[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero wtedy twoja magia się urzeczywistni.Ale ostrożnie: czasami ktoś może kątem oka wychwycić prosty czar.– Kelpie mrugnął porozumiewawczo.Kaye skinęła głową.–Wytwarzanie magii składa się z dwóch etapów: koncentracjii uwolnienia.Wiele osób nie potrafi zrozumieć tego ostatniego.– Kelpiezamilkł na moment, po czym ciągnął: – By wytworzyć magię, musisz najpierwskupić się na tym, co zamierzasz zrobić, a następnie uwolnić energię i zaufać,że wykona zadanie.A teraz zamknij oczy i wyobraź sobie otaczającą cięenergię… Na przykład w postaci pierścienia na palcu.Dodaj szczegóły: złotąobrączkę, oczko, jego kolor, stopień przejrzystości, sposób, w jaki odbijaświatło… Otóż to.Dokładnie tak.Kaye gwałtownie otworzyła oczy, słysząc okrzyk Corny'ego:–Kaye! Ty naprawdę masz pierścień na palcu! Prawdziwy.Widzę go!Istotnie, na wskazującym palcu tkwił pierścień, dokładnie taki, jaki sobie wyobraziła: ze srebrną obrączką uformowaną w sylwetkę dziewczyny ze lśniącym szmaragdem w otwartych ustach.Obejrzała go pod światło.Wydawał się absolutnie prawdziwy.–A jak można odczynić czar? – zapytała.Kelpie odrzucił do tyłu głowę i zaśmiał się, mimo ciemności błyskając białymi zębami.–Co takiego zrobiłaś?–Zaczarowałam kogoś, żeby… żeby mnie lubił – powiedziała cicho.Corny zerknął na nią, zdziwiony i nieco rozgniewany.Miał jej za złe, że nie powiedziała mu wszystkiego.Kelpie wyszczerzył zęby i mlasnął.–Musisz zdjąć z niego czar w taki sam sposób, w jaki zdjęłabyś z siebieczar iluzji.Poczuj pajęczynę swojej magii, a potem wyciągnij rękę i zerwij ją.Możesz poćwiczyć na pierścieniu.Kaye skoncentrowała się, pozwalając energii wirować wokół siebie, w sobie.Miała wrażenie, że z każdym uderzeniem serca przelewa się przez nią fala.***Gdy jechali z powrotem, wskazała wzgórze.–Spójrz na te światła.Ciekawe, kto tam jest.–Nic nie widzę.– Corny popatrzył badawczo na twarz Kaye w lusterku.Wzgórze Cmentarne było rozległym wzniesieniem, od strony autostrady zakończonym stromym zboczem.Po tej stronie nie było grobów ani pomników, a zimą dzieciaki wesoło zjeżdżały tu na minkach, układając na mogiłach sterty niepotrzebnych rękawiczek l szalików.U stóp jednego z łagodnych zboczy stało opuszczone mauzoleum, którego budowę doprowadzono tylko do połowy.Miało dwa piętra, lecz było pozbawione dachu.Górną kondygnację porastały karłowate drzewka i winorośl.Dookoła stały dziesiątki grobowców i pomników.–Myślisz, że może tam rezydować Niesforny Dwór? – zapytała cicho Kaye.–Chcę go zobaczyć.Corny wjechał na cmentarz.Zaparkowali przy zniszczonej brukowanej ścieżce.Czekając, aż Corny wysiądzie i otworzy jej drzwi, Kaye spojrzała przez tylną szybę na skaczące ogniki.–To na sto procent są skrzaty – powiedziała.–Ja nic nie widzę – nieco histerycznym tonem odparł Corny.Kaye ruszyła za ognikami, przyglądając się, jak płoną i zmieniają kształty, podążając o kilka kroków przed nią, zbyt blisko, by mogła je dobrze zobaczyć.Przyspieszyła, skrzypiąc butami po zmarzniętej trawie.Ogniki były tak blisko, że gdyby wyciągnęła rękę, mogłaby któryś pochwycić…–Kaye! – wrzasnął Corny.Odwróciła się.– Nie zostawiaj mnie tutaj, do cholery! Chcesz, żebym do końca życia się zastanawiał, czy jestem świrem?–Nie zostawiam cię! Próbuję dogonić ognik!Niespodziewanie nastąpiła niewiarygodna eksplozja świetlików przeskakujących między koronami drzew.Musiało już być dobrze po północy, a do tego pora roku zbyt późna na te owady: był koniec jesieni, a zlodowaciałe opady deszczu mroziły trawę pod stop; Mimo to świetliki skakały wokół nich, lśniąc przez długą chwile, a następnie znikając, by znów się pojawić.Kaye przyjrzała im się dokładnie.Były maleńkie, skrzydlate, nawet mniejsze od tych, któro kiedyś łapała.Jeden, przelatujący blisko, wyszczerzył zęby.Kaye pisnęła.–Co jest? – zapytał Corny.–To nie owady… to małe, wredne skrzaty.Corny puścił dłoń Kaye i usiłował schwytać świetlika, ale ten zdołał mu umknąć.–Nic nie widzę.To są te światełka, które widziałaś z drogi? Pokręciła głową.–Nie.Tamte były większe.Corny przykucnął, wypuszczając z ust obłoczki białej pary.–A teraz je widzisz? Pokręciła głową.–Lutie wspominała, że wejście wygląda jak lata brązowej trawy, alewłaściwie całe to wzgórze jest teraz brązowe.–Może w tym miejscu w ogóle nie ma już trawy.Kaye przyklękła obok Corny'ego i przyłożyła ucho do ziemi.Usłyszała cichą muzykę.–Posłuchaj.Zbliżył się do niej i także przytknął ucho do ziemi.–Muzyka – powiedział.– Coś jakby dudy.–Piękna – zauważyła Kaye, uśmiechając się, nim sobie przypomniała, że miejsce, do którego próbują wejść, nie jest przyjemne.–Obejdźmy wzgórze dookoła i poszukajmy dziwnie wyglądającej łaty.– Corny podniósł się z ziemi i czekał, aż Kaye ruszy.Na cmentarzu panowała nienaturalna cisza.Księżyc też wyglądał nienaturalnie: był pełniejszy i większy niż kiedy ostatnio mu się przyglądała, jakby go kłoś nadmuchał.Kaye znów pomyślała o słońcu, które wykrwawia się na śmierć, gdy księżyc spija jego światło.Nowsze, granitowe nagrobki, wypolerowane niczym lustra, odbijały wizerunki przebiegającej dwójki.Starsze, wykonane z bladego mlecznego marmuru, bielały w ukrywającym plamy blasku księżyca jak włosy Roibena w świetle jarzeniówek.–Hej, a to? – Corny wskazał łatę, na której trawa zdawała się mieć innyodcień.Przykląkł obok i odgiął róg, jakby to było powalane ziemią wejście do namiotu.Zajrzał do środka.–Nie – powiedziała Kaye.– Muszę iść sama.–Ja też chcę to zobaczyć! – zaperzył się chłopak.– Powiedziałaś, że mnie nie zostawisz.–Przypuszczam, że nawet dla mnie nie jest to bezpieczne.Wrócęnajszybciej, jak się da.– Kaye dala nura do wnętrza nory.– Obiecuję.Muzyka dud zdawała się teraz głośniejsza, a oprócz niej nocną ciszę wypełniały narastające odgłosy śmiechu.–Baw się dobrze – burknął Corny, gdy Kaye ruszała w kierunku, z któregodobiegała melodia.Rozdział 7Słuchając, jak uwięziona cykada Wygrywa swą tragiczną pieśń Na zimnym granicie wzgórzaLouise Bogan Men Loved Wholly Beyond WisdomKaye wśliznęła się do wnętrza wydrążonego wzgórza.W powietrzu unosił się oszałamiająco słodki zapach.Niskie, długie stoły uginały się pod ciężarem złotych gruszek, kasztanów, misek chleba zanurzonego w tłustym mleku, poćwiartowanych granatów, fiołkowych płatków na kryształowych talerzach i różnych innych osobliwych delicji.Szerokie srebrne puchary przycupnęły na stół: jak ropuchy.Połowa była poprzewracana.Skrzacie damy w szkarłatnych strojach kręciły się wśród mężczyzn w podartych łachmanach, a dworzanie tańczyli z wiedźmami.Biesiadnicy pląsali i śpiewali, pili i zapadali w pijacki sen.Ich stroje wykonane z płatków i liści przywodziły na mysi pokaz ekscentrycznej mody.Uniesione kołnierze przypominały płetwy, Piękne suknie były postrzępione na krańcach.Brzydkie, dziwaczne, czy też cudne jak księżyc, wszystkie te ubrania łączyło jednaj były niezwykłe.–Niesforny Dwór! – powiedziała na glos Kaye.Spodziewała się czegoś innego, może jaskini pełnej ludzkich kości i skrzacich więźniów.Czegoś prostego.Teraz, przyglądając się roztańczonemu tłumowi, nie bardzo wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.Sama sala była tak wielka, że Kaye nie potrafiła dojrzeć, co znajduje się po drugiej stronie.W odległym punkcie obok trybuny stała pochylona, na oko olbrzymia postać.Wszędzie działo się mnóstwo wspaniałych rzeczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl