[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.¯al mi was.Na dworze naradzaj¹ siê i odgra¿aj¹ przeciwko wam, je¿elibyœcie tego papieruwydaæ nie chcieli.- Papieru? Jakiego? - na pozór obojêtnie spyta³a Cosel.- A! Przecie¿ wiecie, o co chodzi, bo Watzdorf tu do was dla odebrania go by³przys³any.Mówi¹, ¿e jeœli nie oddacie go z dobrej woli, gotowi u¿yæ si³y.- Bardzo dziêkujê za przestrogê - odezwa³a siê Cosel - ale ja na wszystko by³ami jestem przygotowan¹.Tego papieru, jak go nazywasz, odebraæ mi nie mog¹, bo go nie mam: jest wdobrych i pewnych rêkach.Spodziewa³am siê i tej w koñcu nikczemnoœci.Z³o¿y³am go w miejscu bezpiecznym.Glasenapp d³ugo patrza³a na ni¹, chcia³a widocznie z oczu wyczytaæ, czy prawdêmówi³a, ale Cosel by³a nieprzeniknion¹, gdy chcia³a.Os³oni³a siê dum¹ i spokojem udanym, choæ czu³a w sobie wrzenie oburzenia igniewu.£atwo jej by³o poznaæ i domyœleæ siê, ¿e Glasenappowa dlatego tylko rozpoczê³aod plotek z³oœliwych, aby obudziæ zaufanie, ¿e wys³ano j¹, aby siê czegoœdowiedzieæ, ¿e by³a szpiegiem Watzdorfa lub Flemminga.Nie mogli wys³aæ ani gorszego, ani mniej obudzaj¹cego zaufania.Zabiegi ca³e na nic siê nie przyda³y.Cosel, zimno wys³uchawszy zwierzeñ i przestróg, da³a jej z niczym powróciæ doDrezna.Zaledwie powóz, który j¹ tu przywióz³, oddali³ siê nieco, gdy hrabina kaza³azawo³aæ Zaklikê.Ten zawsze by³ w pogotowiu.Obawiaj¹c siê pods³uchan¹ byæ we w³asnym domu, Cosel wyprowadzi³a go napodwórze i usi³owa³a tak prowadziæ rozmowê, aby siê ona wyda³a rozporz¹dzeniemtycz¹cym domu i ogrodu.Zaklika myœli jej zgadywa³.- Jesteœmy tu szpiegowani - odezwa³a siê - prawda?- Doko³a, nawet w domu, za nikogo rêczyæ nie mogê - odpowiedzia³ wierny s³uga.- Mo¿na ich oszukaæ? - spyta³a.- Gottlieb tu na czele - pocz¹³ Zaklika - zdaje mi siê, ¿e on, do miastaje¿d¿¹c po zapasy domowe, raporta odwozi.Lecz niem¹dry jest i spoiæ go ³atwo, a zwieœæ jeszcze ³atwiej.- Gottlieb?! - zawo³a³a hrabina.- Tak, w³aœnie ten, który siê najwiêcej z mi³oœci¹ sw¹ dla pani uprzykrza.Rad by, a¿eby siê go nie obawiano.- W mieœcie wszyscy ciê znaj¹? - zapyta³a cicho Cosel.- E, wielu zapomnia³o ju¿ o mnie - podchwyci³ Zaklika - a dla innych toæ siê itrochê zamaskowaæ ³atwo.- A masz¿e od kogo zasiêgn¹æ jêzyka?- Gdy muszê, znajdê - rzek³ wezwany.Po tych wstêpnych pytaniach, Cosel, jakby dreszczem przejêta, drgnê³a.- Nie ma tu ju¿ bezpieczeñstwa dla mnie - rzek³a - muszê uciekaæ, ale jak?Tobie ufam jednemu, mów, jak?- Trudno - mrukn¹³ - ale gdy musimy.- To nie dosyæ - koñczy³a Cosel - ja muszê zabraæ z sob¹, co mam najdro¿szego,co stanowi dziœ maj¹tek ca³y.Musimy uwieŸæ klejnoty, pieni¹dze, bo to, co tu zostanie, bêdzie ich ³upem,zabior¹ wszystko.Ani s³owa na to zwierzenie siê nie odpowiedzia³ Zaklika, potar³ czo³o, targn¹³w¹sa, spuœci³ w dó³ oczy.- Mów pani - rzek³ widz¹c, ¿e Cosel czeka.- Czy mi zarêczysz, ¿e dobiegnê przed pogoni¹ za granicê?- Co w ludzkiej mocy, zrobimy.Zaklice pot kroplami na czo³o wyst¹pi³.Widaæ by³o, ¿e niepokój go drêczy³, ¿e siê lêka³, a nie chcia³ wydaæ zbojaŸni¹.- Dawno to uczyniæ trzeba by³o wprzód - rzek³ ucinaj¹c mowê, bo nie nawyk³d³ugo siê wyra¿aæ - ale co siê nie zrobi³o, o tym mówiæ ju¿ nie ma co.Trzeba czyniæ, co teraz mamy przed sob¹.Z³ama³ palce, gniot¹c je, biedny cz³ek, a¿ koœci trzeszcz¹ce w nich s³ychaæby³o, chmurne czo³o namarszczy³, st¹pa³ z nogi na nogê.Cosel patrza³a nañ z trwog¹ i ciekawoœci¹.Ca³y w sobie, energiczny, silny, ma³omówny, po wypieszczonych ludziach, dojakich by³a nawyk³a, na których spuœciæ siê by³o niepodobna, dziwi³ j¹,zdumiewa³, lecz cieszy³.Czu³a w nim cz³owieka.Rajmund wygl¹da³ dziko prawie, zamyœli³ siê nasêpiwszy brwi.- Noc¹ pojadê do miasta - rzek³ - ja tu w domu ma³o siê pokazujê i tak.Nie ka¿ mnie pani wo³aæ, a¿ sam przyjdê.Bêd¹ we dworze s¹dzili, ¿em siê zamkn¹³, co nieraz bywa³o.Mam ³Ã³dkê skryt¹ w krzakach pod wysp¹, spuszczê siê Elb¹.Na powrót wiêcej czasu potrzeba pod wodê, ale i na to siê znajdzie sposób.Co tam zdo³am siê wywiedzieæ u dworu, zobaczê.Trzeba obmyœliæ i resztê, wyjazd to niema³a rzecz.Mówi¹c tak urywanymi s³owy, wzdycha³.Cosel zobaczy³a w tej chwili kr¹¿¹cego z dala Gottlieba, który ju¿ siê móg³czegoœ domyœlaæ z d³u¿szej rozmowy, i zaraz skinê³a na niego.Niemiec skwapliwie siê przysun¹³.- Ja s¹dzê, nieprawda¿, Gottlieb, ¿e z Pillnitz wcale piêkny k¹t mo¿na zrobiæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl