[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jednak mój ojciec trzyma³ go wd³oni w takisposób jak unosi siê na wysokoœæ twarzy najwiêkszy skarb.Œmieræ przynosi mi jakieœ leki.Mo¿e po nich œpiê kilka godzin.Usypia³am prawie bez oddechu.Mundus universus exercet historionem a ja œni³am.Malowa³am autoportrety, zbyt bolesne by mog³y przetrzymaæ rzeczywistoœæ.Nie potrafi³am s³uchaæ facetów z gaciami wype³nionymi nasieniem.Instytucja¿ony jesttak¿e form¹ spowiedzi.By³o to zupe³nie niestrawne.Bol¹ mnie zêby, których nie mam.Bóle fantomowe zawsze mnie przyjemniezaskakiwa³y.„A la recherche du moi perdu”.Nigdy nie uczy³am siê francuskiego.To coœoznacza.I AM FED UP WITH PEOPLE.O.K.Na tej stronie mam ochotê zniszczyæ poprzednie.Moje obrazy istniej¹ i nigdy, nigdy do nich nie dotrê.Jak tak mo¿na by³osiebierozprzedawaæ.Jak w³asne dzieci.Walka z na³ogiem jest bezcelowa.Ka¿de dzia³anie przyspiesza rozpad lubdepresjê.Ptaki za³o¿y³y totalitarne pañstwo w ogrodzie.Dawki koki znowu zbli¿y³y siê do bolesnej liczby 350 mg.Mój krzyk zawszekoñczy siê wmomencie wyjmowania ig³y z ¿y³y.Jest to czynnoœæ heroiczna, czasamiwielogodzinna.Niema ju¿ ustalonego systemu, arterie zapadaj¹ siê niespodziewanie, s¹ opuchniête,przejrza³e.ZAMARTWICA.Lekarze tym razem s¹ jednomyœlni.Wczoraj po³knê³am ma³ego delfina.Œmieræ jest sprytna.Nie musi mnie dokarmiaæ.W nocy nie potrafiê tak¿e s³uchaæ w³asnego be³kotu.To by³a zbrodnia.To srebrny wiatr na po¿egnanie.To samotnoœæ.To koniec.To zakazane ³zy dziecka.To ja.To sen.Nie wierzê.Wypalam 80 papierosów dziennie.Tak by³o z ka¿d¹ spraw¹.Wszystko by³odoskona³e,najdoskonalsze, œmieræ jak ³agodne przytulenie d³oni kochanków, muœniêcietchnieniajaszczurki, p³atek ró¿y, chrapy konia.To by³o ¿ycie, to by³a Agonia.PRZEMIJANIE.Nawet nienawiœæ innych by³a doskona³a.Kara za umieranie.Œmierci, pomó¿, urywa mi siê w¹tek.Pojedyñczoœæ zdania.Mo¿e to tak¿e ma sens.No chodŸ ju¿ Basiu, ju¿ czas na twoj¹ dawkê koki, ju¿ organizm domaga siê jejdzia³ania.Nie mo¿esz siê d³u¿ej oci¹gaæ, bo zacznie siê zemsta cia³a i bêdziesz biedna,oj biedna,zaczniesz wystêpowaæ przeciwko sobie (jakby szprycowanie nie by³o ostateczn¹samozag³ad¹).No chodŸ, mamy tu coœ dla ciebie wyj¹tkowego.Œmieræ topodrzuci³a radosna,spróbuj, nadstaw przedramiê, podam ci to jak komuniê, niech siê spe³ni.Niechsiê zacznie.Ju¿ mi zabieraj¹ zewnêtrzn¹ warstwê skóry, podnosz¹, wype³niaj¹.Krwawe plackiprzyci¹gaj¹ ³awice leniwych much, oblepiaj¹, wysysaj¹ i odchodz¹ zaskoczone.Cofanie kadru.Jestem w raju.Tutaj nawet ziemia nie odczuwa g³odu.Sen, sen, dok¹d siê schowa³? Garœcie leków nasennych bez odliczania dawki, toju¿ i takbez znaczenia.Wyczekiwanie na krótki mrok, zapadanie siê faluj¹cych nóg,tañcz¹cych oczu.Jeszcze raz trzeba staraæ siê o ³askê zapomnienia.Czy religie s¹ doskona³ymzniewoleniem?Pierwsza panika w zwi¹zku z AIDS.Choroba zaczyna kr¹¿yæ wœród narkomanówopiatowych.Mia³am szczêœcie w tamtym wcieleniu, ¿e mnie zd¹¿y³a dopaœæ.Ciekawe co siêdzieje z Barbar¹? Czy jeszcze ¿yje? By³a taka chora.Jest mi stale zimno.Stare lesbijki ju¿ mnie nie ogrzewaj¹.S¹dzê, ¿e nikt wtej chwili nieodwa¿y³by siê do mnie przytuliæ.Pieni¹dze na narkotyki by³y kwesti¹ zasadnicz¹.By³am zdecydowana na wszystko.Kradzie¿e, prostytucja, szanta¿.Morderstwo? Nie, nie zabi³am drugiegocz³owieka w sposóbogólnie pojmowany.Jest to kwestia moralna samobójstwa.Zatar³y mi siê nerki.Cewnikowanie jest niewygodn¹ operacj¹, lecz czasamitrzeba siêwysikaæ.Tak po prostu.Dlaczego narkotyki tak wyniszczaj¹? Dlaczego nie ma takich, które nie zabieraj¹zdrowia,duszy, umys³u, kariery, mi³oœci?! Dlaczego potrzeba ich coraz wiêcej i wiêceja¿ doniewyobra¿alnych œmiertelnych dawek, które ju¿ nie uœmiercaj¹? Ile razy mo¿naunicestwiæsiê ostatecznie? Raz.Jak dobrze, ¿e wokó³ nie ma nikogo; tych oszukuj¹cych ka¿dym gestem, s³owem,uœmiechem, drgnieniem d³oni.Oni boj¹ siê bardziej ni¿ ja; boj¹ siê wszystkiego– szefa,podw³adnego, ludzi na ulicy, przyjació³, mê¿a czy ¿ony, rodziców.S¹ tak samozniewoleni!!!!!!To ja, ja przypominam im swoim wygl¹dem dawne winy, rozj¹trzam sumienia,pora¿amzmys³y, zmuszam do przypominania, ¿e istnieje z³o, które gdzieœ g³êboko tli siênierównymp³omieniem w nich samych.Nawet œmieræ jest zak³amana.Spali³am pluszowego misia.Uda³o mi siê to.Codziennoœæ, która nie istnia³a.Zapomnia³am alfabet.Teraz oczywiœcie znamlitery, alewtedy trudno mi by³o zebraæ myœli w dojrza³y owoc, w okreœlony porz¹dek rzeczy,w rytmKosmosu.D³onie by³y nieporadne, zatacza³y koliste elipsy.Jak nadaæ kszta³t czemuœ, co przelewa siê przez palce, przebiega skurczem przeznerwy,nie ciecz, nie cia³o sta³e.Nic, co mo¿na by ujarzmiæ.Pe³na koncentracjaczynnoœci wmomencie podawania zastrzyku.Setki impulsów nerwowych zaprzêgniêtych dotytanicznejpracy.Malowa³am transformacje robaczków, palcami na œcianie pokoju lub na zewn¹trzdomu.„Pijane robaczki” – tak nazwa³am cykl obrazów.Wszystko inne sta³o siêbezimienne,wypada³o.Nowe obrazy sta³y siê wydarzeniem, po³¹czone z tajemnic¹ umierania i¿ycia.Kokaina ju¿ mnie nie podnieca³a, dawa³a otêpienie, nawet przyjemne, z bezw³ademcia³a.Wysy³am obrazy w Galaktykê.Mia³y wysok¹ cenê, Okupowano mój ogród.Grupapocz¹tkuj¹cych æpunów.Naiwni, uwa¿ali mnie za swego przewodnika.Mia³am ochota zwi¹zaæ siê z nimi za rêkê i skoczyæ w przepaœæ.Tylko tam mog³amichzaprowadziæ.Ginê³am codziennie jak motyl.Nie pamiêtam momentu przechodzenia.Zmala³am od pierwszego zastrzyku koki 5 cm.Œmieræ przynios³a magnetofon i kasety.Mogê s³uchaæ muzyki.To dobrze.Nie jesttutaj taktragicznie.Nadmiar tragicznoœci zawsze odwraca twarze.Sperma, robaczki, paj¹ki poluj¹ce w sieci na muchy, codziennoœæ bez stanutrzeŸwoœci,brak oddechu.Reanimowano mnie kilka razy.Œmieræ kliniczna niczym nie ró¿nisiê od snu.Uwierzcie mi.Przy dawce 500 mg kokainy nie potrafi³am zbli¿yæ siê domê¿czyzny.Niewpuszcza³am.Cholera, zniszczê to.Niech œmieræ martwi siê sama.Niech mniezabiera w tejsekundzie.Pieprzê jej darowane 10 dni.Eutanazja.Zaczê³am ¿ebraæ.Jako pierwsza wœród m³odych ludzi.Teraz wiem, ¿e ci z AIDSchodz¹ ztabliczkami.Wyzwalanie litoœci dla modl¹cych siê.A jednak nie chcia³ampope³niæsamobójstwa, dopóki œmieræ nie stanê³a w drzwiach i krzyknê³a: – Dosyæ!Nie dojdê do kresu œmierci w³aœciwej.Wyznaczy³am sobie inn¹ datê.W pozosta³oœciach ludzkiej formy pozosta³ umys³, ostatnia funkcja,najsilniejsza, którazanika najpóŸniej.Pokrêtnie rozumuj¹cy, zabiegany przeliczaniem dolara nakokê, nie maj¹cyczasu na oczyszczanie, zagro¿ony wizj¹ zag³ady œwiata.Hej, wy wszyscy którzy pragniecie byæ æpunami.Tam w g³êbokiej podœwiadomoœciduszyludzkiej jest wpisana tendencja do bycia na³ogowcem.To ukryty gen przekazywanyprzezstulecia, który w sprzyjaj¹cych warunkach zaczyna dzia³aæ.Nagle spostrzegasiê, ¿e inaczejpopija siê alkohol.Leki przy drobnych bólach same znajduj¹ siê w d³oni.Senprzychodzidopiero po trzykrotnie zwiêkszonych dawkach ni¿ przepisa³ lekarz.A pewnegodnia trafia siêna opiaty czy halucynogeny.I nie mo¿na bez nich ¿yæ.Oto jest narkomania.Szukacie winnych: dom rodzice, szko³a.A winnych nie ma, NIE MA, po prostu nieistniej¹.To my sami chcemy byæ na³ogowcami, chcemy siê uzale¿niæ, zniewoliæ,zamkn¹æ wob³êdzie.Witajcie moje krwawe dzieci: jeden zastrzyk, jeden kop i lawina toczysiê.A bunt Basiu na zniewolenie? No, co ty na to? A brak mi³oœci? Co ty na to? Ju¿nic, Basiu,ju¿ tylko œmieræ.Przespa³am kilka miesiêcy w przekonaniu, ¿e nie ¿yjê.By³am taka lekka, ¿ewiatr unosi³mnie 40 cm nad ziemi¹ i nie musia³am chodziæ na opuchniêtych stopach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Barbara Elsborg Summer Girl, Winter Boy [EC Bre
- Barbara Hambly [Benjamin Janu The Shirt on His Back (epub) id
- Barbara Wood Green City in the Sun (epub) id
- Barbara Cartland A Call of Love [Pink 101] (epub
- Barbara Cartland The Magic of Love [BAN 59, Eter
- Barbara Dunlop A Secret Life [HHM 10] (epub) i
- Barbara Cartland The Love Pirate [BAN 70, Eterna
- Cartland, Barbara Bleib bei mir, kleine Lady
- Becnel Rexanne Pogromca serc
- Rushdie Salman Sztanskie wersety
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- radom.pev.pl