X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej karty by�y wiotkie jak bibu�ka, utkane z czystego srebra imalowane r�cznie czerni� i z�otem.By� to traktat filozoficzny, licz�cy sobieco najmniej dziesi�� tysi�cy lat, który Spender znalaz� w jednej z willimarsja�skiego miasta w dolinie.Teraz z najwy�sz� niech�ci� od�o�y� go na bok.Przez chwil� zastanawia� si�, po co to wszystko? Zostan� tu, pogr��ony wlekturze, póki nie zjawi� si� i nie zastrzel� mnie.Jego pierwsz� reakcj� na zabicie sze�ciu ludzi tego ranka by� okres zupe�negoot�pienia.Potem ogarn�y go md�o�ci, a� wreszcie osobliwy spokój.Jednak�e onte� min��, bowiem widok kurzu, wzbijanego nogami poluj�cych na� m�czyzn,wzbudzi� u Spendera now� fal� niech�ci.Poci�gn�� �yk ch�odnej wody z wisz�cej u pasa mena�ki.Nast�pnie wsta�,przeci�gn�� si�, ziewn�� i przez moment ws�ucha� si� w cudown� cisz�otaczaj�cej go doliny.Jak�e wspania�e �ycie mogliby tu prowadzi� - on ijeszcze kilku innych, których zna� na Ziemi! Dokonaliby tu �ywota w milczeniu ibeztrosce.Ruszy� naprzód, w jednej d�oni trzymaj�c ksi��k�, w drugiej gotowy do strza�upistolet.Wkrótce dotar� do w�skiego bystrego potoku, pe�nego bia�ych kamyków ig�azów.Spender rozebra� si� i, brodz�c w wodzie, umy� si� bez po�piechu.Ju�ubrany z powrotem podniós� bro�.Pierwsze strza�y pad�y oko�o trzeciej po po�udniu.Do tego czasu Spender by�ju� wysoko na wzgórzach.Szli za nim przez trzy ma�e osady.Nad miastami,rozrzucone niczym kamienie na trawie, sta�y pojedyncze wille, w których dawnerodziny odpoczywa�y na brzegach strumyka, w�ród zieleni, w wyk�adanym kaflamibasenie, w bibliotece i na dziedzi�cu, po�rodku którego pulsowa�a fontanna.Spender pluska� si� przez pó� godziny w jednym z basenów pe�nym deszczowejwody, czekaj�c, a� �cigaj�cy zrównaj� si� z nim.Gdy opuszcza� will�, w powietrzu �wisn�a kula.Jeden z kafli dwadzie�cia stópza nim eksplodowa�.Spender pobieg� naprzód, oszcz�dzaj�c si�y.Skr�ci� za rz�dniewysokich ska�ek, zawróci� i pierwszym strza�em powali� jednego ze�cigaj�cych go ludzi, który martwy run�� na ziemi�.Spender wiedzia�, �e jego prze�ladowcy utworz� wkrótce sie�, wielkie ko�o,okr��� go, po czym, zaciskaj�c p�tl�, dopadn� go.Dziwne, �e dot�d nie u�yligranatów.Kapitan Wilder móg� ju� dawno wyda� taki rozkaz.Ale jestem nazbyt mi�y, by rozwali� mnie na kawa�ki, pomy�la� Spender.Takprzynajmniej uwa�a kapitan.Chce, �eby moje cia�o skazi�a tylko jednak dziura.Czy� to nie dziwne? Pragnie, abym zgin�� czyst� �mierci�, nic paskudnego.Czemu? Bo mnie rozumie.A poniewa� rozumie, jest gotów ryzykowa� �ycieporz�dnych ludzi, byle tylko zabili mnie czystym strza�em w g�ow�.Znów zagrzechota�y kule.Dziewi��, dziesi��.Kamienie wokó� niego zacz�ypodskakiwa�.Spender odpowiada� miarowymi strza�ami, czasem nawet nie odrywaj�cwzroku od trzymanej w r�ku srebrnej ksi��ki.Kapitan wybieg� na s�o�ce, unosz�c w d�oniach karabin.Spender pod��y� za nimwzrokiem, ca�y czas trzymaj�c go na muszce.Nie wystrzeli� jednak.Zamiast tegouniós� bro� i zdmuchn�� szczyt ska�ki, za któr� ukrywa� si� Whitie.Odpowiedzia� mu gniewny okrzyk.Nagle kapitan przystan��.W r�kach trzyma� bia�� chusteczk�.Powiedzia� co� doswych ludzi i od�o�ywszy karabin, zacz�� wspina� si� po zboczu góry.Spenderle�a� przez chwil� bez ruchu, po czym d�wign�� si� na nogi, nie opuszczaj�cbroni.Kapitan podszed� bli�ej i usiad� na ciep�ym g�azie, przez chwil� w ogóle niepatrz�c na Spendera.Wreszcie si�gn�� do kieszeni kurtki.Palce Spendera zacisn�y si� na kolbiepistoletu.- Papierosa? - zaproponowa� kapitan.- Dzi�ki! - Spender pocz�stowa� si�.- Ognia?- Mam w�asny.Zaci�gn�li si� w milczeniu.- Ciep�o - zauwa�y� kapitan.- Owszem.- Wygodnie tu panu?-Tak.- Jak pan s�dzi, ile czasu si� pan utrzyma?- Dostatecznie d�ugo, by zabi� jakich� dwunastu ludzi.- Czemu nie wystrzela� nas pan dzi� rano, kiedy mia� pan okazj�? Wie pan chyba,�e móg� pan to zrobi�?- Owszem.�le si� poczu�em.Kiedy dostatecznie silnie czego� pragniemy,zaczynamy si� ok�amywa�.Mówimy, �e pozostali ludzie nie maj� racji.Có�,wkrótce po tym, gdy zacz��em ich zabija�, u�wiadomi�em sobie, �e to zwyklig�upcy i nie powinienem by� tego robi�.Ale by�o ju� za pó�no.Nie mog�emwówczas kontynuowa� przerwanego zadania, tote� wróci�em tutaj, aby pooszukiwa�si� jeszcze troch�, znów poczu� gniew dostatecznie mocny, by doko�czy� dzie�o.- I co? Jest ju� dostatecznie mocny?- Nie a� tak bardzo.Wystarczaj�co.Kapitan przygl�da� si� swemu papierosowi.- Czemu to pan zrobi�?Spender delikatnie od�o�y� bro� na piasek.- Poniewa� przekona�em si�, �e to, co mieli tu Marsjanie, wykracza�o pozawszystko, o czym mo�emy marzy�.Zatrzymali si� tam, gdzie i my powinni�my tozrobi� sto lat temu.Zwiedza�am ich domy, pozna�em ów lud i z ch�ci� nazwa�bymich moimi przodkami.- Maj� tu pi�kne miasto - kapitan skinieniem g�owy wskaza� jedno ze skupiskbudowli.- I nie tylko.Owszem, miasta s� dobre.Marsjanie potrafili po��czy� sztuk� z�yciem, a ta umiej�tno�� zawsze by�a obca Amerykanom.Sztuka to co�, cotrzymamy w pokoju syna na poddaszu, co�, co przyjmuje si� w ma�ych dawkach coniedziela, czasem zmieszane z religi�.Có�, ci Marsjanie mieli sztuk�, religi�i wszystko pozosta�e.- Uwa�asz pan, �e wiedzieli, o co w tym wszystkim chodzi?- Za�o�� si� o ka�dy grosz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl
  • Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Å‚w w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Å‚w w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.