz¹g³ mu³y i oddali³ siê z nimi do lasu, jego œladem oddali³ siê te¿na swejjab³kowitej klaczy szlachcic w zielonym stroju i op³akuj¹cy ju¿ swego panaSanczo Pansa nak³apouchu.Don Kichot, rozwa¿ywszy, czy dogodniej bêdzie walczyæ z lwami pieszoczykonno, zdecydowa³ siê na tê pierwsz¹ mo¿liwoœæ, jako ¿e nie by³ pewien, czywidok bestiikrwio¿erczej nie sp³oszy Rosynanta, zsiad³ wiêc z konia i z mieczem w jednejd³oni, a tarcz¹w drugiej stan¹³ przed wozem.132W tym miejscu Cervantesowi wyrywa siê z piersi okrzyk:– O, najœmielszy ze œmia³ych, najmê¿niejszy z mê¿nych, najwaleczniejszy zwalecznychDon Kichocie z La Manczy! Jakimi s³owy mam wys³awiaæ ciê i wychwalaæ, wynosiæ iwielbiæ? Ty sam jeden oto, ty pieszo, ty z mieczem i tarcz¹ jedynie, ty zsercemnieustraszonym, ty bezinteresowny, ty nieprzejednany, stajesz przeciw parzenajwiêkszych inajdzikszych lwów, jakie przywêdrowa³y kiedykolwiek z Afryki do Hiszpanii! Nicwiêcej nieda siê ju¿ dodaæ do tego, czyny twoje, Rycerzu Posêpnego Oblicza, niech mówi¹same zasiebie!Tu pisarz urywa, dozorca zaœ z oci¹ganiem otwiera pierwsz¹ klatkê, w którejlew-samiecstraszliwy siedzi.– Nu¿e! – krzykn¹³ Don Kichot.– Nu¿e!Lew przeci¹gn¹³ siê, rozwar³ paszczê, ziewn¹³, wywali³ d³ugi jêzor, po kociemuobmy³ nimpysk, wreszcie wystawi³ ³eb z klatki i przypatrzy³ siê Don Kichotowi œlepiamijak roz¿arzonewêgle [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl