[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— I po co mam czarodziejów? — rzuci³am pytanie w mrok.— Z pewnoœci¹ nie po to,by zni¿ali siê do tak przyziemnych czynnoœci jak oœwietlenie drogi.Im to niejest potrzebne.Widz¹ w ciemnoœciach.Goblin mrukn¹³ coœ niepochlebnego o kobietach, które po­zwalaj¹ sobie nasarkazm.G³oœno zaœ rzek³ do £abêdzia:— Siadaj tutaj i niech siê przyjrzê twojej g³owie.— Mi pozwól! — rozdar³ siê w tej samej chwili Tobo.— Pozwól mi zrobiæ œwiat³o!To akurat potrafiê.— Nawet nie czeka³ na pozwolenie.¯Ã³³te i srebrne iskierkibiega³y po jego uniesionych d³oniach, ¿ywe i r¹cze.Jednak otaczaj¹ca nasciem­noœæ cofnê³a siê o krok, co skonstatowa³am z niechêci¹.— No, no! — powiedzia³am.— Popatrzcie tylko na niego.— Dysponuje si³¹ i entuzjazmem m³odoœci — zgodzi³ siê Jednooki.Zerknê³am przezramiê.Wci¹¿ siedzia³ na grzbiecie czarnego ogiera, z szyderczym uœmiechem,jednak wyraŸnie wyczerpany.Bia³a wrona przycupnê³a przed nim.Patrzy³a jed­nymokiem na Tobo, drugim przygl¹da³a siê naszemu otoczeniu.Wygl¹da³a narozbawion¹.Potem Jednooki te¿ zacz¹³ chichotaæ.Tobo a¿ pisn¹³ z zaskoczenia.— Czekaj! Stój! Goblin! Co siê dzieje?Robaczki œwiat³a wspina³y siê po jego rêkach.Nie reagowa³y na coraz bardziejnatarczywe rozkazy do odwrotu.Tobo nie wytrzyma³ i zaczaj siê otrzepywaæ.Jednooki i Goblin wybuchnêli gromkim œmiechem.Tymczasem obu uda³o siê zrobiæ coœ, co przywróci³o £abê­dziowi jasnoœæ myœli.Wygl¹da³ teraz jak cz³owiek, który w³aœnie prze³kn¹³ wielki zimny kufelprzywracaj¹cych wiarê w siebie wspomnieñ.Sahra nie widzia³a nic œmiesznego w sytuacji, w której znalaz³ siê Tobo.Wrzasnê³a na czarodziejów, aby coœ zrobili.Omal¿e nie wysz³a z siebie, cowyraŸnie zdradza³o napiêcie, w jakim ¿y³a ostatnimi czasy.Doj poinformowa³ j¹:— Nic mu nie grozi, Sahra.Po prostu na chwilê pozwoli³ sobie na utratêkoncentracji.To siê zdarza.To stanowi czêœæ nauki — musia³ te lub podobnes³owa powtarzaæ kilkakrotnie, zanim Sahra wreszcie uspokoi³a siê, a na jejtwarz wype³z³ grymas wyzywaj¹cy i wstydliwy równoczeœnie.Goblin zwróci³ siê doTobo:— Minie trochê czasu, zanim z powrotem odzyskasz koniecz­ny poziomkoncentracji.— Za chwilê by³o ju¿ dosyæ œwiat³a, ¿eby zobaczyæ œciany ogromnejkomnaty.Cz³owiek zrêczny w jakiejœ dziedzinie zawsze sprawia wra¿enie, ¿ewszystko przy­chodzi mu ³atwo.Ma³y ³ysy czarodziej nie by³ wyj¹tkiem od tejregu³y.Zwróci³ siê do Jednookiego: — Pomó¿ £abêdziowi za­chowaæ jasnoœæmyœli.Uzna³am, ¿e wnêtrze zapowiada przyjemn¹ odmianê po noc­legu w miejscu zdanym nakaprysy aury.¯a³owa³am tylko, ¿e brak nam paliwa, by je porz¹dnie ogrzaæ.— Teraz gdzie? — zapyta³am £abêdzia.Od jakiegoœ czasu w myœlach ¿a³owa³am, ¿enie uda³o mi siê podczas snu znaleŸæ Murgena i wydobyæ od niego wskazówektopograficznych.Bia³a wrona zakraka³a i poderwa³a siê w powietrze, siedz¹cy na grzbiecie koniaJednooki kl¹³, poniewa¿ oberwa³ skrzyd³ami po twarzy.Zaczyna³am powoli rozumieæ tego stwora.— Niech ktoœ zaobserwuje, dok¹d ona poleci.Czy któryœ z czarowników-geniuszynie móg³by pos³aæ za ni¹ œwiat³a? — Tobo odzyska³ ju¿ kontrolê nad swoimiognikami i teraz dzia³a³y jak nale¿y, jednak poch³ania³y ca³¹ jego uwagê.Mia³am nadziejê, ¿e wyroœnie z fazy „wiêcej-wiary-we-w³asne-si³y-ni¿-rozumu",zanim spowoduje jak¹œ naprawdê powa¿n¹ katastrofê.Wujek Doj pe³nym godnoœci krokiem poszed³ za wron¹.Uzna­³am, ¿e powinnamprzy³o¿yæ siê do sprawy inaczej ni¿ tylko poprzez wykrzykiwanie rozkazów, wiêcruszy³am za nim.Kula zielonego œwiat³a, którego barwa z jakichœ powodówkojarzy³a mi siê z tr¹dem, nadp³ynê³a z ty³u nad moj¹ g³owê i rozgoœci³a siê wspl¹tanej czuprynie.Skóra na g³owie zaczê³a mnie swêdziæ.Niewykluczone, ¿eJednooki w ten sposób wyrazi³ swoj¹ opiniê na temat poziomu mojej higieny,któr¹ faktycznie, przyznajê, ostatnimi czasy nieco zaniedba³am.— To mnie nauczy zdejmowaæ mój cholerny he³m — jêknê³am, Ale nie chc¹c mu dawaæsatysfakcji i patrzeæ na pe³en samozadowolenia bezzêbny uœmieszek, nieobejrza³am siê za siebie.Tak naprawdê nigdy nie nosi³am he³mu.Niech Bóg broni, dopiero by³oby mi zimno.Na g³owie mia³am tylko skórzan¹ wyœció³kê pod he³m, która ledwie ratowa³a mojeuszy przed uk¹szeniami mrozu.Zima by³a jedn¹ z tych rzeczy, których grupaplanowania nie przewidzia³a.Przesz³am szybko obok Doja, którego ca³kowicie zaskoczy³ widok moich w³osów.Ale ju¿ po krótkiej chwili wyszczerzy³ siê w uœmiechu tak szerokim, jakiegojeszcze u niego nie widzia³am.Rzuci³am mu krwio¿ercze spojrzenie.Nanieszczêœcie, aby to zrobiæ, musia³am siê odwróciæ; wówczas przy³apa³amJedno­okiego oraz Goblina jak wymieniali ukradkowe uœmiechy i przyklepywalid³onie.Nawet Sahra nieznacznie odwróci³a g³owê, by skryæ swe rozbawienie.Wporz¹dku.A wiêc zupe³nie niespo­dziewanie sta³am siê ksiê¿niczk¹ b³aznówKompanii, co? Zoba­czymy.Ci dwaj jeszcze.Nagle zda³am sobie sprawê, ¿e w ten sposób zmusili mnie do zaakceptowania ichsposobu myœlenia.Nied³ugo zacznê zasta­wiaæ na nich pu³apki, ¿eby z góryuprzedziæ wyrównanie rachun­ków.Wrona zakraka³a ochryple.Siedzia³a ju¿ na zimnej kamiennej posadzce.Przechadza³a siê w tê i we w tê, nagle bez reszty zniecierpliwiona.Szponycicho zgrzyta³y na kamieniach.Opad­³am na kolana.Pozwoli³a mi podejœæ takblisko, ¿e niemal mog³am j¹ dotkn¹æ, a potem w podskokach oddali³a siê wciemnoœæ.Kiedy ludzie i zwierzêta weszli w œlad za nami do œrodka, wnieœli dodatkoweœwiat³a i mnóstwo ha³asu.Ka¿dy z nowo przyby³ych chcia³ wiedzieæ, co siêdzieje.Przykucnê³am i przytuli³am policzek do posadzki, a wtedy odleg³a poœwiatawydoby³a z mroku sylwetkê wrony.Zwróci³am siê do Doja:— Sk¹dœ tam dochodzi œwiat³o.Têdy Uwiêzieni przedostali siê do wewnêtrznejfortecy.— Po³o¿y³am siê na brzuchu.W œcia­nie kamienia ³atwo mo¿na by³odostrzec szczelinê tak ciemn¹, ¿e zdawa³a siê niewidzialna nawet przy tymœwietle, którym dyspo­nowaliœmy.Nie potrafi³am dostrzec, co jest po drugiejstronie.Doj podszed³ bli¿ej i te¿ przytuli³ policzek do posadzki.— Rzeczywiœcie.Zawo³a³am:— Potrzebujemy tutaj wiêcej œwiat³a.I mo¿e jakieœ narzêdzia.Rzeka.Pop³och.Niech ci ludzie zaczn¹ tu rozbijaæ coœ w rodzaju obozu.I zastanówcie siê, como¿na zrobiæ dla ochrony przed zimnem.— To bêdzie trudne.W zewnêtrznychmurach zia³y liczne szczeliny.Goblin i Jednooki przestali wreszcie œmiaæ siê jak g³upi do sera i ruszyli wmoj¹ stronê, przybieraj¹c miny zawodowców.Wziêli równie¿ ze sob¹ Tobo,trzymaj¹c siê postanowienia, by uczyæ go fachu bezpoœrednio w dzia³aniu i zpierwszej rêki.Dysponuj¹c wiêksz¹ iloœci¹ œwiat³a, ³atwiej mog³am dostrzec to, na co próbowa³zwróciæ moj¹ uwagê ptak — szczelinê, któr¹ Duszo³ap zapieczêtowa³a zaraz porzuceniu na Uwiêzionych swego pod³ego zaklêcia.— S¹ tu jakieœ zaklêcia albo magiczne miny-pu³apki? — zapyta³am.— Dziewczynka jest geniuszem — warkn¹³ Jednooki.Jego mowa stawa³a siê powolicoraz bardziej be³kotliwa [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl