[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zatêskni³a znowu zapieszczot¹ kobiecych d³oni, kobiecych nóg, kobiecych warg, kobiecego cia³a.Gdyby Ariane teraz wróci³a, jak¿e gorliw¹ znalaz³aby w niej kochankê!Tego samego dnia przyjecha³ Christopher.Wygl¹da³ o wiele korzystniej ni¿ nazdjêciach, mia³ chód i otwarty uœmiech typowe dla anglosaskiego zawodnikarugby, jego sztywno zaczesane do ty³u jasne w³osy zdawa³y siê walczyæ znieustaj¹c¹ wichur¹.Emmanuelle nabra³a do niego natychmiast zaufania - jakbyzna³a go ju¿ od dawna.Oprowadzaj¹c goœcia po ogrodzie, wziê³a pod rêkê jego iJeana.Od razu pierwszego dnia posprzecza³a siê z mê¿em o to, komu z nichChristopher ma dotrzymywaæ towarzystwa.- Chyba nie chcesz zatrzymaæ go wy³¹cznie dla siebie! Chcia³abym wzi¹æ go nakhlong, pokazaæ bazar z³odziei.- Ale¿, droga pani, nie jestem tu na urlopie - oponowa³ Christopher zuœmiechem.By³ zadowolony, ¿e spotka³ siê znowu z Jeanem, ¿e jego przyjaciel jestszczêœliwy w ma³¿eñstwie.Nie ukrywa³ podziwu, jaki odczuwa³ dla Emmanuelle: -Z tego Jeana to wcielony szatan! - zawo³a³, rzucaj¹c na pani¹ domu spojrzeniepe³ne zachwytu.- Jakim cnotom to zawdziêcza?- ¯adnym, chwa³a Bogu - odpar³a ¿artem.- Cnotliwy m¹¿, jakie to okropne!Siedzieli tak jeszcze do póŸnej nocy, weseli, rozbawieni, i poszli spaæ dopierowtedy, kiedy sen zmorzy³ Emmanuelle, skulon¹ w swoim fotelu pod daszkiemtarasu.Deszcz usta³, umilk³y te¿ ¿aby.Gwiazdy b³yszcza³y tak jasno, jakpodczas suchej pory roku.W sierpniu czêsto zdarzaj¹ siê w Tajlandii takiezwodnicze chwile wytchnienia.Emmanuelle sypia zazwyczaj nago.Kiedy jednak wraz z Jeanem zasiadaj¹ doœniadania na szerokim balkonie sypialni, narzuca na siebie jedn¹ z tychkrótkich koszulek nocnych, których niezliczon¹ iloœæ kupi³a sobie jeszcze przedwyjazdem z Pary¿a - g³Ã³wnie dlatego, ¿e chêtnie wchodzi³a po nie do butików.Tego ranka ma na sobie przejrzyst¹, plisowan¹ koszulkê w kolorze cia³a,siêgaj¹c¹ zaledwie do bioder.W talii zapiêta jest na trzy guziczki, unosi siê³agodnie przy najl¿ejszym podmuchu powietrza.Nagle Emmanuelle wybuchaœmiechem.- Och, zapomnia³am, ¿e mamy goœcia.Chyba lepiej za³o¿yæ coœ innego.Wstaje, ale Jean protestuje: - Nie ma mowy! Tak wygl¹dasz o wiele ³adniej.W³aœciwie ona te¿ nie ma nic przeciw temu, aby pokazaæ siê w takim stroju; ju¿dawno przyzwyczai³a siê, ¿e najprzeró¿niejsi ludzie widz¹ j¹ nag¹, jeszczewtedy, gdy by³a dzieckiem.Sama myœl o tym, ¿e mia³aby siê zas³aniaæ przedrodzicami, wyda³aby siê niedorzeczna zarówno im, jak i jej samej.To, ¿e poœlubie nakupowa³a sobie ca³¹ masê koszulek nocnych, nie mia³o nic wspólnego zewstydliwoœci¹.Christopher nie jest oczywiœcie w tak weso³ym nastroju, jak jego gospodarze.Siedzi naprzeciw Emmanuelle i nie mo¿e oderwaæ wzroku od jej piersi, o¿ywionychpoprzez plisowan¹ mgie³kê promieniami s³oñca: ich czubki, pe³ne, natarczywe,cisn¹ siê do przodu - dwie bladoró¿owe, wypuk³e plamy pod przejrzyst¹ tkanin¹.Kiedy Emmanuelle wstaje, aby podaæ mu pieczywo, owoce i miód, poranna bryzarozchyla koszulkê a¿ do pêpka, a jej pluszowy trójk¹t jest tu¿ przy jegotwarzy; tak blisko, ¿e czuje ju¿ jego woñ konwalii.Nie œmie nawet podnieœæ do ust fili¿anki, gdy¿ nie chce, by widzieli, jak dr¿¹mu rêce.Ogarnia go panika: co mam zrobiæ, kiedy bêdê musia³ wstaæ?Na szczêœcie Emmanuelle udaje siê z powrotem do sypialni, zanim jeszczemê¿czyŸni zakoñczyli œniadanie.Dziêki temu Christopher ma wystarczaj¹co du¿oczasu, aby wzi¹æ siê znowu w garœæ.Jean i Christopher mieli wróciæ do domu dopiero na kolacjê.Emmanuelle niezamierza³a jednak spêdzaæ ca³ego dnia samotnie.Wsiad³a do samochodu ipojecha³a do miasta.Przez godzinê kluczy³a bez celu to tu, to tam, niekiedyzatrzymywa³a siê, aby wejœæ do jakiegoœ sklepu, albo wpatrywa³a siê zprzera¿eniem i odraz¹ w trêdowatych, siedz¹cych gdzieniegdzie na chodniku iporuszaj¹cych siê ty³em.Podpierali siê przy tym rêkami z¿artymi ju¿ przezchorobê, wlok¹c za sob¹ po brudnej ziemi kikuty nóg.Emmanuelle by³a takwstrz¹œniêta tym widokiem, ¿e za którymœ z kolei razem nie uda³o jej siêzapuœciæ silnika.Siedzia³a jak sparali¿owana, zapomnia³a ju¿, dok¹d chcia³ajechaæ, jakie ruchy ma wykonaæ swoimi zdrowymi nogami, nietkniêtymi,delikatnymi rêkami, aby ruszyæ z miejsca.I nagle zrobi³o jej siê wstyd:- Odczuwam strach przed tymi ludŸmi, ja, "wybraniec" - pomyœla³a.Jestem tak samo okrutna, jak moi rodacy, którzy do niedawna separowalitrêdowatych, ka¿¹c nosiæ im hañbi¹ce insygnia i patrzyli na nich jak naumar³ych.Syjamczycy nie s¹ tak niesprawiedliwi: nie traktuj¹ chorego jakwinnego.Nie uciekaj¹, nie wytykaj¹ nikogo palcami.Nie wywo³uj¹ skandalu,kiedy spotkaj¹ chorych na ulicy.Daj¹ im piæ i jeœæ.Pozwalaj¹ im chodziæwszêdzie, aby ostatnie dni swego ¿ycia mogli spêdzaæ tam, gdzie im siê podoba.Ale te wyrzuty nie przynios³y jej ulgi.I w tej w³aœnie chwili, tu obok,wy³oni³a siê z jakiegoœ chiñskiego sklepiku znajoma sylwetka.Mimo woli z jejust wydoby³ siê piskliwy okrzyk, jak gdyby wo³a³a o pomoc: - Bee!M³oda kobieta odwróci³a siê do niej i z gestem przyjemnego zaskoczenia podesz³ado samochodu.- Szuka³am pani - powiedzia³a Emmanuelle.Uœwiadomi³a sobie nagle, ¿epowiedzia³a prawdê.- No, to rzeczywiœcie szczêœcie, ¿e mnie pani znalaz³a - uœmiechnê³a siê Bee.-W tej okolicy nie bywam zbyt czêsto.Na pewno mi nie wierzy, pomyœla³a ze smutkiem Emmanuelle.- Mo¿e zjad³aby pani ze mn¹ obiad? -poprosi³a tak ¿arliwie, ¿e Bee niewiedzia³a przez d³u¿sz¹ chwilê, co odpowiedzieæ.Zreszt¹ Emmanuelle nie da³a jej dojœæ do s³owa.- Mam pomys³! - zawo³a³a.-PojedŸmy do mnie.Najemy siê do syta, a oprócz tego zobaczy pani wreszcie mójdom.- Nie wola³aby pani poznaæ tutejsz¹ kuchniê? -zapyta³a Bee.Niedaleko st¹dmieœci siê bardzo malownicza, ma³a syjamska restauracja.Bêdzie pani moimgoœciem.- Nie, nie - upiera³a siê Emmanuelle.- Mo¿e innym razem, nawet chêtnie.Aledziœ, kiedy odnalaz³am pani¹, chcê, abyœmy posz³y do mnie do domu.- No, dobrze!Bee otworzy³a drzwiczki samochodu i usiad³a obok niej.Emmanuelle powesela³a.Czu³a siê tak, jakby odnalaz³a sam¹ siebie; wiedzia³a teraz, czego chce, by³adumna, ¿e kocha.Nie mog³a d³u¿ej udawaæ ani czekaæ.Z trudem powstrzymywa³asiê, by nie wykrzyczeæ na g³os swojej radoœci, zapominaj¹c o wszelkiejostro¿noœci pêdzi³a przez zat³oczone mrowisko miasta, bez ¿adnego powodu œmia³asiê od czasu do czasu.Szczêœcie rozpiera³o jej piersi, myœli bez³adnieprzebiega³y po g³owie, uk³adaj¹c siê w radosn¹ melodiê.O, moja terra firma! O,moja piêkna z uskrzydlonym imieniem! O, moja piêkna, moja delikatna! O, ziemioz uskrzydlonym imieniem! 0, moja piêkna! 0, zatoko obiecana, zatoko zuskrzydlonym imieniem, moja piêkna! Moja piêkna, moja terra firma, moja zatoka,moje skrzyd³a!Gestem rozbitka wyci¹gnê³a przed siebie ramiona, odrzuca³a w ty³ falê czarnychw³osów, ³kaj¹c ca³owa³a ten piêkny, kochany, tak wytêskniony brzeg [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl