X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krople deszczu rozpryskiwa�y si� na ogolonej g�owie Tristana, ale jego oczypozostawa�y suche, twarde, zdecydowane.Wyczuwa�em promieniu�j�c� z niego��dz�.Z�� ��dz�.(Cierpi�c na) pistolnikPieprzy� ten podryguj�cy w ta�cu mot�och.To wyra�a�a twarz Dingo, kiedy si� zorientowa�.Pieprzy� was, rozta�czeni dumie, bo ja tam by�em, obie d�onie, spoco�ne d�onie,zaci�ni�te na r�koje�ci, jeden palec, suchy, spoczywa na spu�cie.Dingo nawet si� jeszcze nie po�apa�.Nie po�apa� si� jeszcze, �e ten pi�stoletwycelowany jest w niego.Fani Zadkopsa ta�czyli w najlepsze.Brodz�c w pocie i psich wyziewach,przecisn��em si� mi�dzy nimi pod sam� scen�.By�o tu strasznie, ale terazwi�dzia�em przynajmniej jego oczy, kiedy �piewa�, a w�a�nie o to mi chodzi�o.Chcia�em widzie� te oczy w chwili, kiedy mnie dostrze�e.I nagle zauwa�y� w t�umie l�nienie metalu.Patrzyli�cie kiedy� w wylot lufy pistoletu? W mroczne trzepotanie, które tamczeka, w pocisk czekaj�cy, tam, w komorze, czekaj�cy na roz�b�yskeksploduj�cego prochu, który go wyzwoli, czekaj�cy niecierpliwie?Stali�cie kiedy� po tej niew�a�ciwej stronie pistoletu?To tak, jakby za chwil� mia� si� otworzy� tunel i ci� wessa�, a ty nie mo�esznic na to poradzi�.Nie mo�esz nic zrobi�.Psia muzyka cich�a w rozpryskach �liny.Dingo nie odrywa� oczu od przedmiotu wmoich d�oniach.- Wiesz, o co mi chodzi, Dingo?! - zawo�a�em.T�um wyczu� mnie teraz i sp�oszony, przestraszony rozst�powa� si�, tworz�ckr�g.Czu�em si� wspaniale!Dingo Zadek, superpies, ujadaj�cy król psiopopu.Spójrzcie teraz na niego,lojalni fani; patrzcie, jak si� trz�sie.Robi�c to, czu�em si� wspaniale i podle zarazem.Wspaniale, bo oto by��em panemsytuacji, podle, bo zdradza�em, zdradza�em wybawc�.Czasami trzeba robi� podle rzeczy, �eby przy�pieszy� bieg �ycia w obli�czu�mierci.- Wiesz, czego chc� - powiedzia�em, g�o�niej tym razem.Nad g�ow� Dinga niczym pokruszona aureola wirowa�a smutna lustrza�na kula,szyj�ca wokó� lancami �wiat�a.Przed chwil� min�a pi�ta rano.Dingo Zadek dawa� ca�onocny koncert w Kotle,n�dznym zaje�dzie dla psich kierowców ci�arówek nad kana��em, zalewaj�c knajp�burz� d�wi�ków; wielkie hity, interpretacje �wiato�wych przebojów, nie nagranenigdy wersje robocze; wszystko to wt�oczo�ne w �omot aparatury nag�a�niaj�cej.Ale teraz muzyka cichnie.Teraz muzyka cichnie w choler�, psia gwiazdo!Dingo chcia� si� chyba poruszy�.Trzyma�em pistolet nieruchomo, ale w �rodku poci�em si� jak mysz, wszystkimiporami, my�l�c: Cholera! Nigdy jeszcze nie strzela�em z pisto�letu.Blagom Ci�,Panie, spraw, bym nikogo nie zrani�!- Nie ruszaj si�, cz�ekopsie! - wrzasn��em.- Wiesz, czego szukam.Oczy Dinga lata�y na boki, wypatruj�c drogi ucieczki.I nagle zatrzyma��y si�,przyci�gni�te jakim� poruszeniem w t�umie i Dingo wyszczerzy� w u�miechu k�y.Nie wa�y�em si� cho�by zerkn�� w bok, ale domy�la�em si�, �e kto� po�wiadomi�bramkarzy i oni wkraczaj� w�a�nie do akcji.Odetchn��em wi�c z ulg�, kiedy umego boku wyrós� Tristan z ci�kim, gotowym do strza�u obrzynem, a po chwilidobi�a do nas Skierka, próbuj�ca utrzyma� drobny�mi r�czkami rw�c� si� nasmyczy Karli.Karli by�a teraz powalaj�ce pi�k�n� diablic� i napawa�a nas dum�;wspania�y garnitur ostrych jak sztylety z�bów i spieniona �lina, kapi�ca zpyska.Zaraz potem przez t�um przecis�n�a si� do nas Mandy prowadz�ca za r�k�uka.Jego rozszerzaj�ca si� rana sia�a krzykliwie i dumnie kolorami.By� tonajwspanialszy pokaz �wiate�, jaki ci Kotlarze w �yciu widzieli; nie mogli si�oprze� pokusie i za�cz�li ta�czy� w jego l�nieniach.Bramkarze zorientowali si� chyba, co jest grane.Nikt si� nas nie cze�pia�.Mot�och zachowywa� stosown� cisze.Kto� zacz�� krzycze�, ale za�nikn�� si�zaraz, zupe�nie jakby s�siad da� mu szturcha�ca pod �ebra.Pa�nowa�a stosownado okoliczno�ci cisza i bytem z tego rad.Rad by�em z efektu, jaki wywiera�em.Odbiera�em to jako przyzwolenie.- Czego chcesz? - spyta� Dingo Zadek.G�os mia� napi�ty, ni to psi, ni toludzki.Wszystko jedno; w obu trybach by� porz�dnie wystraszony.- Wiesz czego, psidupku! - krzykn��em.Mo�e nie spodoba�o mu si� to obra�liwe okre�lenie.Mo�e nie podoba� mu si� mójpistolet wymierzony wci�� w jego twarz.Mo�e nie podoba�o mu si�, �e go takpodle zdradzam.Mo�e nie podoba� mu si� wyraz moich oczu.Có�, mnie te� si� to wszystko nie podoba�o.Ale by�o faktem, a wi�c pieprzy�to.- Nie umiesz z tego strzela�, dziecko - powiedzia�.- Tak jest! - krzykn�� kto� z t�umu i natychmiast posypa�a si� lawina kpin zmojej niekompetencji, jakby to by�a jaka� integralna cz�� wyst�pu, naj�nowszynumer Dingo Zadka; pozorowana próba zamachu.Wo�ali do mnie:- Dawaj, stary!- R�b z tego gnata!- Poka�, co potrafisz!- Gówniarz jest do niczego!I takie tam, a Dingo ich podjudza�, podbechtywa�, �eby ze mnie drwili.I wtedyco� wnikn�o w mój krwiobieg, wype�niaj�c mi g�ow� wiedz�; jak �adowa�, jakczy�ci�, jak celowa�, jak strzela� i zabija� z pistoletu.W jednej chwili znalaz�em si� w Pistolniku; dobrym czarnym piórku, alebezpiórkowo.- Go�ciu krewi! - zawo�a� kto� z t�umu.Spomi�dzy moich d�oni trysn�a struga �wiat�a, suchy trzask rozdar� po�wietrzei pocisk wyrwa� si� z mojego u�cisku.My�la�em, �e s�o�ce rozpa�da si� nakawa�ki.A to eksplodowa�a tylko lustrzana kula nad g�ow� Dinga i deszczokruchów szk�a posypa� si� na jego szczeciniast� sier��.- O co ci chodzi?! - krzykn��.- Gdzie Brid i Stwór?- Sk�d mam wiedzie�?- Gadaj, gdzie s�, psidupku - wycedzi�em.Przez kilka sekund widzia�em w jego oczach upór, jakby przymierza� si� dopój�cia w zaparte.Ale ja mia�em pistolet, a on nie.To jednak robi ró�nic�.- W Kosmicznych �mieciach.- �adnych takich, Dingo.Adres.- Za du�o ode mnie wymagasz, czysty ch�opcze.Nacisn��em na spust.Ale leciutko, z umiarem.Minimalny nacisk Pistolnika; na tyle tylko, byzapali�o si� czerwone �wiate�ko gotowo�ci do strza�u; to wystarczy�o, �e�byt�um wstrzyma� oddech, a Dingo zacz�� krzycze� i po�ród tego krzyku wyrzuci� zsiebie informacj�, adres.Popuszczony przeze mnie spust powróci� do pozycji wyj�ciowej; czer�wone�wiate�ko przygas�o do trybu oczekiwania.- I bez tego bym ci powiedzia�! - krzycza�a psia gwiazda.- Chcia�em si� tylko upewni�, Dingo.Tylko si� upewni�.Bo ju� wiedzia�em, gdzie s� Kosmiczne �mieci.By�em tam kiedy�.Na zakupach.Totam nabyli�my t� star� zarobaczywion� kanap�.Teraz wracali�my [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.