[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mia�a na sobie d�ug� zielon� sukni� z cekinami, co jeszczebardziej upodabnia�o j� do b�yszcz�cej, wyro�ni�tej wa�ki.- Sybillo, có� za mi�a niespodzianka! - powita� ja Dumbledore, powstaj�c.- Patrzy�am sobie w kryszta�ow� kul�, panie dyrekto�rze - powiedzia�a profesorTrelawney najbardziej mgli�stym i odleg�ym g�osem, na jaki j� by�o sta� - i kumo�jemu zdumieniu ujrza�am siebie rezygnuj�c� z samotnego posi�ku i schodz�c�tutaj, aby si� do was przy��czy�.Jak�e bym mog�a walczy� z nieub�aganym losem?Natychmiast opu�ci�am moj� wie��.Prosz� mi tylko wybaczy� spó��nienie.- Ale� oczywi�cie, oczywi�cie - powiedzia� Dumbledore, mrugaj�c oczami.- Zarazwyczaruj� ci krzes�o, Sybillo.I rzeczywi�cie wyczarowa� krzes�o jednym machni�ciem ró�d�ki: pojawi�o si� wpowietrzu, przez chwil� obraca�o si� szybko, po czym run�o z hukiem mi�dzySnape�a i McGonagall.Profesor Trelawney jednak nie usiad�a; jej olbrzymie oczyb��dzi�y wokó� sto�u, a� nagle wyda�a z siebie co� w rodzaju �agodnego krzyku.- Nie o�miel� si�, dyrektorze! Je�li usi�d� przy tym stole, b�dzie nastrzyna�cioro! Nieszcz�cie murowane! Pro�sz� nigdy nie zapomina�, �e kiedytrzyna�cie osób zasiada do sto�u, pierwsza, która wstanie, b�dzie pierwsz�,która umrze!- Zaryzykujemy, Sybillo - powiedzia�a profesor McGonagall zniecierpliwionymtonem.- Usi�d� wresz�cie, indyk wyzi�bnie na kamie�.Profesor Trelawney zawaha�a si�, a potem osun�a si� ostro�nie na pustekrzes�o, z zamkni�tymi oczami i zaci�ni�tymi wargami, jakby si� spodziewa�a,�e za chwil� piorun trza�nie w stó�.Profesor McGonagall zanurzy�a wielk� �y�k�w najbli�ej stoj�cej wazie.- Troch� flaczków, Sybillo?Profesor Trelawney zignorowa�a j�.Otworzy�a oczy, spojrza�a ponownie powszystkich i zapyta�a:- A gdzie jest nasz drogi profesor Lupin?- Biedak, niestety znowu �le si� poczu� - odrzek� Dumbledore, gestemzapraszaj�c wszystkich, aby si� sami obs�ugiwali.- Prawdziwe nieszcz�cie, �emusia�o go to dopa�� w Bo�e Narodzenie.- Ale Sybilla na pewno ju� o tym wie, prawda? - odezwa�a si� profesorMcGonagall, unosz�c brwi.Profesor Trelawney obdarzy�a j� bardzo ch�odnym spoj�rzeniem.- Oczywi�cie, Minerwo - powiedzia�a spokojnie.- Nie wypada jednak okazywa� naka�dym kroku, �e si� o wszystkim wie.Bardzo cz�sto zachowuj� si� tak, jakbymnie mia�a wewn�trznego oka, aby nie peszy� innych.- To by wiele wyja�nia�o - zauwa�y�a cierpko pro�fesor McGonagall.G�os profesor Trelawney sta� si� nagle o wiele mniej tajemniczy.- Je�li chcesz wiedzie�, Minerwo, profesora Lupina ju� nied�ugo w�ród naszabraknie.On sam jest chyba �wiadom, �e jego czas si� zbli�a.�achn�� si� iuciek�, kiedy mu zapro�ponowa�am wró�enie z kryszta�owej kuli.- Trudno si� dziwi� - mrukn�a profesor McGonagall.- A ja w�tpi� - odezwa� si� Dumbledore beztrosko, nieco jednak podnosz�c g�os,co zako�czy�o konwersacj� mi�dzy profesor McGonagall i profesor Trelawney - byprofesorowi Lupinowi co� bezpo�rednio zagra�a�o.Severusie, przyrz�dzi�e� muponownie eliksir?- Tak, panie dyrektorze - odpowiedzia� Snape.- To dobrze.A wi�c wkrótce powinien poczu� si� lepiej.Derek, próbowa�e� ju�tych kie�basek? S� wy�mie�nite.Ch�opiec z pierwszej klasy zaczerwieni� si� gwa�townie, s�ysz�c swoje imi� zust samego dyrektora, i trz�s�cymi r�kami wzi�� pó�misek z kie�baskami.Profesor Trelawney zachowywa�a si� prawie normalnie a� do samego ko�ca�wi�tecznego obiadu, dwie godziny pó�niej.Opchani do granic mo�liwo�ci, wci��w kapelu�szach z cukierków-niespodzianek, Harry i Ron pierwsi wsta�li od sto�u,a wówczas us�yszeli przera�liwy pisk profesor Trelawney.- Ach, moi kochani! Kto z was pierwszy podniós� si� z krzes�a? Kto?- Nie wiem - wyb�ka� Ron, patrz�c ze strachem na Harry�ego.- Nie s�dz�, by to mia�o jakie� znaczenie - o�wiad�czy�a ch�odno profesorMcGonagall - chyba �e za drzwia�mi czeka jaki� szaleniec z siekier�, �ebyzamordowa� pierw�sz� osob�, która wyjdzie z Wielkiej Sali.Nawet Ron si� roze�mia�.Profesor Trelawney zrobi�a tak� min�, jakby j�zniewa�ono.- Idziesz? - zapyta� Harry Hermion�.- Nie - mrukn�a Hermiona.- Chc� zamieni� stówko z profesor McGonagall.- Pewnie chce wybada�, czy mog�aby zapisa� si� na kolejny przedmiot -powiedzia� Ron, ziewaj�c, kiedy weszli do sali wej�ciowej, w której nie by�oani jednego szale�ca z siekier�.Kiedy dotarli do dziury pod obrazem, Sir Cadogan sie�dzia� przy uczciebo�onarodzeniowej z paroma mnichami, kilkoma poprzednimi dyrektorami Hogwartu iswoim t�u�stym konikiem.Na ich widok ods�oni� przy�bic� i uniós� p�katy dzbanmiodu.- Weso�ych.- czkn�� - �wi�t! Has�o!- N�dzny kundel - rzek� Ron.- Jako i ty, szlachetny panie! - rykn�� Sir Cadogan, kiedy obraz odchyli� si�,aby ich przepu�ci� [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl