[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ko³o drzwi archiwum katalogu nie by³o.– Widzisz – zatriumfowa³.– To nie takie proste.Wyci¹gn¹³ jakieœ tomisko iprzekartkowawszy wstawi³ je obojêt­nie na pó³kê.Siêgn¹³em po tom z innej pó³ki i przekartkowa³em pobie¿nie.– Trójk¹ zaczynaj¹ siê prognozy gospodarcze.Ruszy³em w g³¹b.Niestety mieliœmy tylko jeden reflektor.Gdyby­œmy mogli siêrozdzieliæ, posz³oby nam znacznie szybciej.– Oho, zaczyna byæ ciekawie.Dokumenty dotycz¹ce zaprowa­dzania w³adzyradzieckiej w Tobolsku – mrukn¹³.– Ktoœ tu ostatnio grzeba³ – zauwa¿y³em.– Zobacz, ¿e wszyst­ko jest starannieodkurzone.Potwierdzi³ skinieniem g³owy.– Od zera zaczynaj¹ siê sprawy kryminalne – spostrzeg³em pe­netruj¹c inn¹pó³kê.– To mo¿e byæ ciekawe.Ukrywanie skarbów ostatniego cara mogli potraktowaæ jakoprzestêpstwo kryminalne, a nie polityczne.– S¹dzê, ¿e katalog mo¿e byæ po prostu na korytarzu – zauwa­¿y³em dwie godzinypóŸniej.By³em ledwo ¿ywy ze zmêczenia.Kurz krêci³ w nosie, a rêce os³a­b³y oddŸwigania ciê¿kich folia³Ã³w.– Nie mo¿e staæ na korytarzu – po jego g³osie pozna³em, ¿e tak¿e ma dosyæ.–Przecie¿ tam ka¿dy móg³by do niego zajrzeæ.– W³aœciwie dlaczego nie? – zdziwi³em siê.– Przecie¿ to chyba oczywiste, ¿e dotakiej instytucji wpuszcza siê tylko zaufanych.– KGB mia³o jedenaœcie poziomów utajniania dokumentów – powiedzia³ znu¿ony.– Ijedenaœcie poziomów s³u¿bowych dostêpu do tajemnic.Ponadto by³y te¿ dzia³ypionowe.Nawet genera³ KGB nie mia³ dostêpu do wszystkich dokumentów, a jedyniedo tych, do których musia³ mieæ mo¿liwoœæ zagl¹dania z racji wykonywanejfunk­cji.Dlatego dzielono je na zespo³y tematyczne.– Czyli facet z KGB badaj¹cy problemy spo³eczne nie móg³ sko­rzystaæ zdotycz¹cych na przyk³ad ochrony œrodowiska.– W³aœnie.– Ale sam powiedzia³eœ, ¿e to by³o w czasach KGB.A teraz s¹ czasy FSB.Mo¿e unich to wygl¹da inaczej.Zobacz, rygle w drzwiach s¹ po naszej stronie –oœwietli³em je halogenkiem.– Wyjrzymy tyl­ko, czy katalog jest na korytarzu.Na moich oczach jeden z rygli wolniutko i bezszmerowo przesu­n¹³ siê.– Jasny gwint! – jêkn¹³ i obaj rzuciliœmy siê miêdzy pó³ki do naszego podkopu.Wtedy jednak zobaczyliœmy snop œwiat³a i gramo­l¹cego siê z dziury faceta zpistoletem w d³oni.Drzwi otworzy³y siê ze skrzypniêciem.Przyjaciel poci¹gn¹³ mnie miê­dzy rega³y.Zakurzone ¿arówki pod sufitem zab³ys³y œwiat³em.Archi­wum wype³ni³ tupot nógobutych w wojskowe kamasze.Tupot narasta³, zbli¿a³ siê, otacza³ nas zewszystkich stron.Michai³ odpi¹³ rewolwer z kabur¹ i po³o¿y³ go na ziemi.Nog¹wsun¹³ go pod najbli¿sz¹ pó³kê.Mia³ racjê.Gdyby zacz¹³ strzelaæ, nie daliby nam najmniejszych szans.Mieli conajmniej dziesiêciokrotn¹ przewagê liczebn¹.Wresz­cie zostaliœmy odkryci.Dwaj¿o³nierze wycelowali w nas pistolety maszynowe.Przygl¹dali nam siê zniek³amanym zainteresowaniem.– Wojska MSW – Michai³ poinformowa³ mnie spokojnie.– Oficjalnie dawnorozwi¹zane.Nadszed³ jakiœ wy¿szy rang¹ wojskowy.– Po³Ã³¿cie siê na ziemi – powiedzia³ po angielsku.– Nie macie szans.Wykonaliœmy pos³usznie polecenie.Zasz³o nas czterech.Dwaj trzy­mali nas namuszce, a pozostali szybko obszukali.U mnie w kieszeni znaleŸli grzebieñ, uMichai³a nic nie znaleŸli.Skuli nam rêce kajdankami na plecach.Gdywychodziliœmy us³ysza³em g³os jednego z ¿o³nierzy:– Widzia³eœ, Sasza? Prawdziwi amerykañscy szpiedzy!– Tak, ¯enia, ja pierwszy raz w ¿yciu takich widzê.I mo¿liwe, ¿e ostatni!Zachcia³o mi siê œmiaæ, choæ trochê miêk³y mi kolana.Pokój przes³uchañ by³ niewielki, mo¿na powiedzieæ, ¿e ciasny.Sufit sklepiony zcegie³ pamiêta³ zapewne pocz¹tki dynastii Romanowów.Co mog³o siê tu znajdowaæw carskich czasach, gdy mieœci³ siê tu klasz­tor? Okna by³y niewielkie, wiêcraczej nie mog³a to byæ pracownia malarza ikon.Poœrodku przed biurkiem sta³ydwa fotele fryzjerskie, solidnie przymocowane do pod³ogi i zaopatrzone w paskido krêpo­wania.Rzucili nas na nie i przywi¹zali bez ceregieli.Zaraz potemposzli sobie zostawiaj¹c nas samych.– I co dalej? – zapyta³em Michai³a.– Chwilowo jesteœmy uziemieni – szarpn¹³ siê w wiêzach.Przypiêto nas wyj¹tkowofachowo.Szarpn¹³em siê i ja.Fotel ani drgn¹³.– Zapewne zostawi¹ nas na pó³ godziny albo godzinê – powiedzia³.– ¯eby nastrochê zmiêkczyæ.Po przes³uchaniu pierwszego wyci¹gn¹ go za drzwi i puszcz¹seriê tak, ¿eby drugi myœla³, ¿e rozwalili mu kumpla, co dodatkowo ma gozmiêkczyæ.Raczej nie bêd¹ nas torturowali, przynaj­mniej jeszcze nie tymrazem, bo narzêdzia le¿a³yby ju¿ na stole.– Mo¿na powiedzieæ, ¿e dobrze znasz metody KGB.– Nie zapominaj, ¿e wpadliœmy w rêce FSB, organizacji humani­tarnej, szanuj¹cejprawa cz³owieka, nie stosuj¹cej tortur, nie likwidu­j¹cej wrogów bez wyrokus¹dowego, podlegaj¹cej cywilnej kontroli.Zapomnia³em o czymœ?– Zapewne nie wolno im stosowaæ szanta¿u moralnego i braæ zak³adników –uzupe³ni³em ponuro.– Ale nie odpowiedzia³eœ na pytanie, sk¹d znasz tak dobrzeich metody?– Jak ju¿ mówi³em, mia³em wyj¹tkowo trudne dzieciñstwo.– Poniewa¿ nie mamy nic do roboty, to mo¿e opowiedz – za­proponowa³em.– Szczerze?– Najlepiej.Oni pewnie te¿ bêd¹ chcieli uzyskaæ nasze szczere wyznania, wiêcmo¿esz to potraktowaæ jako drobny trening.– Naczyta³em siê w dzieciñstwie bardzo nieodpowiednich lektur.Dlatego wiem towszystko – wisielczy humor nie opuszcza³ go [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl