[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zabawne by³o, ¿e ok³amywali sami siebie za pomoc¹ prawdy.By³em byæ mo¿e jedyn¹osob¹ poza wewnêtrznym krêgiem wspó³pracowników Pani, która wiedzia³a, ¿ezaprowadzono ich prosto w paszczê œmierci.Z tym, ¿e nieprzyjacielem, który touczyni³, nie by³a — jak s¹dzili — Pani, lecz jeszcze wiêksze z³o — Dominator,jej niegdysiejszy m¹¿, którego zdradzi³a i pozostawi³a pochowanego, lecz¿ywego, w grobie w Wielkim Lesie, na pó³noc od odleg³ego miasta zwanegoWios³em.Z tego grobu dosiêgn¹³ on w subtelny sposób umys³Ã³w ludzi wysokopostawionych w krêgach buntowników i nagi¹³ je do swojej woli, w nadziei, ¿eu¿yje ich do obalenia Pani i spowodowania w³asnego zmartwychwstania.Niepowiod³o mu siê, choæ pomaga³o mu w tym zamyœle kilku spoœród pierwotnychSchwytanych.Jeœli wiedzia³ o moim istnieniu, musia³em figurowaæ wysoko na jego liœcie.Wci¹¿ tam le¿a³, snuj¹c plany.Byæ mo¿e nienawidzi³ mnie, gdy¿ to ja pomog³empokonaæ Schwytanych, którzy go wspierali.To budzi³o- strach.Sama Pani by³awystarczaj¹co nieprzyjemna, Dominator jednak stanowi³ cia³o, którego jej z³oby³o zaledwie cieniem.Tak przynajmniej g³osi legenda.Czasami zastanawiam siê,dlaczego — jeœli to prawda — ona chodzi po ziemi, a on spoczywa niespokojny wgrobie.Od chwili, gdy odkry³em moc tego, co spoczywa na pó³nocy, przeprowadzi³em wieleposzukiwañ, grzebi¹c w ma³o znanych zapiskach.Za ka¿dym razem ogarnia³ mniestrach.Dominacja, czasy, w których Dominator naprawdê sprawowa³ w³adzê, mia³awoñ piek³a na ziemi.Wydawa³o siê cudem, ¿e Bia³a Ró¿a naprawdê go obali³a.Szkoda, ¿e nie zdo³a³a go zniszczyæ.I wszystkich jego s³ug, ³¹cznie z Pani¹.Œwiat nie popad³by wtedy w takie tarapaty, jak dziœ.Zastanawia³em siê, kiedyskoñczy siê miesi¹c miodowy.Pani nie by³a dot¹d taka straszna.Kiedy wreszciesiê odprê¿y, spuœci ze smyczy skryt¹ w sobie ciemnoœæ i o¿ywi grozêprzesz³oœci?Zastanawiam siê te¿ nad wystêpkami przypisywanymi Dominacji.Historiênieodmiennie pisz¹ wychwalaj¹cy samych siebie zwyciêzcy.Z kwatery Goblina dobieg³ krzyk.Milczek i ja spojrzeliœmy przelotnie nasiebie, po czym wpadliœmy do œrodka.Naprawdê siê obawia³em, ¿e jeden z nichbêdzie le¿a³ na pod³odze, wykrwawiaj¹c siê na œmieræ.Nie spodziewa³em siê, ¿eGoblin dostanie ataku, a Jednooki rozpaczliwie bêdzie siê stara³ go uchroniæprzedzrobieniem sobie krzywdy.— Ktoœ nawi¹za³ kontakt — wydysza³ Jednooki.— Pomó¿ mi.Impuls jest silny.Otworzy³em usta.Kontakt.Nie nawi¹zywano z nami bezpoœredniej ³¹cznoœci odczasu rozpaczliwie szybkich kampanii w czasie, gdy buntownicy zbli¿ali siê doUroku, ca³e lata temu.Od tej pory Pani i Schwytani zadowalali siê ³¹cznoœci¹utrzymywan¹ za poœrednictwem pos³añców.Atak trwa³ zaledwie kilka sekund.Tak by³o z regu³y.Potem Goblin rozluŸni³ zjêkiem miêœnie.Up³ynie kilka minut, zanim dojdzie do siebie na tyle, byprzekazaæ wiadomoœæ.Wszyscy trzej popatrzyliœmy na siebie nawzajem z twarzamijak u graczy w karty, czuj¹c jednak strach.— Ktoœ powinien powiadomiæ Kapitana — zauwa¿y³em.— Aha — zgodzi³ siê Jednooki.Nie poruszy³ siê.Podobnie Milczek.— No dobra.Zosta³em wybrany.— Wyszed³em.Znalaz³em Kapitana zajêtego tym, corobi³ najlepiej.Po³o¿y³ nogi na biurku i chrapa³.Obudzi³em go i powiedzia³emmu.Westchn¹³ i odezwa³ siê:— ZnajdŸ Porucznika.Kapitan poszed³ po swe mapowniki.Zada³em mu parê pytañ, które zignorowa³.Poj¹³em wskazówkê i wyszed³em.Czy spodziewa³ siê czegoœ podobnego? Czy wokolicy nast¹pi³ kryzys? Jak to mo¿liwe, by w Uroku dowiedzieli siê o tym przednami? G³upot¹ by³oby martwiæ siê, zanim us³yszê, co Goblin ma do powiedzenia.Porucznik wydawa³ siê nie bardziej zaskoczony ni¿ Kapitan.— Coœ siê szykuje? — zapyta³em.— Mo¿e.Kurier dostarczy³ list po tym, jak ty i Cukierekwyjechaliœcie do Karbu.Napisano tam, ¿e mog¹ nas odwo³aæ na zachód.Mo¿e toto.— Na zachód? Naprawdê?— Aha.Tyle zawiesistego sarkazmu w jednym s³owie! G³upota.Jeœli wybierzemy Urok jakozwyczajowy punkt demarkacyjny miêdzy wschodem a zachodem, to Karb le¿y wodleg³oœci ponad dwóch tysiêcy mil.Trzy miesi¹ce podró¿y, w idealnychwarunkach.Teren po³o¿ony pomiêdzy nami a Urokiem z pewnoœci¹ nie by³ idealny.W niektórych miejscach drogi po prostu nie istnia³y.Pomyœla³em, ¿e szeœæmiesiêcy brzmi zbyt optymistycznie.Znowu jednak martwi³em siê przed faktem.Trzeba zaczekaæ i zobaczyæ, co bêdzie.Okaza³o siê, ¿e by³o to coœ, czego nie spodziewali siê nawet Kapitan zPorucznikiem.Oczekiwaliœmy z dr¿eniem, podczas gdy Goblin bra³ siê z powrotem w karby.Kapitan otworzy³ mapownik i zaczai szkicowaæ próbn¹ wersjê trasy do Mrozu.Narzeka³ g³oœno, poniewa¿ ka¿dy, kto udawa³ siê na zachód, musia³ przekroczyæRówninê Strachu.Goblin odchrz¹kn¹³.Napiêcie ros³o.Nie podniós³ wzroku.Wiadomoœæ musia³a byæ nieprzyjemna.— Wezwano nas z powrotem— pisn¹³.—To by³a Pani.Wydawa³a siê zaniepokojona.Pierwszy etap prowadzi do Mrozu.Tam bêdzie na nas czeka³ jeden ze Schwytanych.Zabierze nas do Kraju Kurhanów.Pozostali zmarszczyli brwi.Wymienili zaskoczone spojrzenia.— Cholera — mrukn¹³em.— Cholera jasna.— Co to znaczy, Konowa³? — zapyta³ Kapitan.Nie wiedzieli tego.Nie zwracali uwagi na zagadnienia historyczne.— Tam jest pochowany Dominator.Tam kiedyœ byli pochowani oni wszyscy.To jestw lesie, na pó³noc od Wios³a.Byliœmy w Wioœle siedem lat temu.Nie by³o to przyjazne miasto.— Wios³o! — wrzasn¹³ Kapitan.— Wios³o! To jest dwa tysi¹ce piêæset mil!— Dodaj jeszcze sto czy dwieœcie do Kraju Kurhanów.Wbi³ wzrok w mapy.— Œwietnie.Po prostu œwietnie.To oznacza nie tylko Równinê Strachu, leczrównie¿ Puste Wzgórza i Wietrzn¹ Krainê.Fantastycznie, cholera.Jak s¹dzê,mamy tam dotrzeæ za tydzieñ?Goblin potrz¹sn¹³ g³ow¹.—Chyba siê jej nie œpieszy³o, Kapitanie.By³a tylko podenerwowana i chcia³a,¿ebyœmy ruszyli we w³aœciwym kierunku.-Czy powiedzia³a ci po co i dlaczego?Goblin uœmiechn¹³ siê g³upkowato.- Czy Pani kiedykolwiek to robi³a? Nie, do diab³a._ Tak po prostu — mrukn¹³ Kapitan.— Jak grom z jasnego nieba.Rozkazuje namwyruszyæ na wycieczkê przez po³owê œwiata.Uwielbiam to.Nakaza³ Porucznikowi rozpocz¹æ przygotowania do wymarszu.To by³a z³a, ob³¹kanawiadomoœæ, szaleñstwo do kwadratu, nie by³o jednak a¿ tak Ÿle, jak toprzedstawia³.Przygotowywa³ siê ju¿ od chwili, gdy kurier dostarczy³ list.Nieby³o tak ciê¿ko wyruszyæ.Problem w tym, ¿e nikt nie mia³ na to ochoty [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl