[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Umarłbym dla niej.Gdybym miał anulować małżeństwo dla ciebie, nie mógłbym tego zrobić z powodu Pameli.Gdybym miał wybierać pomiędzy nią a tobą, Fleur – a być może tak jest – wybrałbym ją.Przytulała głowę do jego piersi.– Wiem.– Nienawidzisz mnie za to? – zapytał.– Nie.– Milczała długo.– Dlatego cię kocham, Adamie.W twoim życiu jest bardzo mało miejsca dla ciebie samego.Przepełnia je troska o dobro innych.Początkowo nie wiedziałam o tym i nie spodziewałam się tego, ale później dostrzegłam, że tak jest.– A jednak wziąłem tę noc dla siebie.To samolubne i niewłaściwe, Fleur.Tak właśnie ująłby to twój przyjaciel pastor.– Pocałował ją krótko.– Nie chcę już rozmawiać.Wolę kochać się z tobą jeszcze raz.Pragnąłem jednak, żebyś wiedziała, że pozostanę ci wierny i zawsze będę o tobie myślał jako o swojej żonie.– Fragment wieczności – powiedziała, dotykając jego ust czubkami palców.– Nie zamieniłabym go na dziesięć lat życia, Adamie.Położyła się na plecach, wyciągając do niego ramiona.Rozdział 25Krajobraz za oknem powozu stawał się coraz bardziej znajomy w miarę, jak zbliżali się do domu.Siedzieli obok siebie przez całą drogę, dotykając się ramionami, ze splecionymi dłońmi, prawie się nie odzywając.– Zostało jeszcze parę mil? – zapytał.– Tak.Przez chwilę mocniej ścisnął jej dłoń.– Musisz zwrócić się do sekretarza Brocklehursta – rzekł do niej.– Z pewnością da się uzyskać coś z twoich pieniędzy, zanim ukończysz dwudziesty piąty rok życia.To ci zapewni pewien komfort.– Dobrze.– Każę również Houghtonowi zająć się tą sprawą.– Dziękuję.Zamilkli znowu.– Nie mogę tu znowu przyjechać, Fleur.Nawet nie będę pisać.– Nie – powiedziała.– Wiem.Ani ja do ciebie.– Obiecasz mi, że jeśli będziesz miała jakieś kłopoty albo znajdziesz się w potrzebie, napiszesz do Houghtona? – zapytał.– Obiecujesz?– Tylko w wyjątkowych okolicznościach.Nie, Adamie.Na pewno nie.Pogładził jej dłoń palcami.– Fleur – powiedział.– Jeśli nosisz dziecko.– Nie.– Jeśli jesteś w ciąży – ciągnął, unosząc jej dłoń do ust.– Jeśli jesteś, musisz mnie zawiadomić.Wiem, że instynktownie będziesz chciała to przede mną ukryć.Ale musisz dać mi znać.To będzie także moje dziecko.Jedyne dziecko z mojej krwi, jakie będę miał kiedykolwiek.Wysłałbym cię do jednego z moich domów i opiekował wami obojgiem.– Tak się nie stanie.– Ale dałabyś mi znać?– Tak.Opuścił ich dłonie na swoje udo.Do wsi zostało dwie mile, do Heron cztery.Fleur skupiła się na tym, żeby oddychać spokojnie i miarowo, starając się stłumić panikę.– Przeniesiesz się natychmiast do małego domku? – zapytał.– Tak.– Skupiła myśli na planach na przyszłość.– Dzisiaj przenocuję w Heron po raz ostatni, a jutro przeniosę się do wsi.Zacznę pracę w szkole pojutrze, jeśli Miriam jest na to przygotowana.Z pewnością sprawi mi to ogromną przyjemność.– Będziesz uczyć dzieci muzyki?– Śpiewu, tak – odparła.– Nie ma żadnego instrumentu, ale to bez znaczenia.Uśmiechnął się.– Cieszę się, że masz przyjaciółkę tak blisko siebie.– Miriam? Mam we wsi także innych przyjaciół, Adamie.Albo znajomych, którzy staną się przyjaciółmi, jak tylko zamieszkam wśród nich, a nie w rezydencji.Nie martw się o mnie.Będę szczęśliwa.– Naprawdę? – Patrzył z ukosa na jej twarz.– Tak – odparła.– Przez jakiś czas ból będzie nie do zniesienia.Wiem, że tak będzie i spodziewam się tego.Ale osłabnie.Nie zamierzam cierpieć.Chcę żyć.Miałam szczęście zajrzeć do raju, a to więcej niż wielu ludzi doświadcza w ciągu całego życia.– Pamela była przygnębiona, kiedy wyjeżdżałem – powiedział.– Nie zawsze byłem dla niej prawdziwym ojcem.Zbyt często ją opuszczałem.Chcę do niej wrócić.– I tak powinno być.Warto dla niej żyć, Adamie.Powóz zaterkotał na drewnianym moście, który prowadził do wsi.Fleur zamknęła oczy, opierając policzek na jego ramieniu.Znowu zacisnął palce na jej dłoni.– Och, Boże – szepnęła.– Odwagi.– Przytulił policzek do czubka jej głowy.– Gdybym miał wybór pomiędzy tym bólem a uniknięciem go, Fleur, wybrałbym ból, bo bez tego nigdy bym cię nie spotkał.– Jestem nienasycona.– Wciągnęła głęboko powietrze.– Chcę, żeby ból minął i chcę ciebie, Adamie.Nie wiem, czy mam dość siły, żeby to znieść.Ściskał jej dłoń boleśnie.– Chcesz zatem, żebym zabrał cię gdzieś, gdzie moglibyśmy się choć czasem spotykać? – zapytał.– Raz w roku? Dwa razy? – Wciąż miała zamknięte oczy.– Czekać na niebo dwa razy w roku?– Moglibyśmy widywać się częściej, gdybyś była blisko.– Przytulna chatka w pobliżu Willoughby? – Uśmiechała się.– Oczekiwanie na twoje częste wizyty.Nigdy nie musielibyśmy się żegnać.Może byłyby dzieci.Twoje i moje.Miałyby ciemne czy rude włosy, jak myślisz? – dokończyła ledwie słyszalnie.– Jeśli tego chcesz – powiedział – stworzę ci takie życie.– Nie – odparła.– Marzymy tylko, Adamie.Ulegając odrobinę pokusie.Żadne z nas nie byłoby szczęśliwe.Powóz skręcił teraz z głównej drogi, wjeżdżając na długi podjazd przed rezydencją Heron.– Kiedy dojedziemy na miejsce, nie wchodź ze mną do domu, Adamie.Po prostu odjedź.– Dobrze.Nie rozmawiali więcej.Pragnęła, żeby wziął ją w ramiona, i miała nadzieję, że tego nie zrobi.Nie zdołałaby tego znieść.Zaczęłaby wierzyć, że marzenia można urzeczywistnić.Jeszcze jeden zakręt i przejadą przez bramę na wprost domu.Najwyżej dwie minuty.– Nie będę w stanie nic powiedzieć – szepnęła.– Po prostu odjedź.– Kocham cię.Na całe życie, na zawsze i na wieczność.Kocham cię, Fleur.Skinęła głową, przytulając na chwilę twarz do jego ramienia.– Ja też cię kocham.Dwoje ludzi schodziło po schodkach przed domem, kiedy powóz się do nich zbliżał i w końcu zatrzymał.Miriam i Daniel.– Isabello! – zawołała Miriam, kiedy Ned Driscoll otworzył drzwiczki i rozłożył stopnie.– Właśnie przyjechaliśmy, żeby sprawdzić, czy wróciłaś już do domu.Spodziewaliśmy się ciebie wczoraj.Och, dzień dobry, wasza wysokość.– Dygnęła pośpiesznie.Wielebny Booth wyciągnął rękę, żeby pomóc jej wysiąść.– Isabello? – powiedział, patrząc, jak książę wysiada za nią – nie zabrałaś pokojówki? Dlaczego?– Czy znalazłaś grób Hobsona? – zapytała Miriam.– Odzyskałaś spokój, Isabello? We wsi gadają od wczoraj, że nie ma przeciwko tobie żadnych oskarżeń, że ta śmierć była przypadkowa, a domniemana kradzież to nieporozumienie.Już po wszystkim, po całym tym paskudnym zamieszaniu.Prawda, Danielu?– Panno Bradshaw – odezwał się cichy głos za plecami Fleur.– Pozwoli pani, że się pożegnam.– Nie wejdzie pan do domu, wasza wysokość? – zapytała Miriam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Clark, Mary Higgins Weil deine Augen ihn nicht sehe
- Clark Higgins Mary i Carol Przybierz swoj dom ostrokrzewem
- Clark, Mary Higgins Denn niemand hoert dein Rufen i
- Clark, Mary Higgins Das Haus auf den Klippen
- Clark, Mary Higgins Und morgen in das kuehle Grab i
- Clark, Mary Higgins Sieh dich nicht um
- Clark, Mary Higgins Mein ist die Stunde der Nacht i
- Clark Higgins Mary Dwa slodkie aniolki
- Clark Higgins Mary Jestes tylko moja
- Clark, Mary Higgins Der Mord zum Sonnntag
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.htw.pl