X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chc�, aby�cie przez chwil� byli cicho - powiedzia�.Wyci�gn�� bezw�adne cia�a do magazynku i zamkn�� za sob� drzwi.Co dalej? By� wolny - lecz nie mia� dok�d uciec.A chcia� czego� wi�cej ni�tylko wolno�ci.Wiedzia�, �e potrzebuj� tego ziarna i �e poci�gi b�d� musia�yodby� podró� po raz drugi.Lecz G�owy Rodzin sprzeciwi�y si� temu.Móg�byponownie przed nimi wyst�pi�, wiedzia� jednak, i� nic by to nie da�o.Zaocznieskazali go na �mier�, a wi�c z pewno�ci� nie b�d� go chcieli nawet wys�ucha�.Gdyby nie by�o tam Hradil, mo�e uda�o by mu si� ich przekona� - chocia� mia� codo tego sporo w�tpliwo�ci.Zabicie jej tak�e nie zmieni�oby sytuacji.Jedynym wyj�ciem, ratuj�cym jego �ycie, a tak�e przysz�o�� wszystkichmieszka�ców tej planety, by�y drastyczne zmiany.Lecz jakie zmiany i w jakisposób nale�a�oby je przeprowadzi�? Nie by�o to proste.Postanowi� przede wszystkim napi� si� wody.Niedaleko sta�o wiadro, w którymProktorzy ch�odzili butelki z piwem.Jan wyj�� par� pozostawionych butelek,podniós� wiadro do ust i napi� si� do syta.Resztk� wody wyla� sobie na g�ow�,posapuj�c z przyjemno�ci� pod tym orze�wiaj�cym prysznicem.Dopiero potemotworzy� jedn� z butelek i poci�gn�� spory �yk piwa.W jego g�owie zaczyna� powstawa� ryzykowny plan.Samotnie nie by� w staniedokona� niczego.Kto móg�by mu pomóc? Kto wyst�pi�by przeciwko woli G�ówRodzin? A mo�e starszyzna przeliczy�a si� tym razem? Gdyby okaza�o si�, �e jegoproces i wyrok w dalszym ci�gu utrzymywane s� w sekrecie, by� mo�e uda�oby musi� pozyska� kilku sprzymierze�ców.Tak wi�c zanim przyst�pi do dzia�ania,b�dzie musia� zdoby� troch� informacji.Rewolwery zabrane obydwu Proktorom wepchn�� do pustego worka po ziarnie, któryprzerzuci� przez plecy.We wn�trzu celi w dalszym ci�gu panowa�a cisza.Miniejeszcze troch� czasu, zanim odzyskaj� przytomno��.A teraz trzeba sprawdzi�, codzieje si� na zewn�trz.Przywar� plecami do �ciany magazynu i ostro�nie rozejrza� dooko�a.Cisza.Ulicaby�a pusta.Odpr�ony, szybkim krokiem ruszy� w stron� poci�gów.Nagle stan�� jak wryty.Czy�by mia�a tu miejsce jaka� masakra? Dooko�a widnia�ybezw�adne cia�a.Przyjrza� im si� bli�ej i u�miechn�� pod nosem.Spali,oczywi�cie.Rozradowani szcz�liwym zako�czeniem podró�y oddali si� zabawie, apotem, zamiast wraca� do dusznych i zat�oczonych wagonów, pozasypiali na�wie�ym powietrzu.Wspaniale - jak na razie wszystko uk�ada�o si� lepiej, ni� móg�by to sobiewymarzy�.Wszystkie G�owy Rodzin musia�y ju� spa�, a nikogo innego si� nieobawia�.Powoli, by nie nadepn�� na le��cych nieruchomo ludzi, ruszy� wzd�u� poci�gów,szukaj�c rodziny Ciou.Wkrótce odnalaz� ich, le��cych na porozk�adanychporz�dnie matach.Ostro�nie nachyla� si� nad ka�dym z m�czyzn, a� w ko�cudostrzeg� pogr��onego w �nie Lee.Jego twarz by�a spokojna, niemal pogodna.Janukl�k� i potrz�sn�� go lekko za rami�.Ciemne oczy otworzy�y si� powoli, a nawidok kl�cz�cego z palcem na ustach Jana, natychmiast przybra�y swój zwyk�y,czujny wyraz.M�czyzna podniós� si� bezszelestnie i ruszy� w �lad za Janem.Podeszli wstron� najbli�szego ci�gnika i po drabince wspi�li do kabiny kierowców.Lee znieprzeniknionym wyrazem twarzy obserwowa�, jak Jan ostro�nie zamyka za sob�drzwi.- Co si� sta�o? Czego chcesz?- Mam twoje ta�my, Lee.To nielegalne.- Wiedzia�em, �e powinienem by� je zniszczy�! - w g�osie m�czyzny brzmia�anuta rozpaczy.- Nie obawiaj si�, w dalszym ci�gu pozostanie to pomi�dzy nami.Przyszed�em dociebie, poniewa� jeste� jedyn� osob� na ca�ej planecie, która ma w sobiewystarczaj�co du�o odwagi, by wyst�pi� przeciwko obowi�zuj�cym do tej poryprawom.Potrzebuj� pomocy.- Nie chc� by� w nic wmieszany.Nie powinienem.- Zamknij si� i pos�uchaj.Nawet nie wiesz jeszcze, czego od ciebie chc�.Czywiesz co� o moim procesie?- Procesie.?- Lub o tym, �e zosta�em skazany na �mier�?- O czym ty w�a�ciwie mówisz, Janie? Jeste� zm�czony? Wiem jedynie, �e a� dopó�nej nocy by�o �wi�to, a potem wszyscy poszli spa�.To by�o wspania�e!- Wiesz co� o zebraniu wszystkich G�ów Rodzin?- Co� s�ysza�em.Ale oni zawsze si� zbieraj�.Wiem, �e rozkazali ustawi� jedn�z kopu�, zanim jeszcze zacz�li�my ucztowa�.Ca�a starszyzna musia�a by� chyba w�rodku.Ale to nawet dobrze, bez nich zabawa by�a lepsza.By�o mnóstwo piwa.-Czy mog� dosta� troch� wody?- Przy drzwiach jest dozownik.Obs�u� si�.A wi�c ca�y proces mia� pozosta� tajemnic�? Jan u�miechn�� si� na t� my�l.Toby�o w�a�nie to, czego potrzebowa�.Zrobili b��d.Gdyby zabili go natychmiast,by� mo�e zadano by kilka pyta�, ale nic wi�cej.Teraz jest ju� na te pytania zapó�no.Spojrza� na Lee, który po kilku �ykach wody wygl�da� na bardziejprzytomnego.- Masz tutaj list� nazwisk - powiedzia� Jan, pisz�c co� szybko na skrawkupapieru.- S� to ludzie z mojejza�ogi i Lajos; on podczas tej podró�y tak�e nauczy� si� my�le� za siebie.Topowinno wystarczy� - poda� list� Lee.- Nie mog� ryzykowa�, �e kto� mnie zobaczy.Czy móg�by� odznale�� tych ludzi ipowiedzie�, by zjawili si�tutaj jak najszybciej? To bardzo wa�ne.- Ale dlaczego.?- Zaufaj mi jeszcze troch�, Lee.Prosz�.Opowiem wam wszystko od pocz�tku, aledopiero wtedy, gdy ju� b�dziemy tutaj wszyscy razem.Powiedz im, �e to naprawd�wa�ne, by przyszli tutaj jak najpr�dzej.Lee g��boko westchn��, jakby zamierzaj�c zaprotestowa�, lecz zamiast tegou�miechn�� si� nieznacznie.- Robi� to tylko dla ciebie, Janie.Tylko dla ciebie - odwróci� si� i po chwiliznikn��.Przychodzili pojedynczo.Jan powstrzymywa� swoj� niecierpliwo��, a ichciekawo��, dopóki jako ostatni nie pojawi� si� Lee i nie zamkn�� za sob�drzwi.- Zaczynaj� si� budzi�? - zapyta� Jan.- Jeszcze nie - odpar� Otakar.- Jedynie kilku szuka jeszcze czego� do picia,ale szybko k�ad� si� spa� z powrotem.To by�a niez�a zabawa.Ale teraz powiedznam, co si� w�a�ciwie sta�o.- Powiem wam, ale przedtem musz� poda� par� faktów.Jeszcze przed rozpocz�ciempodró�y mia�em sprzeczk� z Heinem Ritterspachem.Twierdzi, i� uderzy�em gowtedy.K�amie.By� tam wtedy kto�, kto mo�e to potwierdzi�.Lajos Nagy.Wszyscy spojrzeli na Lajosa, który próbowa� schowa� si� z ty�u.Na pró�no.- Lajos? - rzuci� niecierpliwie Jan.- No có�.tak, by�em tam.Nie s�ysza�em wszystkiego.- Nie o to pytam.Powiedz po prostu, czy uderzy�em Heina.Wida� by�o wyra�nie, i� Lajos nie chce by� w nic zamieszany, cho� niew�tpliwiezdawa� sobie spraw�, �e tkwi ju� w tym wszystkim po uszy.W ko�cu pokr�ci�przecz�co g�ow�.- Nie, nie uderzy�e� go.Przez moment my�la�em, �e ju� do tego dojdzie, ale nieuderzy�e� go.- Dzi�kuj�.Jest jeszcze jedna rzecz, o której musz� wam powiedzie� [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl