[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To móg³ byæ Scott, móg³ byæ doktorBeadermeyer czy te¿ ktoœ inny, wynajêty przez któregoœ z nich.Ale nie ojciec, dziêki Bogu.Ten nêdzny bydlak wreszcie jest martwy.Modli³asiê, ¿eby piek³o istnia³o naprawdê.Bo jeœli istnia³o, to ojciec siedzia³ zpewnoœci¹ w jego najg³êbszych czeluœciach.Musia³a siê dostaæ do matki.Noelle jej pomo¿e.Kiedy Noelle pozna prawdê,bêdzie j¹ ochraniaæ.Ale czemu w czasie tych szeœciu miesiêcy pobytu w oœrodkuNoelle ani razu jej nie odwiedzi³a? Nie za¿¹da³a wyjaœnieñ, dlaczego jej córkatu przebywa? Z tego, co Sally wiedzia³a, Noelle nie uczyni³a nic, ¿eby jejpomóc.Czy wierzy³a, ¿e jej córka jest ob³¹kana? Uwierzy³a swojemu mê¿owi?Uwierzy³a ziêciowi?Jak siê st¹d wydostaæ?*Amabel zapyta³a: - Czy któryœ z panów mia³by ochotê na fili¿ankê kawy?- Nie - krótko odpar³ Quinlan.- Powiedz nam, gdzie jest Sally.Amabel westchnê³a i gestem zaprosi³a ich, by usiedli, - Pos³uchaj, James,mówi³am ju¿ szeryfowi, ¿e kiedy Sally zobaczy³a ciê zranionego, musia³a siêprzestraszyæ i uciek³a.To jedyne wyt³umaczenie.Sally nie jest siln¹dziewczyn¹.Wiele przesz³a.By³a nawet w oœrodku dla nerwowo chorych.Niewygl¹dasz na zaskoczonego.Trochê jestem zdziwiona, ¿e ci o tym powiedzia³a.Otakich rzeczach siê nie opowiada.Pos³uchaj mnie, by³a naprawdê bardzo chora.Inadal jest.Jej ucieczka teraz, podobnie jak ucieczka z Waszyngtonu, jestzrozumia³a.Jeœli mi nie wierzysz, idŸ do Thelmy.Martha powiedzia³a mi, ¿e zpokoju Jamesa zniknê³y wszystkie rzeczy Sally.Czy to nie dziwne? Niepozostawi³a po sobie nawet wspomnienia.Jakby chcia³a wymazaæ sam¹ siebie.-Przerwa³a na chwilê, po czym doda³a nieobecnym g³osem: - To niemal jakby nigdyjej tu nie by³o, jakbyœmy sobie tylko wyobrazili, ¿e tu przebywa³a.Quinlan zerwa³ siê na nogi i stan¹³ nad ni¹.Wygl¹da³ piekielnie groŸnie, aleDavid nie odezwa³ siê nawet s³owem, czeka³.Quinlan przysun¹³ twarz do twarzyAma-bel i zacz¹³ mówiæ powoli i wyraŸnie: - Bzdura, Amabel! Sally nie jestzjaw¹, nie jest te¿ wariatk¹, co usi³owa³aœ wmówiæ i jej, i nam.Nie wymyœli³asobie nocnych krzyków tamtej kobiety.Nie wyobrazi³a sobie w œrodku nocy twarzyswojego ojca w oknie sypialni.Stara³aœ siê jak mog³aœ, ¿eby zaczê³a w siebiew¹tpiæ, prawda, Amabel? Próbowa³aœ j¹ przekonaæ, ¿e oszala³a.- To kpiny.Quinlan zbli¿y³ siê jeszcze bardziej, pochyli³ tak, ¿e musia³a oprzeæ siêplecami o krzes³o.- Dlaczego to zrobi³aœ, Amabel? Powiedzia³aœ przed chwil¹,¿e wiedzia³aœ o jej pobycie w sanatorium.Wiedzia³aœ, ¿e ktoœ umieœci³ j¹ tam iprzez szeœæ miesiêcy trzyma³ po uszy naszpikowan¹ narkotykami, prawda? Niepróbowa³aœ umocniæ jej w przekonaniu, ¿e jest normalna jak wszyscy.Nie, tykarmi³aœ j¹ aluzjami.Nie zaprzeczaj, sam s³ysza³em.Stara³aœ siê, ¿ebyzw¹tpi³a w sam¹ siebie, w swój rozs¹dek.Dlaczego?Lecz Amabel tylko uœmiechnê³a siê smutno.Zwróci³a siê do Davida.- By³ambardzo cierpliwa, szeryfie.Ten cz³owiek zna³ Sally zaledwie trochê ponadtydzieñ.Jestem jej ciotk¹.Kocham j¹.Nie ma ¿adnego powodu, ¿ebym chcia³a j¹skrzywdziæ.Zawsze bêdê chcia³a j¹ os³aniaæ.Przykro mi, James, ale Sallyuciek³a.Tak po prostu.Modlê siê, ¿eby szeryf j¹ odnalaz³.Nie jest silna.Trzeba siê ni¹ zaj¹æ.Quinlan by³ tak wœciek³y, ¿e ba³ siê, i¿ za chwilê zerwie j¹ z krzese³ka izacznie ni¹ potrz¹saæ.Cofn¹³ siê i zacz¹³ spacerowaæ po niewielkim saloniku.David obserwowa³ go przez chwilê, wreszcie odezwa³ siê: -Pani Perdy, jeœliSally uciek³a, czy domyœla siê pani, gdzie mog³aby siê skierowaæ?- Na Alaskê.Powiedzia³a, ze chcia³aby pojechaæ na Alaskê.Stwierdzi³a, ¿ewola³aby Meksyk, ale nie ma paszportu.Tylko tyle mogê panu powiedzieæ,szeryfie.Naturalnie, jeœli tylko Sally siê odezwie, natychmiast dam panu znaæ.- Amabel wsta³a z krzes³a.- Przykro mi, James.Wiesz, kim jest Sally.Bardzomo¿liwe, ¿e poda³eœ szeryfowi Mountebankowi jej prawdziwe nazwisko.Przed Sallyjest wiele spraw, którym w koñcu bêdzie musia³a stawiæ czo³o.Jeœli zaœ chodzio jej stan psychiczny, to kto tu mo¿e coœ wiedzieæ? Mo¿emy siê tylko wszyscymodliæ.James mia³ ochotê obj¹æ palcami jej cygañsk¹ szyjê i œcisn¹æ.£ga³a, psiakrew,ale robi³a to bardzo dobrze.Sally nie uciek³aby, widz¹c go le¿¹cego bezprzytomnoœci u swoich stóp.Na pewno.A to oznacza³o, ¿e ktoœ j¹ dopad³.I tym kimœ by³a osoba udaj¹ca jej ojca.James gotów by³ siê o to za³o¿yæ.Terazwiedzia³ ju¿, co ma robiæ.Mia³ nawet podejrzenie, gdzie mog³aby byæ.Na sam¹myœl krew œciê³a mu siê w ¿y³ach.13ROZDZIA£Noc by³a ciemna.Ani blade œwiat³o skrawka ksiê¿yca, ani pojedyncza gwiazda nierozjaœnia³y smoliœcie czarnego nieba.Czarne chmury k³êbi³y siê i przesuwa³y,ale nie ods³ania³y nic poza jeszcze g³êbsz¹ czerni¹.Sally patrzy³a przez okno, raz za razem g³êboko chwytaj¹c powietrze.Nied³ugosiê pojawi¹, ¿eby daæ jej nastêpny zastrzyk.¯adnych tabletek, s³ysza³a s³owadoktora Beadermeyera, bo mo¿e je znowu schowaæ w ustach.Oœwiadczy³, ¿e niechce jej wiêcej krzywdziæ, drañ.By³a te¿ nowa pielêgniarka - na plakietce widnia³o imiê Rosalee - o twarzy takpozbawionej wyrazu jak oblicze Hollanda.Nie odzywa³a siê do Sally,ograniczaj¹c siê tylko do zwiêz³ych poleceñ, co ma robiæ i w jaki sposób.Pilnowa³a jej w ³azience, co Sally uznawa³a za przyjemniejsze ni¿ obecnoœæ wtym miejscu Hollanda.Doktor Beadermyer nie chcia³, ¿eby jej siê sta³a jakaœ krzywda? Jeœli tak, totylko dlatego, ¿e sam chcia³ j¹ skrzywdziæ.Nie widzia³a nikogo, pozaBeadermey-erem, Hollandem i siostr¹ Rosalee.Zmusili j¹, ¿eby nie oddala³a siêze swojego pokoju.Nie mia³a nic do czytania, nie by³o telewizora.Nic niewiedzia³a ani o matce, ani o Scotcie.Przez wiêksz¹ czêœæ czasu by³a takotumaniona lekami, ¿e by³o jej wszystko jedno, nie wiedzia³a nawet, kim jest.Teraz jednak wiedzia³a, teraz mog³a rozs¹dnie myœleæ i z ka¿d¹ minut¹ stawa³asiê coraz silniejsza.Gdyby tylko Beadermeyer wstrzyma³ siê jeszcze kilka minut, mo¿e kwadrans,by³aby gotowa.Ale nie da³ jej nawet dwóch minut.Podskoczy³a, kiedy us³ysza³a, jak przekrêcaklucz w drzwiach.Nie by³o czasu, ¿eby zaj¹æ w³aœciw¹ pozycjê.Sta³a ca³asztywna przy oknie w jedwabnej koszuli nocnej w kolorze brzoskwini.- Dobry wieczór, moja droga Sally.Wygl¹dasz œwie¿o i ca³kiem ³adnie w tejkoszulce.Czy zechcia³abyœ teraz zdj¹æ j¹ dla mnie?-Nie.- Aha, a wiêc odzyska³aœ ju¿ zdolnoœæ myœlenia, prawda? Chcia³bym z tob¹pogawêdziæ przez chwilê, zanim wyœlê ciê z powrotem w niebyt.Usi¹dŸ, Sally.- Nie.Chcê staæ jak najdalej od ciebie.- Jak sobie ¿yczysz.- Ubrany by³ w ciemnoniebieski sweter i czarne spodnie.Ciemne w³osy mia³ zaczesanê g³adko do ty³u i wygl¹da³, jakby w³aœnie wyszed³spod prysznica.W bia³ym garniturze zêbów dwie górne jedynki by³y krzywe izachodzi³y na siebie.- Masz paskudne zêby - zauwa¿y³a teraz.- Dlaczego jako dziecko nie nosi³eœaparatu koryguj¹cego?S³owa te wypowiedzia³a bez zastanowienia; nastêpny dowód na to, ¿e nadaljeszcze nie myœla³a zupe³nie jasno.Wygl¹da³ tak, jakby chcia³ j¹ zabiæ.Bezwiednie podniós³ palce, aby dotkn¹æzêbów, po czym opuœci³ rêkê.Dzieli³a ich zaledwie w¹ska smuga cienia, alerozpozna³a kipi¹c¹ w nim z³oœæ i chêæ, ¿eby jej zadaæ ból.Opanowa³ siê.- Có¿, jesteœ dziœ trochê jêdzowata, prawda?- Nie - powiedzia³a, stale go obserwuj¹c, ca³a napiêta, œwiadoma tego, ¿e chcej¹ zaatakowaæ i bardzo skrzywdziæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl