[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ostrożny.i ja tobie próbuję nie sprawić bólu.Zagryzła wargi i zastanowiła się nad jego słowami, świadoma jego napęczniałej, pulsującej obecności.- Wydajesz się bardzo.duży - przyznała szeptem.To niewinne potwierdzenie to już było dla Emory’ego za dużo.Wydał dziki pomruk.Zsunął ręce na jej talię, potem pod biodra i uniósł ją, rozdzierając tak twardo i szybko, że nie zdążyła zapamiętać niczego prócz cichego krzyku zaskoczenia.Fala napięcia przebiegła przez jej ciało, ale on tylko przyciskał ją coraz mocniej i zagłębiał się coraz bardziej.Nie było między nimi niczego, prócz gorąca i narastającego uczucia ponaglenia, które skłoniło go do szeptania zaklęć w jej usta, w naprężony łuk jej szyi.Nie musiał się martwić.Pierwsze ukłucie poszło w zapomnienie i jej ciało dygotało i omdlewało wokół niego.Fale leciutkich skurczy zaczęły wciągać napięcie do środka, tak że chwyciła go mocniej i ciaśniej.Rozkosz znów zaczęła narastać, wzbierając ponad miarę, omiatając go serią ognistych malutkich ukłuć, od których brakło mu tchu i trząsł się jak uczniak na swym pierwszym wypadzie w obszary grzechu.Całe jego ciało zapłonęło niecierpliwością, a ona, wyczuwszy to, poderwała biodra wyżej, wciągając go swymi ruchami, zachęcając urywanym oddechem, by się poruszał, by zrobił coś, co uwolni ją od tego straszliwego i cudownego ucisku.Emory ulegał jej żądaniu całym ciałem.Zaczął się w nią wsuwać powolnymi rozciągającymi pchnięciami, przejawiając umiejętność i powściągliwość, o jakie by się nie posądzał.Wsuwał się w miękką wsysającą go wilgotność tak głęboko, jak mógł, a potem cofał się, osądzając skutek każdego pchnięcia po sposobie, w jaki dźwigała się na jego przyjęcie, po cichych jękach uniesienia wibrujących jej w gardle.Pod jego naciskiem rozpływała się, topniała i miękła, a on wdzierał się w nią coraz szybciej, mocniej, z szaleńczą gwałtownością.Wreszcie poczuł, że cudowna ulga orgazmu dzielona przez oboje jest tuż-tuż, o jeden od- dech.To nadchodziło, rozpalone do białości i promieniejące, jeszcze jedno pchnięcie.i drugie.- Czekaj! - krzyknęła.- Przestań!Emory wznosił się tuż nad nią, jak ściana naprężonych wypukłych i węźlastych muskułów, biodra majaczyły jak agresywna ruchoma plama poniżej.Potrząsnął głową, nie chcąc przestać, nie mogąc przestać ani uwierzyć, że ona może tego żądać teraz, właśnie teraz, gdy czuł, że za chwilę wybuchnie w nim rozkosz.- Nic nie słyszysz? - wydyszała.- Słuchaj!Krew pulsowała mu w żyłach, bębniła w uszach, i gdyby był zdolny wydać z siebie artykułowany dźwięk, spytałbyją, co jej zdaniem miałby usłyszeć, gdy całe jego ciało było jak odsłonięty nerw.Ale wtedy i do jego uszu to dotarło i zamrugał gwałtownie, by przywrócić oczom ostrość spojrzenia.Obrócił głowę, pobiegł spojrzeniem ku oknu i jednym płynnym ruchem, wciąż bez tchu, wyszedł z niej i stanąwszy na nogi, kocim ruchem poskoczył ku przeciwległej ścianie, by zgasić obie lampy.Czekali pogrążeni w ciemności, aż władcze stąpanie kilkunastu par żołnierskich butów nie oddali się w głąb ulicy pod nimi.Emory podszedł do okna i przetarł kółko w zalepionej brudem szybie, Anna zaś uklękła, miętosząc naręcz zgniecionego ubrania, by osłonić swą nagość.- Co to było?- Żołnierze - odparł.- Cały przeklęty oddział.- Żołnierze? - Słowo padło ciche jak oddech.- Czego chcą? Niemożliwe, by już nas szukali!- Nie dałbym za to zbawienia mej duszy.Rzucił się do miejsca, gdzie rozwiesił płaszcz w nogach łóżka.Anna patrzyła z rosnącym przerażeniem, jak wyjmuje z jednej z głębokich kieszeni pistolet i sprawdza, czy jest proch na panewce.- Co masz zamiar zrobić?- Zdaje się, że zaczynają przeszukiwać ulicę od drugiego końca, i jeśli będziemy mieli szczęście, zajmie im to parę minut, nim dojdą do gospody.- Ale co ty chcesz zrobić?Przyglądał jej się, gdy sięgał po kalesony i spodnie.- Nie ufałbym gospodarzowi, że zamknie gębę na kłódkę za marnych dwadzieścia funtów.Spojrzała w dół, a jej nagie ciało bielało w mroku.Szybko wyplątała koszulę z sukni, wciągnęła przez głowę obie części garderoby i zaczęła gmerać przy sznurówkach, zaciągając je wokół stanika i w talii.Trzęsły jej się ręce i widziała, że nie tylko jej ubieranie się idzie tak niezgrabnie.- Emory najwyraźniej miał trudności z zapięciem spodni.Gdy spotkał wzrok Anny, skrzywił się i odwrócił.- To nie mija, ot tak sobie - wymamrotał.Z pewnością nie, pomyślała, z trudem powstrzymując się od szczękania zębami pod wpływem nagłego chłodu, który ją ogarnął.Uda miała poplamione krwią, dowód, że coś się dokonało, ale wciąż była napięta i trzęsła się w środku, jakby powinno ją spotkać coś jeszcze, coś, co ją ominęło, zanim się wszystko urwało.Więcej krwi zauważyła na swej dłoni i nadgarstku i zdała sobie sprawę, że to rana Emory’ego znów zaczęła krwawić.Rozmazana czerwona strużka biegła od rany do łokcia, grożąc skapnięciem na podłogę.Anna przyniosła dwie duże chustki do nosa, które znalazła w plecaku, i przyłożyła je do bandaża.- Nie ruszaj się - rozkazała, gdy próbował ją odsunąć nachmurzony.- Ta koszula, którą masz na sobie, jest do wyrzucenia, i masz tylko jedną na zapas.- Jak się pakowałem dziś rano, nie myślałem o takich rzeczach.- No tak - powiedziała, owijając i zawiązując bandaż.- Myślę, że jakoś sobie poradzimy bez ubrania na zmianę przez dzień lub dwa, ale zupełnie nie wiem, jak będę szła tylko w jednym bucie.- My sobie poradzimy?- Idę z tobą.- Absolutnie nie!- Absolutnie tak.- Anno.- I jeśli spróbujesz mnie powstrzymać albo każesz mi tu zostać i czytać jakąś głupią sztukę o leśnych nimfach, wychylę się z okna, gdy tylko zamkniesz drzwi, i wrzasnę na całe gardło.- Nie zrobisz tego!- Z pewnością zrobię.Mój ojciec zna bardzo dobrych adwokatów w Londynie.Jeśli jesteś niewinny, będą potrafili tego dowieść.Chwycił ją za ramiona i lekko potrząsnął.- To nie dyskusja salonowa, Annaleo.To prawdziwi żołnierze z prawdziwymi muszkietami i chcą mnie zabić, jeśli tylko zdołają, a nie postawić przed sądem.- Więc nie wolno dać im tej szansy - odpowiedziała cicho.- A poza tym, w tej chwili najprawdopodobniej szukają mnie: przerażonej, uprowadzonej młodej arystokratki, która, jak myślą, została porwana na ulicy przez jakiegoś niecnego zbója.- Nie wiem.- Nie ma najmniejszego powodu, by podejrzewali ciebie.Przynajmniej jeszcze nie teraz; dopóki nie przeszukali wszystkiego i nie wiedzą, czy nie siedzę gdzieś przywiązana do krzesła, czekając na doręczenie żądania okupu.Czy nie taki od początku był twój zamiar? Jeśli tak, to nie na długo odciągniesz ich uwagę, jeśli znajdą mnie za dziesięć minut
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Cook An Ill Fate Marshalling
- Canham Marsha Honor klanu
- Canham Marsha W jaskini lwa
- upiorny legat
- Card Orson Scott Badacze czasu
- Bradley, Eden Herrin der Lust
- Baricco, Alessandro Land aus Glas
- Barton, Beverly Killing Beauties
- Crusie, Jennifer Heisse Liebe zum Dessert
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ragy.opx.pl