[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Okropnie mnie przestraszyłeś - powiedział szyderczo Billy, cofając się przez cały czas.Najwyraźniej był mocny tylko w języku.Matt ruszył ku niemu zdecydowanym krokiem, wargi miał zaciśnięte w wąską kreskę.- Zapamiętaj sobie raz na zawsze - wycedził: - Jedynym powodem, dla którego cię tu trzymam, jest pamięć o twoim bracie.Ale moja cierpliwość też ma granice, a prawie je już przekroczyłem.Uważaj więc.Billy zamierzał mu się odszczeknąć, po namyśle zrezygnował jednak.Zmył się, mrucząc coś pod nosem.Teraz, wracając myślą do przeszłości, przypomniał sobie, że Brittany od samego początku widziała Billy’ego we właściwych barwach.Na wspomnienie o niej wzdrygnął się, jakby zainkasował cios w splot słoneczny.Nie może pozwolić sobie na rozmyślanie o niej teraz.Ha, to zakrawało na zupełnie ponury żart!W rzeczywistości od chwili gdy Brittany wyjechała cztery tygodnie temu, rzadko zdarzało mu się myśleć o czym innym.Sam trącił go nosem, po czym usiadł i wlepił weń wierny wzrok.Matt pogłaskał go po łbie.Sam zaczął radośnie merdać ogonem.- Chodźmy zadzwonić do szeryfa - powiedział Matt z uśmiechem, przypominającym raczej grymas.Wieczory stały się dla niego istną udręką.Dzisiejszy jan+a43 nie różnił się pod tym względem od poprzednich.Przed chwilą wyszedł od niego szeryf, obiecawszy przesłuchać Billy’ego, zwłaszcza że został przyłapany w pobliżu terenu Matta kiedy indziej.Matt wziął prysznic, ubrał się, po czym poszedł do kuchni.Nie miał jednak wcale apetytu.Odczuwał głód, którego nie mogła zaspokoić żadna ilość jedzenia.Gdziekolwiek skierował swe kroki, widział Brittany.To samo działo się z nim w lesie.Majaczyła mu przed oczyma w najbardziej nieodpowiednich momentach, sprawiając, że popełniał błędy.Wciągnął głęboko powietrze.Serce mu krwawiło.Miał wrażenie, że wszędzie unosi się zapach perfum Brittany - czyżby przesiąkła nimi jego skóra? Na ustach czuł dotyk jej miękkich, gorących warg.W jednej chwili jego dłonie zrobiły się mokre od potu, cierpienie stało się trudne do zniesienia.Musi wziąć się w garść.Ostatecznie to on sam ją stąd odesłał.Powinien być przygotowany na to, że przeżyje wstrząs.Okazało się, że nie był.Został zraniony tak mocno, że groził mu kompletny rozpad.Wyjął z lodówki butelkę piwa.Wiedział, że alkohol nie rozwiąże jego problemów i aż do dzisiejszego wieczora nie uciekał się do tego środka.Dzisiejsza noc zapowiadała się na prawdziwe piekło, może nawet na najgorszą noc w jego życiu.A miał już wiele fatalnych.Nie zliczyłby, ile razy budził się, myśląc, że Brittany leży obok niego i wyciągnąwszy rękę, dotykał pustego prześcieradła.Pociągnął znów zdrowy łyk piwa.Skręcał się z tęsknoty na myśl o Brittany.Pragnął jej dotykać, być w niej, słyszeć jej jęki, okrzyki.Ale przede wszystkim brakowało mu jej śmiechu, jej krzątaniny po domu, jej ostrego języczka.Gdyby inaczej pokierował ich sprawami! Gdyby od samego początku nie oczekiwał od niej zbyt wiele! I od siebie również.Po śmierci dziecka coś w nim pękło i odtąd nic już nie było takie samo.Był pewien, że Brittany żałuje, iż za niego wyszła.Myślał też, że wyświadcza jej przysługę, odsyłając ją do domu.Nigdy nie należała do jego świata.Wiedział tym od chwili, gdy po raz pierwszy przekroczyła jego progi.Była niczym droga egzotyczna roślina cieplarniana, którą wyrwano z korzeniami i posadzono na pustyni.Zaczęła usychać na jego oczach.Nie mógł na to pozwolić.A może postąpił w nie przemyślany sposób? Może była zrobiona z wytrzymalszego materiału, niż mu się wydawało?Czy to on okazał się człowiekiem słabym? Tchórzem, obawiającym się dzielenia uczuć z drugą osobą? Nie, do cholery! Nie jest tchórzem.Pragnie mieć dom rodzinę.Ale wyłącznie z Brittany.„A więc udowodnij to!”, podpowiadał mu głos wewnętrzny.Zabieraj się stąd, jedź do niej, powiedz jej, że ją kochasz i bez niej twoje życie jest diabła warte.Powiedz jej to, nawet gdybyś musiał błagać na kolanach.Serce ścisnęło mu się z obawy, nie mógł złapać tchu.Niezależnie od rezultatu, nie wytrzyma z samym sobą, jeśli nie spróbuje.W głowie mu huczało.Musi o świcie przygotować ładunek drewna dla fabryki papieru.Gdy tylko skończy, natychmiast wyruszy do Tyler.Do Brittany.Brittany pochyliła się nad sedesem i pozbyła się całej zawartości żołądka.Następnie wstała, czując się znacznie lepiej, choć była bardzo słaba.Wirus.Albo złamane serce.Nie była pewna, co jest przyczyną.Wiedziała, że nie jest w ciąży, ponieważ wczoraj zaczął jej się okres.Złożyła to więc na karb złamanego serca.Smutek może sprawić, że wywraca człowieka na nice.Poronienie było tego dowodem.Tym razem chodziło o Matta i doświadczyła tego ponownie.Jej oczy napełniły się łzami.Otarła je wierzchem dłoni.Jeśli zacznie płakać, nie będzie mogła przestać.Umyła zęby i poprawiła makijaż, po czym weszła do swego gabinetu.Wade, przysiadłszy na brzegu jej biurka, przeglądał trzymane w ręku papiery.Spojrzał na nią.- Mój Boże, wyglądasz okropnie - powiedziała zimno Brittany.- Och, do licha, Brittany, daruj sobie tę złośliwość.Nie możemy wszyscy cierpieć, dlatego że ty i Matt.- To cios poniżej pasa i dobrze o tym wiesz.- Brittany rzuciła mu piorunujące spojrzenie.- Masz rację - przyznał niechętnie Wade, spuszczając wzrok.- Możesz wierzyć albo nie, ale nie przyszedłem tutaj, by się z tobą kłócić.- Po co więc przyszedłeś? - Kompletnie wyczerpana, Brittany usiadła przy biurku.- Chciałem ci powiedzieć komplement.- Mówisz serio?- Tak, choć muszę przyznać, że sprawiłaś mi cholerną niespodziankę.- Powiedz mi, czym cię tak zadziwiłam? - Brittany było właściwie wszystko jedno.Miała uczucie, że za chwilę głowa jej pęknie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl