[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Hej – powitał go Michael, patrząc w skupieniu, jak Carson pieczołowicie przykleja skrzydło.– Jak się macie? – odpowiedział Chase, ale chłopcy już nie zwracali na niego uwagi.Prawdopodobnie nie zauważyli również, że za oknem rozszalała się burza.Właśnie rozległ się tak potężny grzmot, że cały dom zadrżał, a po chwili z góry dobiegł płacz obudzonej Emilki.Słysząc to, Carson mruknął coś pod nosem i zamknął buteleczkę z klejem.– Udało mi się położyć ją spać dopiero pół godziny temu – powiedział do Chase’a, zerkając na zegarek.Chase stanął jak zmrożony, z kubkiem kawy uniesionym d o ust.W głowie zaświtało mu straszliwe podejrzenie.Co prawda, kiedy wychodził rano, Maggie ślęczała nad jakimiś rachunkami jęcząc marudnie, że nigdy w życiu tego nie skończy.Kiedy więc wrócił na farmę, był pewien, że ona jest w domu.Zwłaszcza przy takiej pogodzie.– Gdzie jest pani McKenna?Carson odłożył klej, wstał i ruszył w stronę schodów, nie zwracając uwagi na pełne oburzenia krzyki Michaela.– Och, wyszła około południa.Chciała sprawdzić tę pompę, która znowu przecieka – dodał, spoglądając przez okno ze zdziwioną miną, jakby dopiero teraz zauważył, co się dzieje na dworze.Jedynie to, że Michael przyglądał mu się z zaciekawieniem, zmusiło Chase’a do zachowania spokoju.Wypił łyk kawy i odstawił kubek.– Chyba podjadę tam i sprawdzę, czy nie trzeba jej pomóc.Dacie sobie radę do naszego powrotu?– Jasne – pośpieszył z odpowiedzią Michael, a Carson pokiwał głową.– No dobrze, zostańcie i nie wychodźcie z domu.– Chase zawahał się przez chwilę.– Nie przejmujcie się, jeśli nie wrócimy od razu.Być może trzeba będzie przeczekać burzę, dobra?Carson znów skinął głową, a Chase otworzył drzwi i wyszedł na dwór.Okazało się, że przez ten krótki czas, kiedy był w domu, siła wiatru bardzo wzrosła.Porywiste podmuchy z pasją targały jego włosy i szarpały ubranie.Ogarnął go lęk, że Maggie jest zupełnie sama, zdana na łaskę żywiołów.Ruszył pędem do samochodu, ale jeszcze nie zdążył zbiec ze schodów, kiedy potężna błyskawica rozświetliła podwórze.Odgłos grzmotu dochodził dokładnie z tego kierunku, gdzie powinna znajdować się, Maggie.Chase zaklął głośno i wsiadł do samochodu.Jeszcze przed chwilą Maggie siedziała skulona, a deszcz spływał strugami po jej twarzy i wsiąkał w ubranie, gdy nagle nie wiadomo skąd pojawił się Chase i schwycił ją w objęcia.Skąd się tu wziąłeś?! – zawołała, nie posiadając się ze zdumienia i próbując przekrzyczeć odgłosy szalejącej burzy.– Przypadkiem tędy przejeżdżałem – mruknął sarkastycznie Chase.– Nic ci nie jest?– Chase.ja.– Bałem się, rozumiesz?! – krzyknął.– Powiedz wreszcie, czy nic ci się nie stało.– Nic, wszystko w porządku.Ja też się bałam.Chase przycisnął ją mocniej do siebie, a ona objęła go rękami za szyję i przylgnęła do niej mokrym policzkiem.Tak bardzo ucieszyła się z jego przyjazdu, że nie była w stanie nic powiedzieć.Chase nie dopytywał o nic więcej, tylko wziął ją na ręce i zaniósł do samochodu z taką łatwością, jakby ważyła nie więcej niż Emilka.Był taki silny, ciepły i w jego ramionach Maggie czuła się jak w niebie.Usadowił ją na siedzeniu i sam szybko wskoczył do środka.Włączył silnik i nastawił maksymalnie ogrzewanie.– Na pewno nic ci nie jest?Jego oczy w mrocznym wnętrzu samochodu wydawały się prawie czarne.Maggie była doszczętnie przemoczona i szczękała zębami, dlatego też mogła jedynie skinąć głową.– Musimy przejechać kawałek, wtedy powietrze wewnątrz auta szybciej się nagrzeje.Potem zatrzymamy się, bo trzeba będzie jakoś cię osuszyć – mówił, wpatrując się w przednią szybę, zalewaną strugami deszczu i usiłując odnaleźć drogę w grząskiej, błotnistej mazi.Po kilku ciągnących się jak wieczność minutach dotarli na szczyt pagórka.Chase zatrzymał samochód, zaciągnął ręczny hamulec i wyłączył silnik.Spojrzał na Maggie, która coraz bardziej drżała, a woda wciąż kapała z jej włosów.Chase zaklął pod nosem i zaczął zdejmować z siebie koszulę.– Co ty sobie, do cholery, wyobrażałaś? – zawołał.– Przecież powiedziałem, że zajmę się tą pompą po powrocie.Maggie czuła, że robi jej się cieplej, nie była tylko pewna, czy to na widok nagiej piersi Chase’a, czy też z powodu gniewu w jego głosie.– Mów.mówiłeś, że nie bę.nie będzie cię przez ca.cały dzień.Lucerna mu.musi mieć wodę.– No tak, teraz ma jej do cholery i trochę.– Nie klnij – upomniała go Maggie odruchowo.Nie rozumiała, dlaczego Chase jest taki zły, i trochę zaczynało ją to męczyć.Była zmarznięta, przemoczona i nie miała najmniejszej ochoty wysłuchiwać jego wrzasków.Mimo wszystko starała się zachować spokój.– A w ogóle, dlaczego tak wcześnie wróciłeś?– Bo załatwiłem wszystko wcześniej, niż myślałem – warknął Chase.Wziął koszulę do ręki, odwrócił się do Maggie i zaczął ją wycierać.Maggie chciała odepchnąć jego rękę, ale nie miała na to siły.– O co ci chodzi? Czego ty właściwie ode mnie chcesz? – wrzasnęła z całej siły.Czuła, że dłużej tego nie wytrzyma, ani jego złości, ani tego, że jest tak blisko.– O nic! Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego musiałaś tu przyjechać i tak głupio się narażać, w sytuacji, kiedy.W samochodzie zrobiło się nagle tak jasno, jakby ktoś skierował tam potężny reflektor.Oboje obejrzeli się w samą porę, by zobaczyć, jak piorun uderza prosto w budkę, w której Maggie znajdowała się jeszcze parę minut temu.W rozdzierającym huku grzmotów Maggie popatrzyła na Chase’a i zobaczyła, że jego twarz stała się szarozielona.Nagle poczuła, że to wszystko jest ponad jej siły, i rozpłakała się Próbowała się jakoś uspokoić, zatykając dłonią usta, jakby chciała wepchnąć szloch z powrotem do gardła.Strugi ciepłych łez spływały jej po policzkach, łącząc się z zimnymi kroplami deszczu.Chase przytulał ją i mocno obejmował, jakby obawiał się, że nagle zniknie.– Maleńka, nie płacz – wyszeptał.Maggie przylgnęła do niego z urywanym szlochem, wtulając się w jego ciepłe ciało, które dawało jej schronienie.– Tak bardzo się bałam – wyjąkała drżącym głosem i żeby się uspokoić, przycisnęła wargi do zagłębienia szyi Chase’a.Miała nadzieję, że dzięki temu przestanie się tak trząść.– Ja też – przyznał Chase i zaczął kołysać ją delikatnie, jakby była maleńkim dzieckiem.Słyszała równe, silne bicie jego serca.Nie wiedziała, jak długo to trwało, aż wreszcie Chase zwolnił uścisk i wyprostował się tak, żeby na nią spojrzeć.Ujął jej twarz w obie dłonie i patrzył na nią oczami jak polerowane szmaragdy, a potem szorstkimi palcami próbował niezgrabnie otrzeć resztki łez z jej pobladłych policzków.– Gdyby coś ci się stało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl