[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdał sobie jednak sprawę, że Ritt nie potrzebował żadnych wyjaśnień.Na jego twarzy błąkał się zadowolony uśmieszek.Nagle Dutch zrozumiał, dlaczego William tak się upierał, żeby przyjechać do domu i obudzić Marilee.Zaplanował to sobie, zainscenizował wszystko.- Ty cholerny skurwielu! Wiedziałeś o tym.William nawet nie próbował się wykręcać.- Moja siostra jest bardzo hałaśliwą kochanką.Nie wspominając o Scotcie.Drzwi do sypialni otworzyły się i stanęła w nich Marilee, nadzwyczaj opanowana, ubrana w szlafrok, z włosami zebranymi w kucyk.- Scott wyszedł - powiedziała.- Jest bardzo zdenerwowany.- Zdenerwowany? On jest zdenerwowany? - wrzasnął Wes.- Tak.I tylko to mnie w tej chwili martwi.- Lepiej, żebyś zaczęła się martwić o pracę, bo twoja kariera nauczycielki jest skończona.- Zdaję sobie z tego sprawę, Wes, więc możesz przestać się na mnie wydzierać.Nie boję się ciebie.Nie jesteś w stanie mnie zastraszyć ani zranić.- Ilu jeszcze chłopców brałaś sobie do łóżka?- Scott nie jest chłopcem.- Nie próbuj mnie chwytać za słówka.Raczej błagaj o wybaczenie.- Za sypianie ze Scottem?- Za pieprzenie się ze Scottem.- Czy to dużo gorsze od podawania mu sterydów? Dutch drgnął z zaskoczenia.Spojrzał przerażony na Wesa, ale ten niczego chwilowo nie widział.Trząsł się ze złości.Na przemian zaciskał i rozluźniał dłonie, jakby szykował się, by skoczyć Marilee do gardła.Obojętna na jego gniew, zwróciła się w stronę brata i spojrzała na niego ze wzgardą.- Więc to tym się tak rozkoszowałeś.Wszystkie te aluzje i drwiny, zadowolenie z siebie - teraz już wiem dlaczego.- Myślałem, że poruszę jakoś twoje sumienie, skłonię do zakończenia tej przygody, zanim będę musiał sięgnąć po ostateczne środki.- To nieprawda - przerwała mu.- Kłamiesz.Chciałeś, żeby ta scena rozegrała się tak właśnie, ponieważ jesteś okrutnym, paskudnym, małym człowieczkiem, Williamie.- Przepraszam bardzo, Marilee, ale chyba nie masz prawa mnie wyzywać.- Zastanawiam się tylko, co teraz będziesz robił, żeby się rozerwać.Zresztą niespecjalnie to mnie obchodzi.Wyprowadzę się, jak tylko załatwię wszystkie niezbędne sprawy.A ty możesz iść do diabła! - Odwróciła się i weszła do sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi.- Wiedziałeś o tym i mi nie powiedziałeś? - krzyknął Wes do Williama.- Miałem zepsuć taką niespodziankę?Wes rzucił się w kierunku Ritta, znacznie od niego mniejszego, ale Dutch chwycił go za kurtkę.To byłoby czyste morderstwo.- Odpuść sobie, stary.Wes trochę oprzytomniał.- Daj mi kluczyki do skuterów - zażądał Dutch od Williama.- Dlaczego niby miałbym to zrobić? Dutch podszedł bliżej.- Jeżeli nie dasz mi zaraz tych kluczyków, pozwolę Wesowi przestawić ci twarz i do końca swojego pierdolonego życia będziesz musiał odżywiać się przez słomkę.Czy to wystarczający powód?William parsknął z pozorną obojętnością wobec groźby, ale sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął pęk kluczy, który nosił zawsze przy sobie.Dutch wyrwał mu je z ręki.- Jedziesz ze mną? - spytał Wesa.Wes nie odpowiedział, ale wyszedł za Burtonem z domu.Nie zamienili ani słowa, dopóki nie znaleźli się w samochodzie i nie ruszyli w kierunku garażu.- Czy wiesz, co się stanie ze stypendium Scotta, jeżeli ktokolwiek się o tym dowie? Na uniwersytecie nie lubią narybku, który pieprzy się ze swoimi wykładowcami.- Wes uderzył kilka razy pięścią w deskę rozdzielczą.- Skurwysyn Ritt! Mam ochotę rozsmarować tego śmierdzącego małego gnojka na ścianie.Specjalnie to zaaranżował, prawda?- Tak.- Dlaczego?- Z zemsty.- Za co? Co ja mu takiego zrobiłem?Dutch spojrzał na niego i zmarszczył brwi.Wes wyglądał na rozczarowanego.- Chciał się odegrać na tobie za te wszystkie lata pomiatania nim, rzeczywistego i zmyślonego - powiedział Dutch.- Nie wiem tylko, dlaczego chciał upokorzyć również Marilee.Scott jest tylko dzieciakiem.Skorzysta z okazji, kiedy ta się nadarzy, nawet jeżeli ma się przespać z nauczycielką.Ale Marilee? Jestem zaskoczony.Kto by pomyślał, że jest zdolna do czegoś takiego.Wes roześmiał się ponuro.- Och, one wszystkie są do tego zdolne.Nie wiedziałeś? Wszystkie kobiety to dziwki.Obudził go ból i chłód, który poczuł po wyjściu Lilly z ich przytulnego gniazdka.Nie otwierając oczu, schował się głębiej pod kołdrę i odpłynął w marzenia o ostatniej nocy.O Lilly.O ich pierwszym cudownym, cichym, płynnym, rozkosznym zbliżeniu.Żadne z nich nie wypowiedziało ani słowa.Nie musieli tego robić.Wystarczyły im gesty, mowa ciała.Odwieczny instynkt nakazał mu posiąść to ciało, którego tak bardzo pragnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl