[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A nie mówi³em! - szydzi³ Ed.- Kawaler! Kompletnie zielony, bezdzietnykawaler! Bruce Robertson posinia³.- Nied³ugo siê o¿eniê, panie Ed Greene - rzek³ przez za­ciœniête zêby.- Awtedy bêdê mia³ wiêcej dzieci ni¿ ty kie­dykolwiek.- Masz racjê, ¿e sytuacja finansowa to tylko jeden z czyn­ników - pospieszniewtr¹ci³ Frank Tyler, chc¹c za³agodziæ sprawê.- Ale za to najwa¿niejszy, ajeœli w rodzinie ju¿ jest kilkoro dzieci, w³aœnie na to BPR zwraca uwagê przedewszystkim, zanim podejmie decyzjê.- Zgadza siê! - Ed przycisn¹³ rêk¹ karty zje¿d¿aj¹ce z rozchybotanej teczki.-Taki na przyk³ad mój szwagier, Pa­ul.Moja ¿ona potrafi dniami i nocami: "Paulto, Paul tam­to"; nic dziwnego, ¿e o nim wiêcej s³yszê ni¿ o sobie.Paul jestwspó³w³aœcicielem Zjednoczenia Transportu Mars-Zie-mia, wiêc mieœci siê wprzedziale osiemnaœciorga dzieci.Jego ¿ona jest raczej leniwa, nie dba, coludzie mówi¹, wiêc maj¹ tylko dziesiêcioro, ale.- Mieszkaj¹ w New Hampshire? - spyta³ Frank.Stewart Raley przed chwil¹zauwa¿y³, ¿e Frank spogl¹da na niego z trosk¹.Najwidoczniej chcia³ zmieniætemat, uznawszy, ¿e rozmowa toczy siê w niew³aœciwym kierunku i mog³a jeszczebardziej dobiæ Raleya.Pewnie wszystko mia³ wypisane na twarzy.Z t¹ twarz¹ trzeba coœ zrobiæ, za kilka minut spotka siê z Marion.Jeœli niezachowa ostro¿noœci, Marion natychmiast zgadnie.- W New Hampshire? - powtórzy³ Ed z pogard¹.- Mój szwagier Paul? Przy jegozarobkach? Nie, moi drodzy! Nie dla niego jakieœ tam przedmieœcia.Ma dom wprawdziwej wsi, na zachód od Zatoki Hudsona w Kanadzie.Lecz jak mówi³em, nieidzie mu z ¿on¹ najlepiej, wiecie, atmosfera w domu nie jest najlepsza dladzieci.Ale myœlicie, ¿e maj¹ jakiœ k³opot z 36A? Nigdy w ¿yciu! Po prostuwype³niaj¹ i wraca nastêpnego dnia z wielkim niebieskim napisem "Wy­ra¿onozgodê" na ca³¹ stronê.Rozumiecie, jak sobie w tym BPR pomyœl¹, na co u diab³aich staæ, te wszystkie pier­wszorzêdne piastunki i specjaliœci od psychologii,a jak dzieciak ma k³opoty z dorastaniem, to za³atwiaj¹ najlepsze­go psychiatrêza najwiêksze pieni¹dze.Bruce Robertson potrz¹sn¹³ z dezaprobat¹ g³ow¹.- Jakoœ to do mnie nie przemawia.Przecie¿ czêsto siê s³yszy o potencjalnychrodzicach, którym odmówiono na podstawie badañ genetycznych.- Geny to jedna sprawa - zgodzi³ siê Ed.- Otoczenie dru­ga.Pierwszego niemo¿na zmieniæ, drugie tak.Ale pozwól sobie przypomnieæ, ¿e najwiêksze zmiany wœrodowisku powoduj¹ pieni¹dze.P-I-E-N-I-¥-D-Z-E: pieni¹dze, forsa, das Geld,szmal, wampum czy stary spondulix.Jak masz dosyæ pieniêdzy, to nawet BPRuwierzy, ¿e twoje dziecko bêdzie mia³o dobry start, zw³aszcza ¿e na pocz¹tkunie­ustannie sprawuje kontrolê.Wchodzisz, Stew.Hej, Stew! Jeszcze nie mo¿eszprzeboleæ tamtej puli? Nic nie mówisz ju¿ od pó³ godziny.Coœ nie tak? Chybaciê nie wylali z pra­cy, co?Raley spróbowa³ wzi¹æ siê w garœæ.Podj¹³ ze sto³u karty.- Nie -odrzek³ ochryp³ym g³osem.- Nie wylali mnie.Marion czeka³a na l¹dowisku z ich rodzinnym samolo­tem.Na szczêœcie mia³a doopowiedzenia tyle plotek, ¿e nie w g³owie jej by³o przygl¹danie siê mê¿owi.Tylko raz za­b³ys³o w jej oczach zdziwienie, gdy ca³owa³ j¹ w policzek.- Mój biedaku, taki jesteœ zmêczony - ulitowa³a siê nad nim.- Chocia¿ przedtemczulej mnie ca³owa³eœ.Zagryz³ boleœnie wargi, ale udawa³ rozkapryszonego mê¿a.- Przedtem nie by³em zmêczonym biedakiem.Mia³em dzisiaj ciê¿ki dzieñ w biurze.Wiêc b¹dŸ, kochanie, dobra i wyrozumia³a, nie oczekuj ode mnie zbyt wiele.Skinê³a wspó³czuj¹co g³ow¹ i oboje wspiêli siê na sto­pnie ma³ego samolotu.Natylnym fotelu siedzia³a ich naj­starsza córka, dwunastoletnia Liza, inajm³odsza latoroœl, Mike.Liza cmoknê³a ojca w policzek i wziê³a na rêcebra­ciszka, ¿eby zrobi³ to samo.Raley zmusi³ siê i poca³owa³ syna.Wystrzelili w powietrze.Wszêdzie naoko³o samoloty odrywa³y siê od p³aszczyznyl¹dowiska.Stewart Raley spo­gl¹da³ na przemykaj¹ce pod nimi dachy podmiejskichdo­mów i zastanawia³ siê, kiedy jej o tym powiedzieæ.Po kola­cji, wtedy bêdzieodpowiednia pora.Albo nie, lepiej pocze­ka, a¿ dzieci pójd¹ spaæ.Wtedyzostan¹ na dole sami.Poczu³, ¿e ¿o³¹dek podchodzi mu do gard³a, dok³adnie tak, jak dziœ po lunchu.Czy w ogóle da radê siê zmusiæ, ¿eby jej o tym powiedzieæ?Musi.Co do tego nie mia³ w¹tpliwoœci.Musi, i to jeszcze dziœ.-.tak jakbym w ogóle wierzy³a w to, co mówi Sheila.-Marion plotkowa³a bezprzerwy.- Wiêc jej powiedzia³am, ¿e Connie Tyler nie jest taka i ¿e nie ma oczym mówiæ.Pamiêtasz, kochanie, jak w ubieg³ym miesi¹cu Connie od­wiedzi³amnie w szpitalu? No, oczywiœcie, wiedzia³am, co sobie myœli.Patrzy³a nanaszego Mike'a i w duchu powta­rza³a sobie, ¿e gdyby to Frank, a nie ty, zosta³szefem wy­dzia³u Ganimedesa i dosta³ dwutysiêczn¹ podwy¿kê, to ona mia³abyczwarte dziecko, a ja bym j¹ odwiedza³a.Wiedzia­³am, co sobie myœli, bo na jejmiejscu robi³abym dok³adnie to samo.Ale kiedy powiedzia³a, ¿e Mike tonajœliczniejszy i najzdrowszy bobas, jakiego w ¿yciu widzia³a, mówi³a szczerze.I kiedy ¿yczy³a mi piêknego dziecka w przysz³ym roku, nie mówi³a wy³¹cznieprzez grzecznoœæ: naprawdê tak myœla³a!"Pi¹te dziecko - pomyœla³ gorzko Stewart Raley.- Pi¹te!"-.w takim razie sam zdecyduj.Co mam zrobiæ z Sheil¹, jeœli jutro przyjdziez powrotem i znowu zacznie?- Sheil¹? - spyta³ z g³upia frant.- Jaka Sheil¹?Marion zniecierpliwiona potrz¹snê³a g³ow¹ znad sterów.- Sheil¹ Greene.¯ona Eda, nie pamiêtasz? Stewart, czy ty w ogóle s³yszysz, codo ciebie mówiê?- Jasne, s³onko.Mówi³aœ o mm.o szpitalu i o Connie.I o Mike'u.Wszystkos³ysza³em.A co mówi³aœ o Sheili?Teraz ca³kiem siê odwróci³a i spojrza³a na niego.Wiel­kie, zielone oczy, naktórych widok kiedyœ przepycha³ siê wœród tañcz¹cych par w stronê zupe³nienieznanej dziew­czyny, przygl¹da³y siê bacznie.Potem pstryknê³a prze³¹cz­nikautomatycznego pilota, ¿eby utrzymywa³ ich na kursie.- Coœ siê sta³o, Stewart.I tu nie chodzi o ciê¿ki dzieñ w biurze.To coœpowa¿nego.O co chodzi?- Potem.- Odwróci³ wzrok.- PóŸniej ci powiem.- Nie.Powiesz mi teraz.Nie pozwolê, ¿ebyœ siê d³u¿ej mêczy³.Wypuœci³ ca³e powietrze z p³uc i dalej gapi³ siê na domki migaj¹ce w dole.- Jovian Chemicals wykupi³y dzisiaj kopalniê Keohula.- No i dobrze.Co to ma wspólnego z tob¹?- Kopalnia Keohula - z bólem serca wyjaœni³ -jest jedyn¹ czynn¹ kopalni¹ naGanimedesie.- Ale ja.ja chyba nadal nic nie rozumiem.Stewart, pro­szê ciê, powiedz mijaœniej, i to szybko.O co chodzi?Podniós³ na chwilê wzrok i dostrzeg³ przera¿enie w jej oczach.Nie mia³apojêcia, o czym mówi, ale zawsze mia³a niewiarygodn¹ intuicjê.Zupe³natelapatia.- Po sprzedaniu, i to po dobrej cenie, kopalni Keohula, firma Solar Mineralsuwa¿a, ¿e dalsza jej obecnoœæ na Ga­nimedesie jest ekonomicznie nieuzasadniona.Dlatego li­kwiduj¹ swoje instalacje, praktycznie od zaraz.Przera¿ona Marion podnios³a rêkê do ust.-I to znaczy.to znaczy.- To znaczy, ¿e ju¿ nie potrzebuj¹ Wydzia³u Ganimedesa.Ani szefa tego¿wydzia³u [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl