[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przenosi³am siê do Wielkiej Mg³awicy, moja œwiadomoœæ obejmowa³a zbyt wielesystemów bym mog³a je skoordynowaæ na po³¹czeniach systemu nerwowego.Posiada³aminn¹ budowê po³¹czeñ synaptycznych, przetransformowanych przez kokainê.Lekarze nadal w absolutnym milczeniu, jakby ca³kowicie zaskoczeni moimistnieniem,wlewali we mnie p³yny ustrojowe, pod³¹czali do respiratora, badali krzyw¹ pracymózgu.Poprzebudzeniu oskar¿a³am ich o zbiorowy gwa³t.Powiêkszenie pochwy by³o wyraŸne,œluzwycieka³ nadmiernym strumieniem.Pods³uch zainstalowano w wywietrznikach na sali.Stamt¹d szeptali.Dlategogromadzilimój mocz, by w kroplówkach podawaæ coraz wiêcej trucizny.Walka z pasami by³a bezcelowa, miêœnie popada³y w rezonans przy ka¿dej próbieichnaprê¿ania i jakaœ niewidzialna d³oñ powstrzymywa³a mnie, przynosz¹c chwilow¹ulgê.Anio³Stró¿ ³askota³ mnie w stopy wywo³uj¹c szczêœliwy spazm œmiechu i dawa³ poczucieciep³a.Po powrocie z Wielkiego Snu rozpoczê³am naukê chodzenia.Pora¿one miêœnieposuwa³ysiê powoli pod naporem szkieletu, a zmys³ równowagi nie potrafi³ zaskoczyænowym rytmemwzbudzania.Stawiane kroki przy pomocy œciany by³y oklaskiwane przez innychpacjentów.Zwieracze zawodzi³y w ka¿dym momencie i kupa sp³ywa³a na œwie¿o wymyt¹posadzkê.Telewizja by³a nieznoœna, stale nadawano o mnie programy, a spiker obrzuca³mnieprzekleñstwami.Gasi³am aparat, co wzbudza³o niezadowolenie.Kiedy opanowa³am sposób na poruszanie siê, podniecenie narasta³o i wirowa³am wtanecznych podskokach w palarni lub holu g³Ã³wnym, co zaburza³o porz¹dek iciszê.Spokójna psychiatrii jest wpisany w regulamin i nale¿y go bezwzglêdnie przestrzegaæ.Za karêzabroniono mi ogl¹dania telewizji.O Bogowie, nie mog³o byæ wiêkszej ulgi.Zaczê³am zastanawiaæ siê jaka tajemnica tkwi w sile ramion sanitariuszy, kiedyka¿dypacjent nieruchomia³ na ich widok, milkn¹³ w krzyku i nikt, nikt nie poskar¿y³siê zauderzenie w twarz czy kopniêcie pod prysznicem.Nikt mnie nie odwiedza³, nie pyta³ czy stan mój ulega poprawie.Najchêtniejtañczy³amnago, za co zaraz by³am przywi¹zywana do kaloryfera.Lekarz namawia³ mnie bym malowa³a.Pêdzelek wêdrowa³ po kartce i zostawia³kilkabe³kotliwych plam.Oni czekali zaczajeni, by mnie wch³on¹æ w otwór do mielenia na m¹czkê, któr¹¿ywiliszpitalne œwinie.Kto w tak uparty sposób wygrywa symfonie Beethovena, poœrodku kamienio³omów wKaliszanach?Zosta³am pod³¹czona pod komputer schizofrenika i sta³am siê eksperymentem wdziedzinie Robakologii, przemiany larw, budowy odnó¿y, sposobu od¿ywiania iatakowanianaskórka, kolorów godowych.Mózg lekarzy tak¿e jest skomputeryzowany, maj¹ zakodowane dawki leków, sposobypacyfikacji.Nie ma bezpoœredniego po³¹czenia z pacjentami.To niepojête! Kazali mi myæ klozety! Mnie, która sterowa³am ca³ymi systemami!Tozbrodnia na moim geniuszu!Wewnêtrzny pods³uch, który po³knê³am podczas kolacji wymaga³ stale pozycjipionowej ikonserwacji kokain¹.Zakaz onanizowania!Zakaz palenia papierosów przez trzy dni.Za kradzie¿ spirytusu z apteczkioddzia³owej.Panie mój, jeden ma³y niuch wtedy, a spe³ni³o by siê Królestwo Bo¿e.Takaniewielkaszpryca, która ju¿ nie zaszkodzi, takie nic, ot tak sobie, by poczuæ inaczejsmród oddzia³u.Nie mieli ¿adnego prawa by mnie wiêziæ.By³am jedynie zdolna do ucieczki;przeœlizgnê³am siê przez kratê w palarni o zmierzchu, kiedy nastêpuje zmianapersonelu iodesz³am w las otaczaj¹cy szpital.Nareszcie wolna, bez ciosów, bez poni¿ania duszy, bez zmuszania do jedzenia ik¹pieli.System komputerowy zmniejszy³ zakres dzia³ania; dotar³am do domu bez nakazów.Czasami ob³êd jest dobrym wyjœciem.Sta³am siê nienamacaln¹ struktur¹ bytu.Ostatecznie pokusa samobójstwa tkwi³a we mnie od dziecka.Zapach umierania,zawijanienici ¿ycia w supe³ki, niedbale, zapach wonnoœci przekroczenia zjawy.Na dzisiaj wystarczy.Muszê u³o¿yæ siê wygodniej, nigdy nie wiem, gdzie jestgranicamego cia³a, to coœ p³ynnego, przybiera kszta³t wg³êbienia w ³Ã³¿ku.A s³oñce nadal œwieci.Jest coraz cieplej.Co za dziwny wrzesieñ.Wczoraj uda³o mi siê na chwilê wyjœæ do ogrodu; niebo by³o roziskrzone setkamigwiazdozbiorów.Królowa³a Wielka NiedŸwiedzica.Poczu³am spokój, g³êboki,przenikaj¹cymnie niczym doœwiadczenie prawdy.Wiedzia³am, ¿e taki spokój przychodzi, kiedyprzekracza siê stan umierania w agonii i wchodzi siê w stan œmierci klinicznej,kiedy cia³ojest jeszcze po tej stronie, a zmys³y dostrzegaj¹ œwiat³o, ból zamiera, odp³ywa³odzi¹ w dó³rzeki.Ból tak¿e jest zniewolony w ciele, walczy, staje siê ucz³owieczony.Zaczê³am braæ kokainê w têtnicê szyjn¹.Innej mo¿liwoœci ju¿ nie posiada³am.By³am jakbañka mydlana, pozbawiona ciê¿koœci; mog³am fruwaæ bezpiecznie na ograniczonejprzestrzeni.To jeszcze kilka dni.Czujê siê coraz gorzej, chyba mam gor¹czkê, myœliponownieuciekaj¹, s¹ niezdarne, zagubione w s³owach, oddech ulega sp³yceniu, ostroœæwzrokuzmniejszy³a siê o 60%.Lecz teraz czujê, ¿e chcê dokoñczyæ wspomnienie.Ja samategopragnê.W kawiarni przygl¹da³am siê wiruj¹cemu pod sufitem wiatrakowi o potê¿nych,ostrotn¹cych powietrze skrzyd³ach [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl