X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.uhm.znikni�ciem.Potrzeba nam tylko ekspertaod paliw sta�ych - a przyznaj�, �e nie ma ich zbyt wielu � który pod��czy�byostatnie przewody i uzbroi� rakiet�.W tamtym telegramie obiecywano, �e kto�taki przyb�dzie na wysp� dzisiaj.Omal im si� nie przedstawi�em.Depesz� wys�ano pewnie zaraz po tym, jakWitherspoon dowiedzia� si�, �e Bentall o ch�odzie i g�odzie sp�dza noc narafie.Bez dwóch zda� facet by� przest�pc�, ale przest�pc� genialnym.Ja za�nie by�em ani przest�pc�, ani geniuszem.On gra� w ekstraklasie, ja w trzeciejlidze.Czu�em si� jak Dawid, który spotkawszy Goliata stwierdza, �e zapomnia�zabra� procy.Mimochodem u�wiadomi�em sobie, �e Anderson rozmawia z rumianymcholerykiem, który nazywa� si� Farley, lecz nagle us�ysza�em dwa s�owa, któresprawi�y, �e podskoczy�em, jak gdybym zobaczy� tarantul� w swojej zupie.- Czy mi si� zdaje, czy kto� tu mówi� o kapitanie Flecku? - spyta�em ostro�nie.- Owszem - przytakn�� Anderson.- Fleck to w�a�ciciel szkunera, który przywozinam z Kandavu prowiant i poczt�.Spodziewamy si� go dopiero po po�udniu.Ca�e szcz�cie, �e sta�em, bo inaczej pewnie bym zlecia� ze sto�ka.- Przywozi wam prowiant i poczt�? � powtórzy�em g�upkowato.- W�a�nie - warkn�� zniecierpliwiony Farley.� To Australijczyk.Handlujetowarami z demobilu, ale pracuje tak�e dla nas.Oczywi�cie zosta� sprawdzony nawylot, jest czysty.- Oczywi�cie, oczywi�cie.- Oczyma duszy widzia�em Flecka przewo��cego poczt� zjednej strony wyspy na drug� i z powrotem.- Czy on si� orientuje, co tu si�dzieje?- Naturalnie, �e nie - rzek� Anderson.- Wszelkie prace nad rakietami - mamy tudwie - prowadzimy potajemnie.Czy to zreszt� wa�ne, panie Bentall?- Nie.- Rzeczywi�cie, teraz to ju� nie mia�o �adnego znaczenia.- Co� mi si�zdaje, Anderson, �e czas najwy�szy naradzi� si� z waszym komendantem.Zosta�onam niewiele czasu.Je�eli w ogóle nam co� zosta�o.Odwróci�em si� do wyj�cia i zatrzyma�em, gdy kto� zastuka� w drzwi z drugiejstrony.Anderson rzuci�: - Wej��! - na co drzwi otworzy�y si� i w progu stan��mat Allison.Zamruga�, o�lepiony nag�ym �wiat�em.- Jest lekarz, poruczniku.- A, to �wietnie.Wejd�, Brookman, mamy tu.� Nagle urwa� i spyta� ostro: -Gdzie wasza bro�, Allison?Mat j�kn�� z bólu i zatoczy� si� w g��b pokoju, gdy co� uderzy�o go od ty�u.Wpad� na Farleya.Nim obaj przeturlali si� po pod�odze i zatrzymali na �cianie,w drzwiach stan�� Hewell.Wydawa� si� wielki jak Everest.Prawdopodobnie kaza�Allisonowi wej�� przed sob�, a sam zaczeka� na zewn�trz, by przyzwyczai� oczydo �wiat�a.W olbrzymiej d�oni �ciska� pistolet, zaopatrzony w czarnycylindryczny przedmiot przykr�cony do lufy - t�umik.Podporucznik Anderson pope�ni� ostatni b��d w swoim �yciu - si�gn�� do pasa, bywyrwa� kolta z kabury.Krzykn��em, próbuj�c powstrzyma� jego d�o�, niestetysta� po mojej lewej r�ce i nie zd��y�em.Przed oczami mign�a mi twarz Hewella; zrozumia�em, �e jest ju� za pó�no.Kiedynacisn�� na spust, jego mina by�a jak zawsze kamienna, pusta, wyprana z wyrazu.Rozleg� si� cichy, st�umiony huk i w oczach Andersona b�ysn�� wyraz zdziwienia,kiedy obur�cz chwyci� si� za pier� i przewróci� do ty�u.Skoczy�em, �eby gopodtrzyma�, co by�o o tyle g�upie, �e nikomu to nie pomog�o, za to wykr�ci�emsobie lewe rami�.Co za sens cierpie� za kogo�, kto i tak nic ju� nie czuje?Pi�tek, 6.00 - 8.00Hewell wszed� do pokoju, nie zaszczycaj�c spojrzeniem le��cego na pod�odzetrupa.Skin�� r�k�, na co w progu pojawili si� dwaj Chi�czycy.Trzymalipistolety maszynowe i wygl�dali na takich, którzy wiedz�, jak si� nimipos�ugiwa�.- Czy kto� z was ma bro�? - zapyta� Hewell swym g��bokim, grobowym g�osem.-Czy kto� tu jest uzbrojony? Je�li tak, niech si� przyzna od razu.Inaczejzarobi kulk� w �eb.Wi�c jak?Nikt nie mia� broni.Ka�dy z nich odda�by mu nawet wyka�aczk�, w obawie, �ewe�mie j� za bro�.Tak to ju� Hewell dzia�a� na ludzi.- Dobrze.- Zrobi� jeszcze jeden krok w g��b pokoju i spojrza� na mnie.-Spryciarz z ciebie, Bentall, oszuka�e� nas.Wcale nie masz z�amanej nogi.A coci si� sta�o w r�k�.pewnie ci� pogryz� nasz doberman, zanim go zabi�e�, co?Poza tym zabi�e� dwóch moich ludzi, Bentall.Zap�acisz mi za to.W jego powolnym, grobowym g�osie nie by�o nic z�owieszczego czy z�owró�bnego,ale ju� sam wygl�d Hewella sprawia�, �e wszelkie gro�by stawa�y si� zb�dne.Aniprzez chwil� nie w�tpi�em, �e zap�ac� mu za wszystko.- Z tym jednak musimy troch� poczeka�.Chwilowo jeszcze nie mo�emy pozwoli� ciumrze�, Bentall.- Szybko wyda� polecenia w jakim� obcym j�zyku jednemu zChi�czyków - wysokiemu, muskularnemu i na oko bystremu facetowi o kamiennejtwarzy - po czym odwróci� si� do mnie.- Opuszcz� was teraz na chwil�.musimysi� zaj�� wartownikami przy zasiekach.Garnizon i ca�y teren s� ju� w naszychr�kach, a linia telefoniczna do wartowni jest zerwana.Zostawiam was pod opiek�Hanga.Nie próbujcie tylko czasem jakich� sztuczek.Je�li s�dzicie, �e jedencz�owiek, nawet uzbrojony w pistolet maszynowy, nie zapanuje nad dziewi�ciomam�czyznami w ma�ym pomieszczeniu, to �atwo mo�ecie si� przekona�, dlaczegoHang jako starszy sier�ant dowodzi� batalionem strzelców w Korei.- Rozdziawi�usta w ponurym u�miechu.- Nie musz� chyba t�umaczy�, po czyjej stroniewalczy�.Co rzek�szy, znikn�� wraz z drugim Chi�czykiem.Wymieni�em spojrzenia z Marie.Twarz mia�a zm�czon�, smutn�, a nik�y u�mieszek, którym mnie obdarzy�a, by�czysto machinalny.Wszyscy inni patrzyli na stra�nika, który z kolei niepatrzy� na nikogo.Farley odchrz�kn��.- A mo�e by�my si� tak na niego rzucili, Bentall? - odezwa� si� swobodnie.- Zdwóch stron?- Sam si� pan na niego rzucaj - odburkn��em.� Ja nawet nie kiwn� ma�ym palcem.- Do diab�a, cz�owieku, kto wie czy to nie nasza ostatnia szansa! - W jegog�owie brzmia�a desperacja.- Ostatni� szans� ju� pogrzebali�my.Pa�ska odwaga jest godna podziwu, Farley,czego nie da si� powiedzie� o pa�skiej inteligencji.Niech pan nie b�dzieidiot�.- Ale.- S�ysza� pan, co mówi� Bentall? - odezwa� si� stra�nik po angielsku, z silnymakcentem ameryka�skim.� Nie b�d� pan idiot�.Farley opad� jak przek�uty balon; ca�a buta i determinacja opu�ci�y go w jednejchwili, gdy u�wiadomi� sobie naiwno�� swego przypuszczenia, �e stra�nik niew�ada innym j�zykiem ni� ojczysty.- Usi�d�cie na pod�odze i skrzy�ujcie nogi � ci�gn�� stra�nik.- Tak b�dziebezpieczniej.dla was.Nie chc� nikogo zastrzeli�.- Przerwa�, a po namy�ledorzuci�: - Z wyj�tkiem Bentalla.Dzi� w nocy zabi�e� dwóch cz�onków mojegoklanu, Bentall.Z braku stosownego komentarza, pu�ci�em to mimo uszu.- Kto chce, mo�e pali� - rzek� Chi�czyk.� Rozmawia� te� mo�ecie, byle g�o�no.Nikt si� jako� nie kwapi�, �eby skorzysta� z pozwolenia.S� sytuacje, w którychtrudno o jaki� mi�y temat do rozmowy, a to w�a�nie by�a jedna z nich.Ja za�nie mia�em ochoty na pogaw�dki tak�e dlatego, �e chcia�em wreszcie pomy�le� wspokoju, cho� podobno my�lenie niewprawnym szkodzi.Próbowa�em dociec, jak tosi� sta�o, �e Hewell i spó�ka tak szybko przebili si� przez tunel.Wiedzia�em,�e mieli zaatakowa� o �wicie, a tymczasem nast�pi�o to o kilka godzinwcze�niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.