X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Koman�dosi, w sposób ca�kowicie profesjonalny, rozmie�cili si� tak, byubezpieczy� ca�� powierzchni� �luzy.Aaron ruszy� na�przód.Pomy�la�, �ekapitan stoj�cy po�rodku grupy jest doskona�ym sobowtórem martwego androida,który przyby� na statku ratunkowym porucznik Ripley.- Melduj� si�, sir - oznajmi�, gdy zatrzyma� si� przed oficerem i zasalutowa�dziarsko.- Stra�nik Aaron 137512.Kapitan zignorowa� go.- Gdzie porucznik Ripley? Czy jeszcze �yje ?Lekko ura�ony t� oboj�tno�ci�, lecz nadal skory do pomocy, Aaron odpar� szybko:- Tak jest, sir.Je�li �yje, jest w formierni.Wszyscy s� w hucie o�owiu razemz besti�, sir.Absolutne szale�stwo.Nie chcieli czeka�.Próbowa�em impowiedzie�.Oficer przerwa� mu nagle.- Widzia� pan t� besti�?- Tak jest, sir.Potworna.Niewiarygodna.Porucznik Ripley ma tak� w brzuchu.- Wiemy o tym.- Skin�� po�piesznie g�ow� w stron� komandosów.- Przejmujemykierownictwo.Prosz� nam pokaza�, gdzie pan j� widzia� po raz ostatni.Aaron skin�� g�ow� i ochoczo poprowadzi� ich w g��b kompleksu.Ripley i Dillon nie przestawali si� cofa� w g��b formierki a� do chwili, gdy zaich plecami znalaz� si� cera�miczny stop i nie by�o ju� za nimi nawet skrawkamiej�sca, w którym mogliby stan��.Tarcie przek�adni przyku�o jej uwag�.Wgórze dostrzeg�a poruszaj�c� si� maszyneri�.Rafineria zareagowa�a wnieub�agany sposób na zaprogra�mowan� sekwencj�.- Wspinaj si� - powiedzia�a swemu towarzyszowi.�To nasza jedyna szansa!- A co z tob�? - zapyta� Dillon, gdy obcy dosta� si� do tylnej cz�ciformierki, wepchni�ty tam przez ma�sywny t�ok.- On mnie nie zabije.- Nie pieprz! Tu b�dzie dziesi�� ton gor�cego metalu.- �wietnie! Wci�� ci powtarzam, �e chc� umrze�.- Tak, ale ja nie.Wkrótce obcy mia� si� znale�� tu� za nimi.- Teraz masz szans� - krzykn�a Ripley.- Ruszaj!Zawaha� si�, po czym chwyci� j�.- Zabieram ci� ze sob�.- Popchn�� j� przemoc� ku górze.Wspina� si� pomimo jej oporu.Ujrzawszy, �e bez niej nie pójdzie, pod��y�a zniech�ci� za jego przyk�adem i ruszy�a przed nim w gór� po �cianie formierki.Obcy od�wróci� si� od t�oka, zauwa�y� ich i ruszy� za nimi.Na szczycie formierki Ripley usadowi�a si� bezpiecznie na jej kraw�dzi isi�gn�a r�k� w dó�, by pomóc Dillonowi.Wewn�trzne szcz�ki �cigaj�cego goobcego wystrzeli�y na zewn�trz.Dillon wierzgn�� nog� w dó� i ci�� topor�kiem.Ripley podj�a dalsz� wspinaczk�, podczas gdy Dillon odpiera� ataki.Dodatkowyha�as przyci�gn�� jej uwag� ku suwnicy bramowej, która zacz�a naglefunkcjonowa�.Do�strzeg�a w �rodku Morse'a, który przeklina� i wali� pi�ci� wtablic� rozdzielcz�.Na wierzcho�ku platformy obserwacyjnej pojawi�a si� grupka �o�nierzyTowarzystwa.Ich dowódca ogarn�� jednym spojrzeniem wszystko, co dzia�o si� nadole.Morse dos�trzeg�, �e krzycz� co� do niego, lecz zignorowa� ich, pracu�j�cjak oszala�y nad urz�dzeniami steruj�cymi.P�ynny ju� teraz stop zakipia� w chwili, gdy pojemnik przechyli� si�.- Nie rób tego! - zawo�a� kapitan nowo przyby�ych.- Nie!Obcy by� ju� teraz bardzo blisko, lecz nie wystarcza�j�co blisko.Nie ca�kiem.Roz�arzony do bia�o�ci p�ynny metal sp�yn�� w dó� obok Ripley i Dillona.Intensywne gor�co bij�ce od strumienia zmusi�o ich oboje do os�oni�cia twarzyd�o�mi.Metalowa kaskada uderzy�a obcego, który run�� z piskiem z powrotem doformierki.Gdy go zmiot�a, p�omienie wystrzeli�y we wszystkich kierunkach.Wysoko nad nimi Morse podniós� si� i spojrza� w dó� przez okienko d�wigu.Jegotwarz upodobni�a si� do wyra�aj�cej satysfakcj� maski.- Na�ryj si�, ty n�dzny kutasie!Dillon do��czy� do Ripley na kraw�dzi formierki.Oboje wpatrywali si� w dó�,zas�aniaj�c twarze przed gor�cem buchaj�cym z jeziora kipi�cego metalu.Naglejej uwag� przyci�gn�o poruszenie po drugiej stronie hali.- S� tutaj! - chwyci�a z rozpacz� swego towarzysza.- Dotrzymaj obietnicy!Dillon wbi� w ni� wzrok.- Naprawd� tego chcesz'?- Tak.Mam go w brzuchu! Przesta� si� opierdala�!Niepewnie obj�� r�koma jej gard�o.Spojrza�a na niego gniewnie.- Zrób to!Zacisn�� palce.Lekki nacisk, szarpni�cie i skr�ci�by jej kark.To by�owszystko.Chwila wysi�ku, wyt�enia.Nie chodzi�o o to, �e nie wiedzia�, jak tozrobi�, �e nie robi� tego ju� kiedy�, dawno temu.- Nie mog�! - Odmowa wydar�a si� z jego gard�a, na wpó� krzyk, na wpó�krakanie.- Nie mog� tego zrobi�! - Spojrza� na ni� niemal z b�aganiem.Wyraz jego twarzy przeszed� w przera�enie, gdy odwróci� si�, by stan�� twarz� wtwarz z p�on�cym i dymi�cym obcym.Pozbawiony nadziei pozwoli� wci�gn�� si� wjego obj�cia.Obaj znikn�li pod zm�con� powierzchni� stopionego metalu.Ripleyspogl�da�a na to zdumiona, z obrzydzeniem i fascynacj� zarazem.W chwil�pó�niej ponownie pojawi�a si� zakrzywiona czaszka obcego.Ociekaj�c p�ynnymmetalem zacz�� z wysi�kiem wydobywa� si� z formierki.Rozejrza�a si� wokó� szale�czo.Dostrzeg�a �a�cuch awaryjny.By� stary iskorodowany i to samo mog�o dotyczy� urz�dze� steruj�cych, które uruchamia�.Nie mia�o to jednak znaczenia.Nie pozosta�o jej nic innego.Szarpn�agwa�townie.Woda trysn�a z wielkiej wie�y ga�niczej zawieszonej ponad kraw�dzi� formierki.Ripley zapl�ta�a si� w �a�cuch.Nie mog�a si� uwolni�.Przemoczy� j� strumie�wody, pod wp�ywem którego zakr�ci�a si�, zataczaj�c ciasne spirale.�a�cuch niechcia� jednak pu�ci�.Zimna woda uderzy�a w obcego i w jego p�aszcz z go�r�cego metalu.G�owaeksplodowa�a jako pierwsza, za ni� reszta cia�a, a na ko�cu formierka, z którejposypa�y si� kawa�ki przech�odzonego metalu oraz buchn�a para.Morse'a rzuci�ona pod�og� kabiny d�wigu, który zako�ysa� si� na swych podporach.Oddzia�komandosów pad� odruchowo na ziemi� w poszukiwaniu schronienia.Ciep�a woda i szybko stygn�cy metal opad�y na formierk� niczym deszcz.Gdy potop si� sko�czy�, ekipa komandosów ponownie zacz�a si� zbli�a�.Niewcze�niej jednak ni� ko�ysz�ca si� na �a�cuchu Ripley zdo�a�a si� wdrapa� naplatform� d�wigu.Morse wyci�gn�� r�k�, by jej pomóc.Gdy ju� tam si� znalaz�a, opar�a si� o barier� ochronn� i spojrza�a w dó� down�trza pieca.Znowu nadszed� czas na wymioty.Ataki nudno�ci i bólu pojawia�ysi� os�tatnio coraz cz�ciej.Dostrzeg�a ludzi Towarzystwa id�cych w gór� po schodach w kierunku d�wigu.Aaron szed� na czele.Próbowa�a uciec, nie mia�a ju� jednak dok�d pój��.- Nie zbli�ajcie si�! - krzykn�a.- Zosta�cie na miejscu.Aaron zatrzyma� si�.- Zaczekaj.Oni chc� ci pomóc.Spojrza�a na niego.Czu�a lito�� do biednego prostaczka.Nie mia� poj�cia, ojak� stawk� toczy si� gra i co by si� zapewne z nim sta�o, gdyby Towarzystwowreszcie zdoby�o to, czego pragn�o.Tylko �e do tego nie dojdzie.Ogarn�a j� kolejna fala md�o�ci.Zachwia�a si� oparta o por�cz.Gdy si�wyprostowa�a, zza pleców uzbrojonych komandosów wy�oni�a si� jaka� posta�.Wbi�a w ni� wzrok, niepewna z pocz�tku, co widzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.