X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A �e uwa�a�a go za przystojnego, poci�gaj�cegom�czyzn�, ka�dego dnia dodawa�a co� nowego.Wie-dzia�a, �e pastor szczególnie lubi s�ucha� o grzesznychmy�lach, jakie nawiedzaj� j� tu, w �wi�tyni, zmy�la�a wi�cmarzenia o pewnym m�ezy�nie, z którym, cho� przemil-cza�a jego nazwisko, Prunck natychmiast si� uto�sami�.W�a�nie zdyszani, zasapani spletli si� w u�ciskach przery-wanych okrzykami: "Ale�, pastorze!" i: "Oczywi�cie, nieb�d�.", kiedy sielank� zak�óci� im grobowy g�os p�yn�cyz radia.Prunck uniós� blyszcz�c� od potu twarz znad pó�nagichpiersi panny Bjarg.Rozpalonymi wargami z trudem chwy-ta� powietrze.- Cicho! Co oni mówi�?Wychylaj�c si�, by podkr�ci� g�o�nik, pu�ci� dziew-czyn�.Bjorg osun�a si� na pod�og�, przepe�niona s�odk�ekstaz�, nie mog�a bowiem usta� na nogach o w�asnychsi�ach.Podtrzymywana ramionami pastora, pospieszniezacz�a wyg�adza� sukni�.- O czym oni mówi�? O epidemii ospy? Alleluja, a wi�cnadszed� ju� Dzie� S�du!Pospiesznie sprawdzi�, czy aby spodnie zbytnio niewydymaj� mu si� z przodu, i pobieg� do wielkiej sali, gdziewierni siedzieli w�a�nie przy �niadaniu.- S�yszeli�cie ju�? Czy s�y�ze�i�cie? S�uchajcie g�osuPana!Pan, który tym razetn przemawia� bardzo zwyczajnymg�osem spikera radiawego, powtórzy� informacj� a za-gra�eniu epidemi� ospy, jakie pojawi�o si� w rejonieHalden i Sarpsborg, a nast�pnie nadano kotnunikat, które-go wybra�cy Pruncka do tej pory nie mieli okazji us�ysze�:- W�adze Halden poszukuj� dwóch kobiet, które w nie-dziel� wieczotem pomog�y choremu m�czy�nie wsi��� do�odzi w miejscu przeprawy na Sauoya.Obie proszone s�o natychmiastowe zg�oszenie si� na policj� lub do lekarza,gdy� mog�y zarazi� si� od chorego.Podajemy ich rysopisy:Niska, szczup�a kobieta, wiek oka�o sze��dziesi�ciu lat,ubrana w szary p�aszcz i szary kapelusz.Druga, m�odsza,równie� ubrana na szaro, by�a z szarym �redniej wielko�cipudlem.Je�li kto� rozpazna poszukiwane osoby, proszonyjest o natychmiastowe powiadamienie policji.Spiker zacz�� mówi� o czym� innym, Prunck wy��czy�odbiornik.Na moment w grocie zaleg�a cisza.- Wybi�a godzina triumfu dla nas, wierz�cych - o�wiad-czy� z przej�ciem pastor.- Gniew Bo�y obróci� si� kuniewiernym.Módlmy si�!Wszyscy padli na kolana.Pastor z�o�y� d�onie.- Panie, Twój s�uga dzi�kuje Ci za to, �e zechcia�e�uczyni� go swym wybra�cem, by jak Noe w arce po-prowadzi� dalej nowy ród, podczas gdy niewiemi prze�y-wa� b�d� najstraszniejsze m�ki przed bramami tej �wi�tyni.Zgotowa�e� im �mier�, na jak� sobie zas�u�yli.Panie, b�d�gin�� powoli, w cierpieniach, w oparach zarazy, tak jakmówi Twoja Ksi�ga.B�d�.- Lavinia! - zakrzykn�a Kamma falsetem.Madlitwa ucich�a.Kamma wsta�a i skierowa�a oskar�ycielski palec nabratanic� m�a.R�ka dr�a�a jej z oburzenia i ze strachu.- Lavinio! Pudel.To Biancheflor! To ty pomog�a�temu m�czy�nie wsi��� do �odzi! To ty jeste� t� m�od�kobiet�.Vinnie poczu�a na sobie wzrok wszystkich zebranych,j�kn�a przera�ona.- Ale ja by�am szczepiona.- To nieprawda - zaprotestowa� Prunck.- Twojaciotka zapewnia�a, �e nie by�a�.- To k�amstwo - �ka�a Vinnie.- Ja nigdy nie twier-dzi�am, �e nie zosta�am zaszczepiona.Prosz� tylko spojrze�na moje rami�.Zacz�a ju� rozpina� sukienk�.- Do�� tego! - zagrzmia� Prunck.- Czy wiesz, couczyni�a�, grzeszna niewiasto? Sprowadzi�a� tu grzechi owoc grzechu! B�d� przekl�ta na wieki! Ty i twój pies!Efekt przekle�stwa zmniejszy�a nieco ostatnia jegocz��, ale pastor tego nie zauwa�y�.Poczu� si� naprawd�w swoim �ywiole.- Twoj� kat� b�dzie wygnanie z raju na wieki.- Prunckuniós� rami�, przybieraj�c dramatyczn� poz�, jak gdybytrzyma� w r�ku wyimaginowany miecz.- Obosiecznymmieczem wygna� Pan Adama i Ew�.- My�la�em, �e to zrobi� anio� - rozleg� si� cienkidzieci�cy g�osik.Prunck pos�a� malcowi zabójcze spojrzenie.- Odejd� - powiedzia�a Vinnie ze spuszczon� g�ow�.Kamma przygl�da�a jej si� �widruj�cym wzrokiem.My�li b��dzi�y jej po g�owie.Je�li Vinnie zniknie st�d.I zachoruje.Maj�tek.- Zabierz ze sob� psa! - zawo�a� pastor, dostrzegaj�cnareszcie mo�liwo�� pozbycia si� bezdusznego potwora.- Blancheflor? Nie! - krzykn�a Kamma.- Pies musi st�d odej�� - o�wiadczy� Prunck tonem nieznosz�cym sprzeciwu.- I pami�taj, co przysi�g�a�! Nikomuani s�owa o �wi�tyni Pana!W�ród milcz�cego pot�pienia zgromadzonych Vinniezebra�a swoje rzeczy.Wszyscy, stoj�c nieruchomo, obser-wowali ka�dy jej najdrobniejszy ruch.- Chod�, Blancheflar.- Pokornie podnios�a pieskai wtuli�a twarz w kr�cone futerko.- Nie zara�aj go! - zawy�a Kamma.- Psy nie choruj� na osp� - szepn�a Vinnie w odpowiedzi.Kiedy sz�a w stron� drzwi, wszyscy rozst�powali si�przed ni�.- Przyst�pmy do oczyszczenia! - zawo�a� pastor.- Za-trzyjmy �lady grzechu w naszym ma�ym raju.Vinnie opu�ci�a grot�.Kobieta, która otworzy�a jejbram�, odskoczy�a jak najdalej.Ostatnie, co Vinnie us�ysza-�a ze �rodka, by�y odg�osy wybuchaj�cej paniki.- Jeste�my zara�emi! Bo�e, jeste�my zara�eni!- Uspokójcie si�! - wrzasn�� Prunck.- Pan nie opuszczaswoich wyznawców.Jedynie tych, którzy zachwiej� si�w wierze, dosi�gnie kara.My, którzy si� tu zebrali�my,jeste�my czy�ci.Wydawa�o si� jednak, �e wcale nie tak �atwo jest ichuspokoi�.Kiedy drzwi zamkn�y si� za Vinnie, dziewczynaus�ysza�a nag�y �omot, jakby wiele osób jednocze�nierzuci�o si� do wyj�cia.Drzwi jednak ju� wi�cej si� nie otworzy�y.Vinnie sta�a sama w �wietle dnia.Zrobi�o si� nieco cieplej.Zzi�bni�te zimowe s�o�cetoczy�o walk�, by wla� odrobin� �ycia w zmarzni�t� ziemi�.Niestety, bez powodzenia.Vinnie powinna chyba poczu� si� upokorzona, opusz-czona, ale ku w�asnemu wstydowi odczu�a ulg�.Mia�a wra�enie.�e jest wolna?A przecie� nie powinno tak by�.Natychmiast ogarn�y j�wyrzuty sumienia i gotowo�� poniesienia odpowiedzialno�-ci za z�o, które wyrz�dzi�a, gotowo�� wys�uchania po�aja�.Ale Kamma by�a zamkni�ta w skalnym schronie!Vinnie ba�a si�.Przypomnia�a sobie spotkanie z chorymm�czyzn� na przystani.Jego nadgarstki.Pokryte okro-pnymi, przypominaj�cymi p�cherze wypryskami.Uj�a goza r�k�, nadal mia�a w pami�ci nieprzyjemne uczucie, gdygo dotkn�a.Vinnie gwa�townie zadr�aha ze strachu.Do miasta by� spory kawa�ek.Bli�ej mia�a do domu, alena razie nie chcia�a tam wraca�.Musia�a zg�osi� si� napolicj�, poczucie obowi�zku by�o w niej silnie zakorzenio-ne.Do lekarza rodzinnego nie chcia�a i��, ��czy�y si� z tymzbyt przykre wspomnienia.Kamma zawsze jej towarzyszy-�a i wielkim g�osem obwieszcza�a wszystkim obecnymw poczekalni o jej dolegliwo�ciach, nawet tych najbardziejintymnych.Musi zg�osi� si� na policj�, to jasne, ale sk�d we�mie nato odwag�?Vinnie nie przywyk�a do samodzielnego dzia�ania.A teraz by�a wyp�dzona, odepchni�ta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.