[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hawkmoon oddycha³ ciê¿ko, doznaj¹c nieznanych a nieprzyjemnych wra¿eñ.Po jakimœ czasie potwór przebi³ siê przez grub¹ warstwê ciemnych chmur i najego metalowej powierzchni zagra³y odblaski promieni s³onecznych.Z twarz¹ ioczyma os³oniêtymi mask¹, przez której otwory wype³nione przezroczys­tymikamieniami szlachetnymi spogl¹da³, Hawkmoon ujrza³ œwiat³o s³onecznerozszczepione na miliony têczowych rozb³ysków.Szybko zamkn¹³ oczy.Sporo czasu minê³o, zanim poczu³, i¿ skrzyd³olot zaczyna obni¿aæ lot.Uniós³powieki i ujrza³, ¿e ponownie znajduj¹ce we wnêtrzu chmury, po chwili jednakwynurzyli siê z niej ponad popielato szarymi polami oraz widocznymi z oddaliwie¿ycami miasta, le¿¹cego nad sinym, pofalowa­nym morzem.Maszyna zaczê³a ociê¿ale spadaæ w kierunku wielkiej p³askiej skalnej platformywyrastaj¹cej w œrodku miasta.L¹dowali poœród ciê¿kiego ³omotu ; konwulsyjnegobiciaskrzyde³, a¿ wreszcie zatrzymali siê tu¿ przy krawêdzi zaznaczonego l¹dowiska.Pilot da³ Hawkmoonowi sygna³, ¿e mo¿e wysiadaæ.Uczyni³ to z radoœci¹, ca³yzesztywnia³y, z dr¿¹cymi kolanami, za to pilot zamkn¹wszy swoj¹ kabinê lekkozeskoczy³ obok niego na ziemiê.Tu i tam sta³y na l¹dowisku inne skrzyd³oloty.Kiedy szli przez skalist¹ p³aszczyznê pod ciê¿k¹ zas³on¹ chmur, jeden z nichzacz¹³ siê wznosiæ w górê i Hawkmoon poczu³ na twarzy silne uderzenia powietrzawyrzucanego spod skrzyde³, kiedy maszyna przelatywa³a niezbyt wysoko nad ichg³owami.Deau-Vere odezwa³ siê pilot w masce kruka.Miasto oddane niemal w ca³oœci dodyspozycji si³ powie­trznych, chocia¿ okrêty wojenne korzystaj¹ jeszcze zportu.Hawkmoon dojrza³ wkrótce okr¹g³¹ stalow¹ klapê w ska­le przed nimi.Pilotzatrzyma³ siê przy niej i ciê¿kim butem wystuka³ skomplikowan¹ seriê uderzeñ.po pewnym czasie klapa opad³a, ukazuj¹c kamienne schody, a kiedy zaczêlischodziæ w dó³, zatrzasnê³a siê za nimi z ³oskotem.Klatka schodowa, ozdobionapatrz¹cymi spode ³ba chimerami i jakimiœ poœledniejszego gatunkup³askorzeŸbami, tonê³a w pó³mroku.W koñcu wyszli przez strze¿one przez wartowników drzwi na brukowan¹ ulicêmiêdzy czworok¹tne, zakoñczone wie¿yczkami strzeliste budynki, zape³niaj¹ceprzestrzeñ miasta.Po ulicach kr¹¿y³y t³umy wojowników Granbretanu.Grupylotników w kruczych maskach miesza³y siê z gro­madami w maskach rybich alboprzedstawiaj¹cych wê¿a morskiego, za³ogi okrêtów wojennych ustêpowa³y miejscaca³ym oddzia³om piechoty i kawalerii, demonstruj¹cym wielk¹ ró¿norodnoœæ masek,symbolizuj¹cych przynale¿­noœæ do Zakonu Œwini, Wilka, Czaszki, Modliszki,Byka, Psa, Koz³a i wielu innych.Szpady podzwania³y o zakute w zbrojê nogi,brzêcza³y w œcisku ogniste lance, a wszystko to sk³ada³o siê na ponurymechanizm wielkiej machiny wojennej.Kiedy przepychali siê przez ci¿bê, Hawkmoon pocz¹t­kowo dziwi³ siê, ¿e takszybko schodzono mu z drogi, wreszcie uœwiadomi³ sobie, jak bardzo przypominaobecnie barona Meliadusa.Przy bramie miasta czeka³ ju¿ na niego wierzchowiec o jukach wypchanychzapasami.Hawkmoona poinfor­mowano ju¿ wczeœniej o sposobach podró¿y oraztrasie, któr¹ mia³ siê poruszaæ.Teraz dosiad³ konia i ruszy³ powoli w stronêmorza.Wkrótce chmury rozst¹pi³y siê, wyjrza³o nieco s³oñca i Dorian Hawkmoon po razpierwszy w ¿yciu ujrza³ Srebrny Most, przerzucony nadpiêædziesiêciokilometrowej szerokoœci cieœnin¹.Zab³ys³ w promieniachs³onecznych, wywo³uj¹c nale¿yty podziw, z pozoru zbyt delikatny na to, bywytrzymaæ najl¿ejszy powiew wiatru, a w rzeczywistoœci tak mocny, i¿ zdolnyutrzymaæ na sobie wszystkie armie Granbretanu.Wznosi³ siê ³agodnym lukiemponad oceanem i gin¹³ za lini¹ horyzontu.Pas jezdny mierzy³ niemal czterystametrów szerokoœci, a ogradza³y go drgaj¹ce siatki grubych srebrzystych lin,zwieszaj¹cych siê z szeregu ³uko­wato sklepionych pylonów, pokrytych w ca³oœcimotywami militarnymi.Na moœcie trwa³ wzmo¿ony ruch w obie strony.Hawk­moon widzia³ powozy takwymyœlnie rzeŸbione, i¿ trudno wprost by³o uwierzyæ, ¿e mog¹ jeszcze byæfunk­cjonalne; szwadrony kawalerii, której konie by³y równie wspanialeprzybrane jak jeŸdŸcy; bataliony piechoty, ma­szeruj¹cej czwórkami zniewiarygodn¹ precyzj¹; karawanywozów kupieckich i jucznych zwierz¹t, dŸwigaj¹cych niemal wszystkie mo¿liwerodzaje towarów: futra, jedwabie, tusze zwierzêce, owoce, warzywa, kufry zeskarbami, lichtarze, ³Ã³¿ka, ca³e komplety krzese³ - z czego wiêkszoœæ, jakHawkmoon dobrze wiedzia³, pochodzi³a z grabie¿y ostatnio w³¹czonych do Imperiumkrajów, takich jak Kõln, pod­bitych przez te same armie, które teraz mija³y siêna moœcie z karawanami.Dostrzega³ tak¿e machiny wojenne, wykonane z ¿elaza i miedzi, z ostrymidziobami s³u¿¹cymi do taranowania, wysokimi wie¿ami oblê¿niczymi orazsprê¿ystymi ramionami do ciskania potê¿nych pocisków zapalaj¹cych i kamieni.Obok nich, skryci za maskami kretów, borsuków i ³asic, maszerowali in¿ynierowieMrocznego Imperium o przysa­dzistych, muskularnych sylwetkach i szerokich,ciê¿kich d³oniach.Wszystko to przypomina³o mu nie koñcz¹c¹ siê wêdrówkêmrówek, komicznie ma³ych na tle majestatu Srebrnego Mostu, który podobnie jakskrzyd³oloty, wydat­nie przyczyni³ siê do b³yskawicznych podbojówGran­bretanu.Stra¿nicy u wejœcia na most musieli mieæ przykazane, by przepuœciæ Hawkmoona,bowiem brama zosta³a otwarta, kiedy tylko siê do niej zbli¿y³.Wjecha³ wprostna wibruj¹cy most, a kopyta konia zadzwoni³y o metalow¹ konstrukcjê.Pas jezdnyogl¹dany z bliska traci³ wiele ze swego blasku.Jego powierzchnia by³aporysowana i powgniatana od nieustannego ruchu.Tu i tam le¿a³y stertykoñskiego ³ajna, szmaty, s³oma i inne, nie do koñca rozpoznawalne odpadki.By³o, rzecz jasna, niemo¿liwoœci¹ utrzymanie tak intensyw­nie wykorzystywanejdrogi w idealnym stanie, jednak¿e w jakiœ sposób ów brudny trakt symbolizowa³coœ z ducha dziwacznej cywilizacji Granbretanu.Hawkmoon przemierzy³ ponad wodami morza Srebrny Most i po jakimœ czasiewkroczy³ na kontynent europejski, kieruj¹c siê w stronê Kryszta³owego Miasta,niegdyœ tak d³ugo opieraj¹cego siê Granbretanowi [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl