[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I wtedy musia³eœ zabiæ te¿ Stempera.- Stemper zgin¹³ z twojej winy.¯y³by nadal, gdybyœ nie by³a taka uparta.Dwadolary - prychn¹³ z pogard¹ Shempsky.- Z powodu dwóch dolarów wszyscy ciludzie poszli do piachu, a moje ¿ycie zosta³o zniszczone raz na zawsze.- Mam wra¿enie, ¿e zaczê³o siê ju¿ od Laury Lipinski.- To te¿ wywêszy³aœ? - spyta³, jeszcze bardziej przybi­ty.- Dawa³a Larry'emuniez³¹ szko³ê.Pope³ni³ b³¹d, mó­wi¹c jej o pieni¹dzach, a ona bardzo chcia³apieniêdzy.Powiedzia³a, ¿e jak ich nie dostanie, to pójdzie na policjê.- Wiêc j¹ zabi³eœ?- Pope³niliœmy b³¹d, pozbywaj¹c siê cia³a.Nigdy wczeœniej tego nie robi³em,wiêc postanowi³em j¹ poæwiartowaæ, wcisn¹æ do kilku worków na œmieci, a workiporozwoziæ po ca³ym mieœcie, ¿eby rano zabra³y je œmie­ciarki.Ale nie³atwopor¹baæ cia³o, wierz mi.No i akurat napatoczy³ siê sk¹piec Fred, który chcia³zaoszczêdziæ dolca na liœciach.Zobaczy³ mnie i Larry'ego.Trzeba mieæpecha.- Nie rozumiem, jaki mia³ w tym wszystkim udzia³Fred.- Widzia³, jak wyrzucamy worek, ale niczego nie po­dejrzewa³.Robi³ w koñcu tosamo, co my.Nazajutrz rano idzie do RGC, a Martha go olewa i posy³a do diab³a.Fred wychodzi i przy nastêpnej przecznicy coœ mu œwita, ¿e zna kolegê Marthy.Rozmyœla o tym a¿ do nastêpnego skrzy­¿owania i uœwiadamia sobie, ¿e to ten samfacet, który wyrzuca³ worek ze œmieciami.Wiêc Fred idzie pod agen­cjênieruchomoœci z aparatem i zaczyna robiæ zdjêcia.Chcia³ chyba zamachaæ nimiLarry'emu przed nosem i wyci¹gn¹æ swoj¹ forsê.Ale dostrzega w pewnymmo­mencie, ¿e worek jest za bardzo napchany i cokolwiek cuchnie.No i Fred gootwiera.- Dlaczego nie zg³osi³ siê na policjê?- A jak myœlisz? Forsa.- Chcia³ ciê szanta¿owaæ.Dlatego zostawi³ czek na biurku.Nie potrzebowa³ go.Mia³ zdjêcia.- Fred powiedzia³, ¿e nie ma ¿adnej emerytury.Praco­wa³ przez piêædziesi¹t latw fabryce guzików i nic.Prze­czyta³ gdzieœ, ¿e potrzeba dziewiêædziesi¹ttysiêcy, ¿eby dostaæ siê do prywatnego domu opieki dla starych ludzi.Tegow³aœnie chcia³.Dziewiêædziesiêciu tysiêcy.- A Mabel? Jej te¿ chcia³ za³atwiæ ten dom? Shempsky wzruszy³ ramionami.- Nic nie mówi³ o Mabel.Sk¹py drañ.- Dlaczego zabi³eœ Lany'ego? - spyta³am.Niewiele mnie to obchodzi³o, aleobchodzi³ mnie czas.Potrzebowa­³am go jeszcze trochê.Nie chcia³am, ¿ebyShempsky poci¹gn¹³ za spust.Jeœli mia³o to oznaczaæ, ¿e muszêz nim rozmawiaæ, to tak w³aœnie zamierza³am postêpo­waæ.- Upinski dosta³ pietra.Chcia³ siê wycofaæ.Zabraæ swoj¹ forsê i zwiaæ.Próbowa³em siê z nim dogadaæ, ale by³ naprawdê przera¿ony.Wiêc poszed³em doniego, by siê przekonaæ, czy zdo³am go uspokoiæ.- I uda³o ci siê.Nie ma to jak zabiæ.Najlepszy œrodek uspokajaj¹cy.- Nie chcia³ s³uchaæ, co mi wiêc pozostawa³o? Myœla­³em, ¿e odstawi³em dobr¹robotê z tym samobójstwem.- Masz udane ¿ycie - dom, ¿onê i dzieci, przyzwoit¹ pracê.Dlaczego krad³eœ?- Z pocz¹tku dla rozrywki.Razem z Tippem i paroma ch³opakami spotykaliœmy siêw ka¿dy poniedzia³ek wie­czorem, ¿eby pograæ w pokera.A ¿ona nigdy nie chcia³adawaæ Tippowi forsy.Wiêc Tipp zacz¹³ podkradaæ.Z kil­ku kont, na tego pokera.To by³o takie proste.Nikt nie wiedzia³, ¿e forsa znika.Rozbudowaliœmy wiêcinteres, a¿ w koñcu zaczêliœmy zgarniaæ spor¹ dzia³kê z rachunków Vita.Tippzna³ Lipinskiego i Curly'ego i ich te¿ wci¹g­n¹³.