[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szybka Wiewiórka musiała bardzo przypominać Małą Stopę z okresu, kiedy Jean spłodził z nią Gastona.Nie trudno było zrozumieć, dlaczego młodszy z braci uległ; jaki mężczyzna oparłby się tak naturalnemu, nieskrępowanemu podejściu? Na pewno nie żądny kobiet mężczyzna z tego początkowego okresu Luizjany.Na pewno nie hulaka, który z nie jednego pieca jadł chleb.Cóż, niech Rene odpowiada na jawne zakusy Szybkiej Wiewiórki.Cóż jej do tego? To powinno mu pozwolić zaspokoić męskie potrzeby bez rzucania się w zimne wody Zatoki.Cyrene miała tylko nadzieję, że żaden mężczyzna nie przybył tu przed nim i nie obdarzył dziewczyny chorobą.Szkoda, gdyby kariera Rene jako hulaki została przerwana w połowie.Cyrene zdumiała się zjadliwością własnych myśli.Nie miała nic przeciwko Szybkiej Wiewiórce, w istocie zawsze ją lubiła.Czasami zazdrościła indiańskiej dziewczynie wolności i nieskrępowanego zachowania, ale nie miała powodu, by podejrzewać ją o swobodne obyczaje.Napięcie ostatnich tygodni zaczynało wywierać wpływ na nerwy Cyrene, to wszystko.Zapowiadał się łagodny dzień.Emanujące ze słońca ciepło rozeszło się wokół.Złagodziło wiatr z południa, wydobywając niesiony przez niego zapach soli, traw i kwiatów z dalekich wysp, pokonując jednocześnie chłód nocy.Ukazały się paliki zarzuconych w morzu sieci, a indiańskie dzieci zaczęły radosne gonitwy.Ciepło wyciągnęło też kapitana Dodswortha ze statku na plażę, gdzie miały się odbyć negocjacje handlowe.Powiedział, że ufa, że Bretonowie ocaląjego skalp, a na brzegu było przecież przyjemniej niż w jego dusznych, zagraconych kajutach.Nikt się jednak nie dał nabrać.Kapitan sądził najwyraźniej, że obecność Choctawow spragnionych angielskich towarów sprawi, że Bretono-wie szybko przyjmą warunki Dodswortha.Wkrótce przekonał się, że sytuacja przedstawiała się inaczej.Indianie momentalnie przejrzeli jego grę, a wspomaganie wroga kosztem przyjaciół nie leżało w ich zwyczaju.Zajmowali się własnymi sprawami, ledwo zwracając uwagę na przybysza z Rhode Island, udając, że nie widzieli noży, które porozkładał tak, by ostrza lśniły w słońcu, ani paciorków, którymi machał w ten sposób, że tańczyły tęczowymi kolorami.Obojętność Indian wkrótce zaczęła działać na korzyść Francuzów.Towary rozłożono, indygo sprawdzono i zważono, po czym rozpoczęły się właściwe targi.Bracia Bretonowie i kapitan zaczęli dyskutować, mniej lub bardziej dobrodusznie, składając oferty i kontroferty, dokonując obliczeń na piasku.Gaston i Cyrene przyglądali się, dorzucając niekiedy komentarz, chociaż co pewien czas młodzieniec tracił cierpliwość, odchodził, by poflirtować z młodymi Indiankami, i dopiero wtedy wracał.Kapitan Dodsworth mówił, ściągał perukę, by przesunąć palcami po włosach, po czym mówił dalej.Posłał ludzi na statek po beczułkę rumu, a potem, kiedy Bretonowie uparcie zachowywali trzeźwość, zagroził z wściekłością, że sam wróci na pokład.Mimo to targi trwały nadal.Rene przysiadł się do Pierre’a i Jeana, uważnie śledząc przebieg negocjacji.Od czasu do czasu zadawał pytanie.Początkowo Bretonowie udzielali mu roztargnionych odpowiedzi, jednak handel był dla nich poważną rzeczą, toteż kiedy stawki poszły w górę, zaczęli tracić cierpliwość i odpowiadać mniej sympatycznie.W końcu Rene, zaniepokojony, że może narażać braci na niebezpieczeństwo, wstał i odszedł powolnym krokiem w stronę plaży.Cyrene patrzyła, jak odchodził, ale nie ruszyła się z miejsca, co pewien czas podając jednemu z braci żądaną sumę lub wskazując na braki w jakości prezentowanych towarów.Na koniec targi stały się sprawdzianem woli i wytrzymałości, w niewielkim stopniu opierającym się na faktach i liczbach, mało atrakcyjnym dla obserwatorów.Kiedy sytuacja zaczęła wyglądać tak, że możliwe stało się już tylko zerwanie lub ostateczna kapitulacja kapitana, Cyrene wstała i odeszła.Tego ranka widziała Małą Stopę tylko przelotnie, a zeszłego wieczoru nie było czasu na właściwą wymianę pozdrowień i nowin.Ponieważ Choctawowie przywiązywali wielką wagę do tego typu form grzeczności, Cyrene skręciła w stronę okrągłego szałasu z gałęzi, kory i liści palmowych, do którego, jak wcześniej zauważyła, weszły Mała Stopa z córką.Stanąwszy przed szałasem zawołała cicho Małą Stopę.Wewnątrz rozległ się szmer, a potem coś jakby szept i szuranie.Po chwili w małym otworze wejściowym pojawiła się Mała Stopa.Miała zarumienioną twarz, ale powitała Cyrene powściągliwie:- Córko domu ojca mego syna, twój widok sprawia mi radość.Zgodnie z obyczajem Choctawów, Mała Stopa nie wymieniała imienia kochanka ani męża.Cyrene zaakceptowała to, podobnie jak fakt, że Mała Stopa uważała ją za adoptowaną córkę Bretonów.Początkowo dziewczyna usiłowała cierpliwie tłumaczyć, że Jean i Pierre nie byli z nią spokrewnieni, ale Mała Stopa nie chciała tego przyjąć do wiadomości.Skoro Cyrene nie była żoną ani kochanką Bretonów, musiała być córką; nie istniała inna kategoria.- Mam nadzieję, że widzę cię w dobrym zdrowiu - odparła Cyrene.Mała Stopa odpowiedziała twierdząco, po czym nastąpiła wymiana podobnych grzeczności.Zapadła cisza.Cyrene czekała, aż zostanie zaproszona do szałasu na poczęstunek.Podobny wyraz gościnności funkcjonował jako obowiązkowa uprzejmość.Odmawiano go tylko znienawidzonym wrogom.Mała Stopa milczała.Zrobiła żałosną minę, oblała się rumieńcem wstydu, wyłamywała sobie palce, ale milczała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl