[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Coś się stało?- Nic.Tylko straciłem żonę i pracę - bo albo świat zwariował, albo ja.Potem podwiozłem autostopowiczkę - dziewiętnastoletnią smarkulę, cholera jasna, która z założenia powinna uważać, że świat oszalał, a tymczasem mi mówi, że świat ma się doskonale.Trochę przymało benzyny, ale poza tym jest wspaniale.- Mam dwadzieścia jeden lat.- I dobrze - rzucił gorzko.- Jeśli świat jest taki doskonały, to dlaczego taka smarkula podróżuje w środku zimy autostopem do Las Ve-gas? Chciałaś przez całą noc łapać okazję i prawdopodobnie nabawić się odmrożeń, bo nic nie masz pod tymi spodniami?- Mam coś! Za kogo ty mnie uważasz?- Za idiotkę! - ryknął.- Odmrozisz sobie dupę!- A ty sobie z niej skorzystasz, tak? - spytała słodko.- Oż ty w życiu - mruknął.- Oż ty w życiu.Śmignęli koło sedana jadącego osiemdziesiątką.Zatrąbił na nich.- Wsadź sobie!!! - wrzasnął.- Głęboko!- Może lepiej mnie już wypuść - poprosiła cicho.- Nie zwracaj uwagi.Nie zamierzam nas rozbić.Śpij.Przez długą chwilę mierzyła go nieufnym spojrzeniem.Wreszcie splotła ręce na piersi i zamknęła oczy.Minęli zjazd 9.Pięć po czwartej dotarli do zjazdu 2.Cienie kładące się na drodze nabrały tego szczególnego błękitnego odcienia, który jest specjalnością zimy.Na wschodzie pojawiła się już Wenus.W pobliżu miasta ruch na drodze się zagęścił.Obejrzał się na nią; siedziała wyprostowana, patrząc na jadące w swoją stronę pojazdy.Samochód przed nimi wiózł na dachu choinkę.Zielone oczy dziewczyny zrobiły się ogromne; na chwilę zanurzył się w nich i spojrzał przez nie - była to chwila idealnego współbrzmienia z drugim człowiekiem, jaka nachodzi istoty ludzkie w wyjątkowo rzadkich odstępach czasu.Ujrzał, że wszystkie samochody zmierzają w jakieś ciepłe miejsce, w którym czekają sprawy do załatwienia, przyjaciele do powitania, rodzinne życie do naprawy.Ujrzał ich obojętność wobec obcych.W lodowatym mgnieniu iluminacji pojął, co Thomas Carlyle nazwał wielką martwą lokomotywą świata, która pędzi bez końca przed siebie.- Ile jeszcze? - spytała.- Piętnaście minut.- Słuchaj, jeśli byłam niegrzeczna.- Nie, to ja byłem niegrzeczny.Wiesz, nie mam nic szczególnego do roboty.Mogę cię zawieźć do Landy.- Nie.- Albo podwieźć do Holiday Inn na noc.To nie podstęp.Wesołych Świąt i tak dalej.- Naprawdę jesteś z żoną w separacji?- Tak.- I naprawdę od niedawna? - Tak.- Zabrała dzieci?- Nie mamy dzieci.- Zbliżali się do bramki przy wjeździe na autostradę.Zielone światła migotały obojętnie we wczesnym zmroku.- Więc zabierz mnie ze sobą do domu.- Nie muszę tego robić.To znaczy, nie musisz.- Nić chciałabym być dzisiaj sama.I nie lubię łapać okazji w nocy.Boję się.Podjechał do bramki, otworzył okno, wpuszczając zimne powietrze.Wręczył strażnikowi swoją kartę oraz dolara dziewięćdziesiąt.Powoli ruszył dalej.Minęli podświetlony znak, na którym widniał napis:DZIĘKUJEMY ZA BEZPIECZNĄ JAZDĘ!- W porządku - powiedział ostrożnie.Wiedział, że prawdopodobnie nie powinien jej uspokajać - co mogło przynieść odwrotny skutek - ale nie potrafił się powstrzymać.- Wiesz, chodzi o to, że jestem bardzo samotny.Możemy zjeść razem kolację, a potem pooglądać telewizję i pochrupać popcorn.Ty weźmiesz sypialnię na górze, a ja.Parsknęła cichym śmiechem.Zerknął na nią, ale wydała mu się trochę niewyraźna.Jakby ją sobie wyobraził.To go zaniepokoiło.- Słuchaj - powiedziała.- Lepiej ci to teraz powiem.Ten pijak, z którym wczoraj jechałam.Spędziłam z nim noc.Jechał do Stilson, skąd mnie zabrałeś.Takiej zażądał zapłaty.Zatrzymał się na czerwonym świetle.- Moja koleżanka uprzedzała, że tak będzie, ale jej nie uwierzyłam.Nie zamierzałam płacić tyłkiem za podróż.Nie ja.- Zerknęła na niego przelotnie, ale ciągle nie potrafił rozszyfrować wyrazu jej ukrytej w mroku twarzy.- Nie chodzi o to, że ktoś mnie zmuszał.To jest tak kompletnie oderwane od rzeczywistości, jakbym chodziła w przestrzeni kosmicznej.Kiedy się przyjeżdża do wielkiego miasta i myśli się o wszystkich tych ludziach, którzy w nim mieszkają, ma się ochotę płakać.Nie wiem dlaczego, ale tak jest.I w końcu zgadzasz się spędzić całą noc na wyciskaniu pryszczy jakiemuś gościowi tylko po to, żeby słyszeć, jak oddycha i mówi.- Nie obchodzi mnie, z kim spałaś - powiedział i włączył się do ruchu.Mechanicznie skręcił w Grand Street, prowadzącą w stronę domu koło robót drogowych przy szosie 784.- Ten handlowiec - ciągnęła.- Był żonaty od czternastu lat.Ciągle to powtarzał, kiedy mnie posuwał.Czternaście lat, Sharon, czternaście lat, czternaście lat.Doszedł w ciągu czternastu sekund.- Parsknęła krótkim śmiechem, gorzkim i smutnym.- Tak masz na imię? Sharon?- Nie.To chyba imię jego żony.Zjechał na pobocze.- Co robisz? - spytała, znów nieufna.- Nic wielkiego.To etap powrotu do domu.Możesz wysiąść, jeśli chcesz.Pokażę ci coś.Wysiedli i podeszli do tarasu obserwacyjnego, teraz już pustego.Oparł ręce na zimnej metalowej rurze balustrady i spojrzał w dół.Dziś położyli dwie warstwy asfaltu.Przez ostatnie trzy dni kładli żwir.Teraz asfalt.Porzucony sprzęt - ciężarówki, buldożery i żółty wózek widłowy - stał cicho w mroku; eksponaty w muzeum dinozaurów.Oto roślinożerny stegozaur, a to mięsożerny triceratops oraz przerażająca ziemiożerna koparka diesla.Bon appćtit.- I co o tym myślisz? - spytał.- A mam coś myśleć? - Grała na zwłokę.Nie wiedziała, co to wszystko znaczy.- Coś ci chyba przychodzi do głowy.Wzruszyła ramionami.- To roboty drogowe.I co z tego? Budują drogę w mieście.Pewnie nigdy tu już nie przyjadę.Co mam myśleć? Jest brzydka.- Brzydka - powtórzył z ulgą.- Dorastałam w Portland.Mieszkaliśmy w wielkim bloku, a po drugiej stronie ulicy postawili centrum handlowe.- Czy coś zburzyli? - Hm?- Czy.- Nie, to była pusta działka z wielkim placem z tyłu.Miałam jakieś sześć, może siedem lat.Myślałam, że będą tak kopać i drążyć do końca świata.I myślałam.to śmieszne.myślałam, że żal mi tej biednej starej ziemi.To tak, jakby jej dawali lewatywę i nie spytali jej o zdanie.W tamtym czasie miałam jakąś infekcję jelitową i w kwestii lewatyw byłam specjalistką.- Ach.- Raz, w niedzielę, kiedy nie było robotników, poszliśmy tam i było bardzo podobnie, bardzo cicho, jakbyśmy widzieli zwłoki leżące w łóżku.Położyli już część fundamentów i wszędzie z cementu wystawały takie pręty.- Zbrojeniowe.- Możliwe.I było mnóstwo rur i pęków kabli, a wokół sterty świeżej ziemi.Bawiliśmy się tam w chowanego, przyszła mama i zrobiła mnie i mojej siostrze awanturę.Powiedziała, że dzieciom może się zdarzyć wypadek na budowie.Moja młodsza siostra miała cztery lata i ryczała tak, że omal nie ogłuchłam.Śmiać mi się chce, jak to sobie przypomnę.Możemy już wrócić do samochodu? Zimno mi.- Jasne - odparł i wrócili.Kiedy znowu ruszyli, odezwała się jeszcze:- Nie wyobrażałam sobie, że z tego bałaganu coś będzie.A tymczasem bardzo szybko wyrosło centrum handlowe.Pamiętam, jak kładli asfalt na parkingu.A po paru dniach pojawili się faceci z takim małym wózkiem i zaczęli malować linie na parkingu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Timothy Zahn Trylogia Thrawna 03 Ostatni Rozkaz
- Arthur Conan Doyle Ostatnia Zagadka Sherlocka Holm
- Brashares Ann Stowarzyszenie Ostatnie lato(1)
- Beagle Soyer Peter Ostatni Jednorozec
- Jacq Christian Tutanchamon ostatni sekret
- Antologia SF Ostatni z Atlantydy
- Carson Paul Ostatni dyzur
- Andrzej Pilipiuk Ostatnia posluga (8)
- [Tony Buzan] Sekrety superpamieci
- Connolly, Michael The Lincoln Lawyer
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- corvus-albus.xlx.pl