[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Z pewnością obejrzałeś ją z najwyższą starannością.- Zawsze to robię, gdy ktoś nachalnie usiłuje coś mi wcisnąć.George należał do tych tchórzliwych w gruncie rzeczy ludzi, którzy własną bezczelność mylą ze stanowczością.Dlatego w chwili, gdy dosłyszał w głosie Jasona ledwie zawoalowa-ną groźbę, natychmiast darował sobie dalsze naciski.- Czy będziemy renegocjować cenę sprzedaży po tym, jak dostrzegłeś jej zaniedbanie, a do tego w jej murach spotkały cię przykrości?- Jestem gotów zaakceptować pierwotnie ustaloną sumę, pod jednym wszakże warunkiem: znajdziesz przyzwoite miejsce zamieszkania dla swoich sióstr.George badawczo wpatrywał się w swoje paznokcie.- Cóż tobie do tego, gdzie one mieszkają? - spytał.W rzeczy samej, pomyślał Jason.Cóż go to obchodziło?Przed oczami ponownie jednak stanęła mu krucha Helen Mar-lowe w znoszonej sukni.Mimo brzydkiej odzieży i rozpuszczonych włosów, mimo dramatycznego zakłopotania, z jakim wyjawiała mu, że przyjdzie jej zamieszkać przy Rowan Walk, Helen emanowała dyskretną dumą.a także pełnym gracji uporem.Jason przypomniał sobie rumieńce, które za jego sprawą ubarwiły alabastrową cerę.Poczuł przypływ satysfakcji: udało mu się wprawić Helen w zakłopotanie.Helen Marlowe była zaniedbana, bo jej brat okazał się człowiekiem słabym i samolubnym, a na dodatek nie potrafił zapanować nad zachciankami ladacznicy, którą poślubił.Jason zastanawiał się, jak Iris Kingston poradziłaby sobie w wychłodzonym domu, w cienkiej, bawełnianej sukni.Ciekawiło go, czy potrafiłaby przezwyciężyć głód - Helen wyglądała tak, jakby żywiła się wyłącznie okruchami.Jason miał niebywałą ochotę wypomnieć to wszystko niedbałemu opiekunowi, lecz ograniczył się tylko do kilku zimnych słów.- Nie pozwolę, by ludzie myśleli, że jestem w jakikolwiek sposób odpowiedzialny za eksmisję dwóch zacnych kobiet na Rowan Walk - oznajmił.- Na wypadek gdyby ludziom przyszło do głowy, że jesteś, jakby to ująć, szczególnie zainteresowany jedną z nich? A może obiema?Jason wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu.- Moje utrzymanki zawsze mogą liczyć na godne warunki życia - wycedził.- Pozwól sobie jednak powiedzieć, że ekspediowanie własnych sióstr do tak niegodnej okolicy jest w najwyższym stopniu obrzydliwe.- Jestem pewien, że twoja opinia na mój temat nikogo nie obchodzi.- Jesteś pewien? Ciekawe.- Jason uśmiechnął się pogardliwie i odwrócił do wyjścia.- Pozwolę ci wrócić do kolacji.i żony - powiedział, lecz na korytarzu ponownie się zatrzymał.- Pani Marlowe była sama, gdy ją odwiedziłem.Nie widziałem twojej młodszej siostry, Charlotte.Ile teraz ma lat?George sprawiał wrażenie zaskoczonego tym pytaniem.- Charlotte skończyła dziewiętnaście lat.Jest naprawdę piękna.- Nie wątpię - przerwał mu Jason oschle.Przez chwilę milczał, rozkoszując się niepokojem George a.- Bez obaw, dokonałeś trafnego wyboru.Przysłałeś do mnie odpowiednią osobę.Gdy drzwi się zamknęły za Jasonem, George jeszcze przez chwilę patrzył na nie zdezorientowany.Nie od razu skierował się do jadalni, aby zjeść spóźnioną kolację.Ponownie sięgnął po karafkę i nalał sobie jeszcze jeden kieliszek brandy.Ze zmarszczonym czołem i dłonią wepchniętą głęboko do kieszeni podszedł do paleniska, przed którym znieruchomiał, zapatrzony w rozżarzone węgle.Potem uniósł głowę i skierował wzrok na lustro, zawieszone nad kominkiem.Kąciki jego ust zadrżały i powoli uniosły się ku górze.Po chwili na twarzy George’a wy-kwitł szeroki uśmiech.Mężczyzna podniósł kieliszek w kierunku własnego odbicia i jednym łykiem wypił cały koniak.- On nie daje za wygraną, proszę pani.- Betty westchnęła z rezygnacją, stając na progu salonu.Helen podniosła wzrok znad długiego rachunku od pana Drovera.Sklepikarz z samego rana osobiście dostarczył go swoim klientkom.Zawierał nie tylko szczegółowe wyliczenie zaległości, ale i wyraźne żądanie zapłaty za wszystkie dostarczone dotąd artykuły.Zerknęła na dopisek, sporządzony wielkimi literami: wierzyciel zapowiadał, że wróci jeszcze dzisiaj przed wieczorem.Helen szczerze wątpiła, by były to czcze pogróżki.- Och, na litość boską! - wykrzyknęła z irytacją.- Czy wszystko musi być na mojej głowie?Betty rozsądnie darowała sobie odpowiedź na to z gruntu retoryczne pytanie.Helen gwałtownie odepchnęła od siebie papiery, spoczywające na stole, i zerwała się na równe nogi.Popatrzyła na Charlotte, która podniosła głowę znad haftu, zaniepokojona gwałtowną reakcją siostry.Znudzona pracą Charlotte odłożyła robótkę i podreptała za siostrą do holu.Jakakolwiek odmiana, nawet potencjalnie nieprzyjemna, była ciekawsza od codziennej monotonii i pozwalała choć na moment nie myśleć o głodzie, a raczej o jedzeniu.Helen podes2ła do uchylonych drzwi wejściowych, przy których ujrzała nieznaną sobie twarz.Jednym mocnym szarpnięciem otworzyła drzwi na oścież i popatrzyła na brudnego, zalatującego potem jegomościa.- Posłuchaj, dobry człowieku, moja pokojówka wyraźnie powiedziała ci, że nie zamawiałyśmy żadnej dostawy - oznajmiła głośno.- Trafiłeś pod niewłaściwy adres.- Nie, wcale nie.- Ależ tak, przecież mówię! - Helen traciła cierpliwość i teraz prawie krzyczała.- Nawet nie mam rachunku w twoim składzie.Żegnam.- Dostawa i towar opłacone.Gdyby nie była tak podenerwowana, pewnie by się uśmiechnęła.- W takim wypadku, te worki - wskazała palcem węgiel - z całą pewnością nie należą do mnie.Wracaj do swojego magazynu i sprawdź dokładnie zamówienia.Dostawca wepchnął do kieszeni wybrudzoną czarnym miałem rękę i wyciągnął kartkę papieru, którą podsunął Helen.Poczuła pylisty, ciepły odór szorstkich palców robotnika.- Co tu niby pisze? - spytał.Helen pochyliła głowę, aby skupić się na nabazgranym adresie.- Rzeczywiście, tu jest napisane, że dostawa ma dotrzeć do Westlea House, ale z pewnością istnieje jakiś inny West-lea House.- Nie w tej okolicy.- Dostawca postukał palcem w kartkę, przyprószając ją czarnym pyłem.- Tak pisze.Pani sprawdzi.W umyśle Helen nagle zaświtała pewna zupełnie nadzwyczajna myśl.Kobieta wzięła kartkę do rąk i uważnie ją przejrzała w poszukiwaniu wskazówek.- Czy tę dostawę zlecił pan Kingston i czy on ją opłacił ze swojego rachunku? - spytała wprost.- Może i tak, ale nie z rachunku.Kasjer wziął gotówkę.- Dostawca uśmiechnął się od ucha do ucha.- Tak jest zawsze najlepiej.Nikt o nic nie pyta, nikt nie musi nic mówić.Gdzie to położyć? Fura roboty przede mną, rozumie pani.- Przyjechał George - wyszeptała Charlotte stojąca za plecami siostry.- Bez wątpienia poczuł się tak hojny i wielkoduszny, że musiał zjawić się osobiście.Poza tym pewnie chciał sprawdzić, czy węgiel już dotarł na miejsce.Helen oderwała wzrok od oblicza węglarza i spojrzała na elegancki powóz, który zatrzymał się za wozem, wyłożonym pękatymi workami.- I sprawdził - mruknęła ze zdumieniem i roześmiała się cicho, radośnie.Brat nigdy wcześniej nie skalał rąk przyniesieniem im choćby jednej szczapy lub torby herbaty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Clark, Mary Higgins Weil deine Augen ihn nicht sehe
- Clark Higgins Mary i Carol Przybierz swoj dom ostrokrzewem
- Clark, Mary Higgins Denn niemand hoert dein Rufen i
- Clark, Mary Higgins Das Haus auf den Klippen
- Clark, Mary Higgins Und morgen in das kuehle Grab i
- Clark, Mary Higgins Sieh dich nicht um
- Clark, Mary Higgins Mein ist die Stunde der Nacht i
- Clark Higgins Mary Dwa slodkie aniolki
- Clark Higgins Mary Jestes tylko moja
- Clark, Mary Higgins Der Mord zum Sonnntag
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- miguel.keep.pl