[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pięć minut później tak się złożyło — czasami człowiek nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego znalazł się w takiej a nie innej sytuacji — Thomas, Stanley, Regan i Daphne, która miała przerwę, siedzieli przy ostatnim stole w jadalni, z dala od kamer.— Nie przejmuj się, Thomasie, jestem po twojej stronie — mówił Stanley, smarując masłem chleb.— Mam zamiar zrobić śliczny kawałek o waszej setnej rocznicy.Chcę pokazać, że w klubie pracują kamerdynerzy, że jest tu agencja matrymonialna i nawet Hollywood się do was dobija.— Dzięki, Stanley.— Choć macie też sąsiadów, którzy są odmiennego zdania.— Kto taki?— Archibald Enders i jego żona są zdania, że nurzacie w błocie dobre imię Gramercy Park.— Stanley odgryzł potężny kawałek ciepłego i chrupiącego włoskiego chleba.— Organizują przeciwko wam całą kampanię.— Straszni ludzie! — jęknął Thomas.— Thomas odwalił tu kawał dobrej roboty — wtrąciła Daphne z zapałem.— Nikt, kto mieszka w okolicy, nie chce, żeby klub zamknięto.Thomas bardzo ciężko pracował, żeby wprowadzić ulepszenia.— Dziękuję, Daphne — odrzekł Pilsner ze słabym uśmiechem.— Wiem, jak ci musi być trudno.Mieszkasz tu od tak dawna i przyjaźniłaś się z Natem.— Lepiej znałam jego żonę, ale Nat też był porządnym człowiekiem.Regan ogarnął nagły niepokój.— Stanley, byłeś tu wczoraj na przyjęciu, prawda?— Tak.I będę dzisiaj.Lydia urządza spotkanie dla całej grupy.— Więc wczoraj wieczorem sporo nakręciłeś?— O tak.— A mogłabym obejrzeć te taśmy?— Kiedy?— Po południu.Masz je przy sobie?— Nie, są w moim studiu.— Mogę wpaść do ciebie po lunchu?Do Stanleya niespodziewanie dotarto, że może to być niezła reklama, kiedy się okaże, że na jego taśmach kryje się klucz do przestępstwa.— Jasne.Gdybym tylko odkryła, kim jest Jaskierek, to może cała sprawa od razu by się wyjaśniła, pomyślała Regan.24Droga do starej kamienicy z brązowego kamienia, w której Ben Carney spędził trzydzieści lat, nie zajęła Janey wiele czasu lat.Po rozwodzie zależało mu na mieszkaniu blisko klubu, tak więc ucieszył się ogromnie, kiedy znalazł ten lokal, położony o kilka przecznic na południe; mógł spacerkiem chadzać do swojego drugiego domu.Janey zaczerpnęła głęboko powietrza, po czym nacisnęła guzik domofonu przy nazwisku „Carney”.Powietrze było ostre i trzęsła się z zimna w swoim płaszczu z niebieskiej wełny.Odczekała chwilę, ale nikt nie odpowiadał.Rozejrzała się — wokół nikogo nie zauważyła, wyjęła więc klucze i weszła do holu, w którym na ścianie wisiał rząd skrzynek pocztowych.W skrzynce Bena bielały koperty.Jak na razie idzie mi nieźle, pomyślała z otuchą Janey.Otworzyła drugie drzwi, weszła i pośpiesznie ruszyła po schodach.Mieszkanie Bena znajdowało się na pierwszym piętrze.Janey pośpiesznie przekręciła klucz w zamku, pchnęła drzwi, które lekko zaskrzypiały, i wpadła do środka.Spuściła zasuwę i odetchnęła z ulgą.Nie mogę uwierzyć, że to robię, pomyślała.W środku panowała niesamowita cisza.A choć mieszkanie było wysprzątane, Janey wydawało się, że w powietrzu wyczuwa smutek i zaniedbanie, jakby ściany i sprzęty wiedziały, że właściciel już nie wróci.Jeszcze wczoraj przyniosła tu jedzenie.A teraz przyszłam je zabrać! Odsunęła od siebie tę myśl i przez hol ruszyła do kuchni.Była ogromna i staroświecka, z małą spiżarnią.Janey postawiła torbę obok lodówki i zaczęła wyjmować przygotowane przez siebie dania.Przełożywszy kurczaka, ziemniaki, warzywa, sos i ciasto do torby, zajrzała jeszcze do zamrażarki, by sprawdzić, czy czegoś tam nie ma.Na widok pojemnika z lasagne roześmiała się głośno.Złapała go i pochyliła się, by schować do torby.W tej samej chwili wyczuła czyjąś obecność.W tym samym momencie zza jej pleców wysunęła się ręka i prysnęła w oczy gazem łzawiącym.— Ojej! — krzyknęła Janey, walcząc z napastnikiem.Oczy jednak ją piekły i była zupełnie wytrącona z równowagi.W kilka sekund wepchnięto ją do małej, ciasnej szafy.Potem usłyszała szczęk przekręcanego klucza.— Wypuść mnie! — krzyknęła, waląc w nieprawdopodobnie solidne drzwi, ale nadaremnie.Wiedziała, że ten, kto ją zamknął, na pewno nie ma zamiaru jej uwolnić.I tak miała szczęście, że nie zrobił jej krzywdy.W szafie panował półmrok rozpraszany słabą poświatą wpadającą z kuchni przez szczelinę pod drzwiami.Janey osunęła się na podłogę i skuliła.Dopiero teraz zaczęło do niej docierać znaczenie ostatnich wydarzeń.Mój Boże, cóż za upokorzenie! Jak ja będę z tym żyła? Nawet jeśli uda mi się wyjść z tego cało, Thomas na pewno mnie porzuci.Z twarzą zalaną rzęsistymi łzami postanowiła, że jeżeli stąd wyjdzie, pani Buckland sama będzie sobie gotowała.25Archibald Enders i jego żona Vernella od dawna mieszkali w Gramercy Park, czerpiąc z tego faktu niezwykłą przyjemność.Oboje po siedemdziesiątce, podróżowali po całym świecie, zawsze jednak z radością wracali do domu rodzinnego Archibalda, gdzie solidnie dawali się we znaki w służbie.Czuli się źle, jeśli nie mieli powodów do narzekań.Klub Osadników, usytuowany na wprost po drugiej stronie ulicy, dosłownie walił się gruzy na ich oczach, dzięki czemu byli w doskonałych humorach.Archibald pamiętał czasy, gdy ta instytucja idealnie pasowała do sąsiedztwa; tak było, kiedy jako dziecko spacerował grzecznie z nianią po parku, a potem jako nastolatek przyjeżdżał ze szkoły do domu na ferie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl