[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dużo dziwniejszy jest fakt, że cargadoresi z Sulaco przyjęli Ramireza jako zwierzchnika dlatego tylko, że tak się podobało Nostromowi.Nie jest on oczywiście drugim Nostromem, jak to sobie z przyjemnością wyobrażał, ale mimo wszystko pozycja jego jest świetna.Ośmieliło go to do zabiegania o rękę Gizelli Viola, która, jak pani wie, uchodzi za najpiękniejszą dziewczynę w mieście.Jednakże stary Garibaldino powziął do niego gwałtowną niechęć.Dlaczego? Nie wiem.Może dlatego, że nie jest wzorem doskonałości jak jego Gian’ Battista, wcielenie odwagi, wierności i honoru „ludu”.Signor Viola nie ma wysokiego wyobrażenia o tubylcach z Sulaco.Oboje — i stary Spartanin, i białolica Linda o różanych ustach i oczach jak węgle — doglądają surowo tej jasnowłosej panienki.Ramirez dostał odprawę.Ojciec Viola, jak mi mówiono, zagroził mu kiedyś strzelbą.— Ale Gizella co na to mówi? —spytała pani Gould,— Ona jest, przypuszczam trochę zalotna — odparł doktor.— Nie zdaje mi się, aby jej na nim zależało.Oczywiście lubi hołdy mężczyzn.Ramirez nie był jedynym, zaznaczam to, pani Gould.Kręcił się tam także ja— kiś inżynier z załogi kolejowej, któremu także zagrożono fuzją.Stary Viola nie pozwala żartować ze swego honoru.Od śmierci żony stał się niespokojny i podejrzliwy.Toteż ogromnie się ucieszył, że może młodszą córkę usunąć z miasta.Ale ot, co się stało, pani Gould.Ramirez, uczciwy, czuły pasterz nie ma dostępu na wyspę.Dobrze.Stosuje się do zakazu, ale, rzecz prosta, raz po raz obraca oczy na Wielką Izabelę.Zdaje się, że spoglądanie do późnej nocy na światło latarni stało się u niego przyzwyczajeniem.Otóż w czasie tych sentymentalnych straży nocnych dostrzega, że Nostromo, a raczej kapitan Fidanza, powraca bardzo późno ze swych odwiedzin u Violów.Czasem nawet o północy.Doktor umilkł, patrząc znacząco na panią Gould.— Tak.Ale nie rozumiem… — zaczęła zdziwionym głosem.— Tu zaczyna się dziwna historia —ciągnął dalej dr Monygham.— Viola, który jest królem na wysepce, nie pozwala nikomu przebywać na niej po zapadnięciu zmroku.Nawet kapitan Fidanza musi odjeżdżać przed zachodem słońca, kiedy Linda wchodzi na górę, by zapalić światło.I Nostromo posłusznie odpływa.Ale co potem? Co on robi w zatoce pomiędzy godziną wpół do siódmą a północą? Widziano go niejednokrotnie o tej porze, wpływającego spokojnie do portu.Ramirez szaleje z zazdrości.Nie śmie zwrócić się do starego Violi, ale raz zebrał się na odwagę i zaczepił Lindę w jakąś niedzielę rano, gdy przybyła na ląd, chcąc być na mszy i odwiedzić grób matki.Doszło na wybrzeżu do sceny, której byłem świadkiem.Działo się to wczesnym rankiem.On musiał umyślnie tam na nią czekać.Ja znalazłem się tam przypadkiem, wezwany na pilną konsultację przez niemieckiego lekarza z kanonierki stojącej w porcie.Linda pałała gniewem i pogardą, obrzucała obelgami Ramireza, który zdawał się tracić zmysły.To był dziwny widok, proszę pani: to długie molo, szalejący cargador przepasany czerwoną szarfą, a na końcu ta kobieta w żałobie.Port leżał jeszcze w cieniu gór w to spokojne niedzielne rano, pomiędzy okrętami na kotwicy poruszały się tu i ówdzie małe łódki, między innymi łódź z niemieckiej kanonierki, przysłana po mnie.Linda minęła mnie tuż, tuż.Dostrzegłem jej dzikie oczy.Zawołałem na nią.Nie słyszała, nie widziała mnie.Ale ja spojrzałem w jej twarz.Straszna była w swym bólu i gniewie.Pani Gould wyprostowała się, szeroko roztwierając oczy.— Co pan chce przez to powiedzieć, doktorze? Czy to znaczy, że pan podejrzewa młodszą siostrę?— Quien sabe! Któż może zgadnąć? — odparł doktor wzruszając ramionami jak urodzony Costaguańczyk.— Ramirez podszedł do mnie na wybrzeżu.Zataczał się, wyglądał na wariata.Chwytał się rękoma za głowę.Musiał się przed kimś wypowiedzieć, po prostu musiał.Mimo stanu, w jakim się znajdował, poznał mnie oczywiście.Ludzie mnie tu dobrze znają.Zbyt długo żyłem między nimi, bym mógł być dla nich kimś innym jak doktorem o złym oku, który umie leczyć przypadłości ciała i rzucać złe uroki jednym wejrzeniem.Starał się mi wytłumaczyć, że chce tylko przestrzec mnie przed Nostromem.Kapitan Fidanza miał rzekomo na jakimś tajnym zebraniu wskazać na mnie jako na najgorszego wroga uciśnionych — wroga ludu.To zupełnie możliwe.Zaszczyca mnie swą niegasnącą niechęcią.A słowo wielkiego Fidanzy zupełnie wystarcza na to, by mi jakiś dureń wsadził nóż w plecy.Komisja Sanitarna, której przewodniczę, nie cieszy się sympatią ludności.„Niech się go pan strzeże, seńor doctor.Niech go pan zniszczy, seńor doctor” — syknął mi w twarz Ramirez.A potem wybuchnął: „Ten człowiek — wykrzykiwał — ten człowiek rzucił urok na obie dziewczyny.” A co dotyczy jego samego, to już i tak powiedział za wiele.Musi teraz uciekać, ukryć się gdziekolwiek.Skarżył się czule na Gizellę, a po chwili obrzucał ją wyzwiskami, których nie można powtórzyć.Gdyby wierzył, że w jakikolwiek sposób obudzi w niej miłość, porwałby ją z tej wyspy.Uprowadziłby ją w lasy.Ale nic z tego… Oddalił się gestykulując rękoma nad głową.Dostrzegłem wtedy starego Murzyna, który siedział za stosem skrzynek w przystani i łowił ryby.Zwinął sznur od wędki i natychmiast się ulotnił.Musiał to i owo dosłyszeć, a potem rozgadać, gdyż zaprzyjaźnieni z Garibaldinem kolejarze ostrzegli go, przypuszczam, przed Ramirezem.W każdym razie ojciec został uprzedzony, Ramirez zaś znikł z miasta.— Poczuwam się do pewnych obowiązków wobec tych dziewcząt — rzekła niespokojnie pani Gould: — Czy Nostromo jest obecnie w Sulaco?— Jest, od niedzieli.— Z nim powinno się pomówić, niezwłocznie.— A któż się ośmieli z nim mówić? Nawet Ramirez, opętany miłością, ucieka przed samym cieniem kapitana Fidanzy.— Ja mogę.Ja to zrobię — oświadczyła pani Gould.— Takiemu człowiekowi jak Nostromo wystarczy jedno słowo.Doktor uśmiechnął się kwaśno.— On musi skończyć z tą sytuacją, która doprowadzi… Nie mogę wprost uwierzyć, by to dziecko… — mówiła dalej pani Gould.— On jest niezmiernie pociągający — mruknął doktor posępnie.— Zrozumie to, jestem pewna.Musi temu wszystkiemu położyć kres żeniąc się z Lindą natychmiast — wyrzekła największa pani w Sulaco z niezłomną stanowczością.Z furtki ogrodowej wynurzył się Basilio, otyły i zwiotczały, z zestarzałą twarzą bez zarostu, pokrytą zmarszczkami wokół oczu, i z pasmami kruczoczarnych, sztywnych włosów, zaczesanych gładko na głowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl