X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Candace nie traci�a czasu i natychmiast opu�ci�awi�zienie.Dok�adnie otrzepa�a ubranie, by si� upewni�, �e nie ma w nim �adnychowadów.Ci�gle mia�a na sobie fartuch piel�gniarki.- Bardzo pani� przepraszam - odezwa� si� do niej Siegfried.- Domy�lam si�, �ezosta�a pani wprowadzona w b��d przez naszych badaczy.By� mo�e nawet nieostrzegli pani o zasadach dotycz�cych zakazu odwiedzania wyspy.Cameron otwiera� teraz cele Melanie i Kevina.- Natychmiast, gdy us�ysza�em o waszym zatrzymaniu, stara�em si� dodzwoni� dodoktora Lyonsa - powiedzia� Siegfried.- Chcia�em, �eby zaproponowa� mo�liwienajlepsze wyj�cie z tej sytuacji.Jednak wobec nieobecno�ci doktora musia�emwzi�� odpowiedzialno�� na siebie.Wypuszczam was wszystkich na z�o�oneosobi�cie zobowi�zanie przestrzegania regu�.Mam nadziej�, �e teraz zdajeciesobie spraw� z powagi podj�tych przez was dzia�a�.Wed�ug prawa GwineiRównikowej takie zachowanie mo�na zakwalifikowa� jako zdrad� stanu.- Och, bzdury! - rzuci�a Melanie.Kevin a� si� skurczy�.Ba� si�, �e Melanie rozz�o�ci Siegfrieda i zamkn� ich zpowrotem w celach.�yczliwo�� nie nale�a�a do zalet szefa Strefy.Mustapha wr�czy� Kevinowi kluczyki do samochodu.- Pa�ski wóz stoi z ty�u - powiedzia� z wyra�nym francuskim akcentem.Kevin odebra� klucze.R�ka tak mu dr�a�a, �e wywo�a� tym u�miechy na twarzachm�czyzn.Szybko w�o�y� j� do kieszeni.- Jestem pewien, �e z doktorem Lyonsem porozmawiam jutro.Skontaktuj� si� zwami osobi�cie.Mo�ecie i�� - powiedzia� Siegfried.Melanie mia�a co� powiedzie�, gdy Kevin, niespodziewanie nawet dla siebiesamego, chwyci� j� za rami� i poci�gn�� w stron� schodów.- Mam do�� spacerów pod r�k� z m�czyznami - warkn�a, jednocze�nie próbuj�cuwolni� rami� z u�cisku Kevina.- Podejd�my tylko do wozu - szepn�� Kevin chrypliwie, przez zaci�ni�te z�by.Si�� prowadzi� Melanie obok siebie.- Co za noc - narzeka�a.U stóp schodów uda�o jej si� wreszcie uwolni� r�k�.Poirytowana, ale bez dalszego oporu, ruszy�a w gór�.Kevin poczeka�, a�wyprzedzi go Candace i poszed� za paniami na parter budynku ratusza.Weszli dosali zajmowanej przez �o�nierzy gwinejskich, stoj�cych zazwyczaj na zewn�trzbudynku.Teraz w pomieszczeniu by�o ich czterech.W obecno�ci dyrektora placówki, szefa bezpiecze�stwa oraz dowódcy Maroka�czyków�o�nierze zachowywali si� znacznie pow�ci�gliwiej ni� zwykle.Ca�a czwórkasta�a w postawie, któr� najwidoczniej uznawali za postaw� "na baczno��", zbroni� na ramionach.Kiedy pojawi�y si� obie kobiety i Kevin, na twarzachGwinejczyków pojawi�o si� wyra�nie zaskoczenie.Gdy Kevin wypycha� panie przez drzwi na parking, Melanie odwróci�a si� ipokaza�a im palec.- Prosz�, Melanie! Nie prowokuj ich! - odezwa� si� Kevin b�agalnym g�osem.Nie wiadomo, czy �o�nierze nie zrozumieli gestu kobiety, czy te� bylionie�mieleni niezwyk�ymi okoliczno�ciami.Jakikolwiek by� powód, nie wyszli zanimi, czego obawia� si� Kevin.Podeszli do samochodu.Kevin otworzy� drzwi dla pasa�erów.Candace wsiad�apospiesznie, lecz Melanie odwróci�a si� w stron� Kevina.Jej oczy b�yszcza�y wbladym �wietle.- Daj kluczyki - za��da�a.- Co? - zapyta� Kevin, cho� doskonale zrozumia�, co powiedzia�a.- Powiedzia�am, �eby� da� mi kluczyki - powtórzy�a.Skonfundowany nieoczekiwanym ��daniem, ale równocze�nie nie maj�c najmniejszejochoty na podgrzewanie nastroju, wr�czy� jej kluczyki.Melanie natychmiastobesz�a samochód i usiad�a za kierownic�.Kevin usiad� obok niej.Prawd�mówi�c, nie dba� o to, kto prowadzi, byleby tylko szybko znale�� si� jaknajdalej st�d.Melanie przekr�ci�a kluczyk w stacyjce, doda�a ostro gazu, a�zapiszcza�y opony, i szybko wyjecha�a z parkingu.- Jezu, Melanie! Zwolnij! - j�kn�� Kevin.- Jestem w�ciek�a - odpowiedzia�a.- Jak gdybym nie widzia�.- Jeszcze nie wracam do domu.Ale was mog� podwie�� do domu, je�li chcecie.- A dok�d ty si� jeszcze wybierasz? Przecie� ju� prawie pó�noc - przypomnia�Kevin.- Jad� do centrum weterynaryjnego.Nie zamierzam akceptowa� takiego traktowaniabez wyja�nienia, o co w tym wszystkim chodzi.- A co si� znajduje w centrum? - zapyta�.- Klucz do tego cholernego mostu - odpowiedzia�a.- Musz� go zdoby�, poniewa�sprawy wykraczaj� ju� poza zwyk�� ciekawo��.- Mo�e powinni�my si� zatrzyma� i porozmawia� o tym - zasugerowa� Kevin.Melanie wcisn�a hamulec.Kevin i Candace gwa�townie pochylili si� do przodu irównie gwa�townie wrócili do poprzednich pozycji.- Jad� do centrum weterynaryjnego.Wy mo�ecie jecha� ze mn� albo podrzuc� wasdo domu.Wolny wybór.- Dlaczego dzisiaj? - zapyta� Kevin.- Dlatego, �e w�a�nie w tej chwili jestem naprawd� w�ciek�a, a po drugie,dlatego, �e teraz si� nie spodziewaj�.Oczywi�cie s�dz�, �e szybko pojedziemydo domu i schowamy si� w po�cieli.Dlatego byli�my tak �le traktowani.Ale co�wam powiem, to nie w moim stylu.- Ale w moim - odpar� Kevin.- Zdaje mi si�, �e Melanie ma racj� - odezwa�a si� pierwszy raz Candace.- Niemam w�tpliwo�ci, �e próbowali nas przestraszy�.- I wykonali swoj� robot� cholernie dobrze - stwierdzi� z rozbrajaj�c�szczero�ci� Kevin.- A mo�e jestem w tym zespole jedynym cz�owiekiem przyzdrowych zmys�ach?- Zróbmy to - zdecydowa�a Candace.- Och nie! - niemal zaskamla� Kevin.- Na mnie nie liczcie.- Podrzucimy ci� do domu - zaoferowa�a si� Melanie.- To nie problem.- Zacz�azawraca�.Kevin wyci�gn�� d�o� i powstrzyma� r�k� Melanie.- W jaki sposób zamierzasz zdoby� klucz? Nawet nie wiesz, gdzie jest.- To ca�kiem jasne, �e musz� si� znajdowa� w biurze Bertrama.Przecie� on jestszefem zespo�u, który opiekuje si� bonobo wprowadzonymi do programu.Poza tymsam mówi�e�, �e on je ma.- No dobra, s� w biurze Bertrama.Ale co z ochron�? Biura s� pozamykane.Melanie si�gn�a do górnej kieszeni fartucha, który ci�gle mia�a na sobie, iwyj�a z niej kart� magnetyczn�.- Zapomnia�e�, �e nale�� do kierownictwa centrum weterynaryjnego.To nie jestVISA.Tym kawa�kiem plastyku mog� o ka�dej porze otworzy� ka�de drzwi wcentrum.Pami�taj, �e moja praca w ramach projektu z bonobo tylko w cz�cidotyczy kwestii zap�odnienia.Kevin odwróci� si� i popatrzy� na Candace.Jej blond w�osy wydawa�y si� �wieci�w s�abym �wietle wn�trza samochodu.- Je�li ty, Candace, wchodzisz do gry, to chyba i ja si� do��cz� - stwierdzi�.- Jazda! - krótko odpar�a dziewczyna.Melanie wcisn�a gaz i ruszy�a drog� na pó�noc, mijaj�c warsztaty i gara�e.Wwarsztatach praca sz�a pe�n� par�, pot�ne reflektory o�wietla�y ca�y teren [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl
  • Drogi uД№Еєytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerД‚Е‚w w celu dopasowania treД№В›ci do moich potrzeb. PrzeczytaД№В‚em(am) Politykę prywatnoД№В›ci. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerД‚Е‚w w celu personalizowania wyД№В›wietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treД№В›ci marketingowych. PrzeczytaД№В‚em(am) Politykę prywatnoД№В›ci. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.