- Shempsky znów wytar³ nos.-Nigdy nie zrobi³bym ¿adnych pieniêdzy w tym banku.To robota bez przysz³o­œci.Widzisz, chodzi o moj¹ twarz.Nie jestem g³upi.Móg³bym zostaæ kimœ, ale niktna mnie nie zwraca uwagi.Bóg daje ka¿demu jakiœ talent.A wiesz, jaki ja mamtalent? Nikt mnie nie pamiêta.Mam twarz, któr¹ siê od razu zapomina.Zabra³omi to kilka lat, ale w koñcu wykombinowa³em, jak pos³u¿yæ siê tym moim darem.-Wybuchn¹³ cichym, ob³¹kañczym œmiechem, który przy­prawi³ mnie o gêsi¹ skórkê.- Mój talent polega na tym, ¿e mogê okradaæ ludzi albo zabijaæ ich na ulicy, inikt tego nie pamiêta.Allen Shempsky by³ pijany lub szalony, mo¿e nawet jedno i drugie.I nie musia³mnie zabijaæ, bo i tak ju¿ umiera³am ze strachu.Serce wali³o mi w piersi, aecho pulsu rozsadza³o czaszkê.- Co teraz zrobisz? - spyta³am.- Jak ju¿ ciê zabijê? Pójdê chyba do domu.A mo¿ewsi¹dê do samochodu i gdzieœ pojadê.Mam mnóstwo pieniêdzy.Nie muszê wracaæ dobanku, jeœli nie bêdê mia³ ochoty.Shempsky siê poci³, a jego policzki pod niezdrowymi rumieñcami by³y blade.- Chryste, naprawdê Ÿle siê czujê - powiedzia³, po czym wsta³ i skierowa³ wmoj¹ stronê broñ.- Masz jakieœ lekarstwo na przeziêbienie?- Tylko aspirynê.- Potrzeba mi czegoœ mocniejszego.Posiedzia³bym jeszcze i pogada³ z tob¹, alemuszê za¿yæ jakieœ leki.Za³o­¿ê siê, ¿e mam gor¹czkê.- Nie wygl¹dasz za dobrze.- Mam na pewno rumieñce.- Tak.I szkliste oczy.Zza okna, od strony schodów po¿arowych, dobieg³o jakieœ skrobanie.Obydwojezwróciliœmy siê w tamt¹ stro­nê.Ale za st³uczon¹ szyb¹ by³a tylko ciemnoœæ.Shempsky znów spojrza³ na mnie i odci¹gn¹³ kurek rewolweru.- Teraz siê nie ruszaj, ¿ebym móg³ ciê zabiæ pierwsz¹ kul¹.Tak jest lepiej.Znacznie mniej ba³aganu.A jak ci strzelê prosto w serce, to bêdziesz mia³aotwart¹ trumnê.Wiem, ¿e wszyscy to lubi¹.Oboje odetchnêliœmy g³êboko - ja przed œmierci¹, Shempsky przed oddaniemstrza³u.W tej sekundzie po­wietrze przeszy³ mro¿¹cy krew w ¿y³ach rykwœciek³oœci i ob³êdu.Okno wype³ni³a postaæ Ramireza - twarz mia³ wykrzywion¹,oczy zmru¿one i pe³ne z³a.Shempsky odwróci³ siê instynktownie i zacz¹³ strzelaæ, opró¿niaj¹c bêbenek.Nie marnowa³am czasu.Wyskoczy³am z pokoju, prze­mknê³am przez salon i wypad³amz mieszkania.Pogna­³am korytarzem, pokona³am b³yskawicznie dwie kondyg­nacjeschodów i niemal rozwali³am drzwi mieszkania pani Keene.- Na Boga! - zawo³a³a.- Pracowity masz dzisiaj wie­czór, bez dwóch zdañ.O cochodzi tym razem?- Broñ! Niech mi pani da swoj¹ broñ!Wezwa³am policjê i pobieg³am na górê z pistoletem w d³oni.Drzwi mojegomieszkania by³y otwarte na oœcie¿.Shempsky znikn¹³.A Briggs nadal siedzia³ wgarderobie, ¿ywy i ca³y.Zerwa³am mu z ust taœmê.- W porz¹dku?- Cholera - zakl¹³.- Narobi³em w gacie.Najpierw zjawili siê mundurowi, potem sanitariusze, a na koñcu detektywi zwydzia³u zabójstw i lekarz s¹dowy.Bez trudu znaleŸli moje mieszkanie.Wiêkszoœæ z nich by³a u mnie wczeœniej.Morelli przyjecha³ z mundurowymi.Minê³y ju¿ trzy godziny i przyjêcie powoli siê zwija³o [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl