[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I co? Zadowolony?- Nawet nie wiesz, jak bardzo - stwierdził, uśmiechając się szeroko.- Szczęśliwy.Siedzieli bez ruchu, przypatrując się sobie nawzajem, płomienie rzucały na ich twarze złotoczerwone błyski.Naglę ciszę rozdarł krzyk, a zaraz po nim rozległ się stukot kamienia spadającego ze zbocza.ROZDZIAŁ DZIESIĄTYNim odgłos zdążył przebrzmieć, Wadę zerwał się na równe nogi, w jego dłoni pojawił się pistolet.Gestem nakazał Chloe pozostać przy ognisku, a sam bezszelestnie znikł w cieniu cedrów.Czuła się nieswojo, będąc tak doskonale widoczna w świetle płomieni, pragnęła wstać i podążyć za Wade’em, powstrzymała ją tylko myśl, że mógłby przez pomyłkę wziąć ją za napastnika i wystrzelić.Kilka minut później usłyszała czyjeś ciche głosy, a potem z mroku wyłonił się Wadę, broń miał schowaną.Przystanął i gestem zaprosił jakichś ludzi, by się zbliżyli.Chloe ujrzała mężczyznę, kobietę oraz dwójkę dzieci, sześcioletniego chłopca i nieco młodszą od niego dziewczynkę.Sądząc po ubraniach, byli Uzbe-kami.Zakurzeni i zmęczeni, musieli mieć za sobą długą podróż, najprawdopodobniej pieszą, na co wskazywał stan ich butów.Kobieta trzymała się z tyłu za mężem, wzrok utkwiła w ziemi, dzieci chowały się lękliwie za matką.Ojciec rodziny, wychudły, lecz mimo to sprawiający wrażenie silnego, miał pociągłą, brodatą twarz i przenikliwe, ciemne oczy, których spojrzenie powędrowało od Wade’a ku Chloe i z powrotem.- Amerykanie, prawda?- Mądre oczy dużo widzą - odparła Chloe.- Zechciejcie, proszę, usiąść z nami przy ogniu.Przysunęli się troszkę bliżej, wzrok mężczyzny na króciuteńki moment spoczął na naczyniu do gotowania herbaty, lecz mimo to Uzbek odparł grzecznie:- Nie chcemy przeszkadzać.Chloe zerknęła na Wade’a, który powinien pełnić obowiązki gospodarza, skoro przyprowadził tych ludzi, lecz on marszczył brwi, jakby nie rozumiał, o czym mowa.I pewnie tak było, gdyż Uzbek mówił po pasztuńsku z bardzo silnym akcentem i rzeczywiście trudno było go zrozumieć.- Jesteście naszymi gośćmi - rzekła.- Pozwólcie, że zrobię wam herbaty.Napełniła blaszane naczynie wodą, ustawiła je na płaskim kamieniu, ułożonym na samym brzegu ogniska, dołożyła drew, a potem starannie wytarła plastikowy kubek, nalała do niego zimnej wody i trzymając go w obu dłoniach, pełnym szacunku gestem podała go gościowi.Przyjął, lecz upił tylko trochę, resztę oddał żonie.Ona również ledwie przytknęła wargi do kubka, potem napoiła spragnione dzieci.- Chyba macie za sobą długą podróż - zagadnęła Chloe, ponownie napełniając kubek wodą, by wędrowcy mogli choć trochę ugasić pragnienie, nim dostaną herbatę.Okazało się, że mężczyzna posiadał gospodarstwo na skraju małej wioski, gdzie jego rodzina żyła jeszcze od czasów Mahometa.Partyzanci zabrali mu owce i kozy, a talibowie za karę podpalili mu pola i dom, ponieważ nie zapobiegł kradzieży, w ten sposób pomagając ich wrogom.Miał szczęście, że go nie zabili.Zostawił zgliszcza, zabrał rodzinę i ruszył do obozu dla uchodźców.Tego popołudnia przekroczyli granicę, ale napotkali po drodze innych wędrowców, a ci mówili, że w obozach nie ma co jeść, że przyjeżdżają ludzie, robią zdjęcia głodnych dzieci, obiecują pomoc, tylko widać pieniądze trafiają do czyichś kieszeni, bo pomocy jak nie było, tak nie ma.W takim razie dokąd on ma pójść z żoną i dziećmi, co zrobić? Nie wie.W trakcie tej opowieści Wadę podszedł i przysiadł na piętach obok Chloe, a gdy zapadła cisza, spytał:- Co on mówi?Chloe powtórzyła mu wszystko.Słuchał uważnie, co jakiś czas kiwając głową.- Spytaj go, jak się znaleźli aż tutaj, skoro przeszli przez granicę zaledwie kilka godzin temu.To dość daleko, jeśli podróżuje się na piechotę, w dodatku oni mają dwójkę małych dzieci, co jeszcze ich spowalnia.- Podwiózł ich kupiec, który ma sklep w Ka-szi, ale druga z jego żon jest Pakistanką i mieszka w jakiejś wiosce tu niedaleko, więc on jeździ przez granicę parę razy w tygodniu - przetłumaczyła mu po chwili odpowiedź Uzbeka.- Wysadził ich, kiedy zjechał z głównej drogi.Wadę słuchał, jednocześnie przyglądając się dziewczynce.Miała włosy do pasa i wielkie na pół twarzy oczy, które wbiła w mały kopczyk jedzenia zostawiony na dywaniku modlitewnym.Przyciągało jąjak magnes, podkradała się do niego coraz bliżej.Kiedy Wadę pochylił się, wyciągając rękę w kierunku jedzenia, dziewuszka odskoczyła niczym spłoszony królik, przytuliła się do matki.Wadę wybrał największy orzech, położył go sobie na otwartej dłoni i powoli wyciągnął ją w stronę dziewczynki.- Nie tak - powiedziała cicho Chloe, a gdy na nią spojrzał, wskazała, że najpierw należy zaofiarować jedzenie głowie rodziny.Albo nie zrozumiał, albo nie zamierzał się przejmować lokalnymi obyczajami, gdyż z powrotem skupił całą uwagę na dziewczynce i czekał.Mała spojrzała na matkę, a ta odwróciła głowę, udając, że niczego nie widzi, to samo zrobił po chwili ojciec, potem zaś Chloe.Skoro nikt nie patrzył, kroczek po kroczku zbliżyła się jak ostrożna wiewiórka, po czym porwała orzech i wsadziła do buzi, na której odmalował się uszczęśliwiony uśmiech.Zaraz potem zdecydowanym gestem wyciągnęła rączkę, żądając więcej, więc Wadę zebrał z dywanika wszystko i ostrożnie przesypał w nadstawione już obie garstki.Chloe uśmiechnęła się, spojrzała na Wade’a i przez dłuższą chwilę nie potrafiła oderwać od niego oczu, gdyż jego twarz promieniała.Czy to możliwe, by dorosłemu mężczyźnie mogło sprawić radość zdobycie zaufania obcego dziecka? Nigdy by tego nie podejrzewała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl